Nowi Jeźdźcy Beacon Hills (bonus, wyzwanie teen wolf)

Start from the beginning
                                    

- Uważam, że nasze dzieci są najlepsze na świecie. A Jordan jest już znudzony. – Stiles pocałował żonę w czubek głowy. – Powinien też bardziej uważać na to co robi. Nie widziałem wcześniej Rosie tak wkurzonej.

- Zawsze była chodzącym dynamitem. – Lydia uśmiechnęła się do swoich wspomnień. – Kiedy próbowałam wsadzić jej grzebyk we włosy przed balem o mało nie straciłam palców. Myślisz że jesteśmy dobrymi rodzicami?

- Poddajesz to w wątpliwość? – Stiles wyrzucił ręce w górę. – Nigdy nie widziałem lepszych. No nie patrz tak na mnie. Jesteśmy genialnymi rodzicami. Lepszymi niż David i Victoria Beckham. – przytulił Lydię mocno do siebie. – Nie wolno ci w to wątpić. Nigdy, przenigdy.

- Isabelle udało nam się wychować...

- Ansel to większy kaliber. – Stiles puścił ją i uśmiechnął się pocieszająco chwytając kubek herbaty. – I Izzy nie przyjaźniła się z małą Isaaca.

- To dziecko to diabeł, nie szesnastolatka. – oczy Lydii rozbłysły swoistą radością. – Trochę jak Rosie, ale ona się hamowała.

- Nie zapominaj że drugim rodzicem Emily jest Isaac, nad którym potrafią zapanować tylko dwie osoby. Scott i sama Rosalie.

- A kiedy Scotta zabrakło...

- Rosie jest mądra i silna, ale Isaac jest jak tornado w Nebrasce. W pełni rozpędzony jest nie do opanowania. Sama nie da sobie rady... A teraz musi jeszcze panować nad Emily. – Stiles pokręcił głową.

****

- Tak z domu nie wyjdziesz, młoda damo!

Scott McCall stał u podnóża schodów i manewrował biodrami by tylko nie przepuścić swojej ukochanej córki Nydii.

Naburmuszona szesnastolatka miała na sobie krótką spódniczkę, czarne rajstopy i gorset. Usta wymalowała na czarno, a tej nocy, jej piękne brązowe włosy otrzymały jasnofioletowe pasemka. Zamiast zwyczajnych trampek, na stopach dziewczyna miała ciężkie, ciemnofioletowe glany do kolan.

- Chcesz się o to zakładać? – prychnęła Nydia, z tą mina którą miała od około miesiąca, kiedy ogłosili jej że wyjeżdżają z Atlanty. – Wyjdę. Choćbyś miał to ze mnie zedrzeć pójdę w strzępach.

- Evanna!

Zatroskana, średniego wzrostu rudowłosa kobieta o miękkim, przyjaznym spojrzeniu pojawiła się w korytarzu i o mało nie zemdlała. Jej twarz przeszła z bladości, w czerwień a potem w piękny siny kolor.

- Co ty na sobie masz? – ściskała kurczowo filiżankę. – Nydia, błagam cię włóż coś normalnego.

- Wyrażam tym strojem siebie. – nastolatka nonszalancko oparła się o balustradę. Wcale nie miała zamiaru odpuścić, a jej rodzice doskonale to widzieli.

- Nie możesz wyrażać siebie przez muzykę? Serio, pozwalam ci słuchać Death Metalu w domu ale nie ubieraj się jak gotycka lalka. – Scott opuścił ręce luźno wzdłuż ciała. Nie mógł dać się sprowokować, bo od pewnego czasu tylko o to chodziło. – W tych ciuchach odstraszysz nie tylko ludzi, ale także wszystkie okoliczne koty.

- I tak bym je odstraszyła. – oczy Nydii błysnęły na złoto, kiedy jej twarz wykrzywiła się w uśmiechu.

- Musiscie się tak od rana drzeć?

- Chluba rodziny. – prychnęła Nydia i wykorzystała moment. Przeskoczyła przez balustradę i zniknęła w kuchni skąd już od pewnego czasu unosił się zapach bekonu i jajek.

Full Moon - isaac laheyWhere stories live. Discover now