Rozdział XXXII - "Ojczym"

1K 78 3
                                    

Udałem się do mojego znajomego kolegi z drużyny koszykarskiej. Znam go na tyle dobrze, że wiem także o jego szemranych interesach w kwestii narkotyków. Nie mieszam się w życie prywatne innych osób, więc nie jest to dla mnie jakaś znacząca w tej chwili kwestia. Poinformowałem matkę Sally, żeby czekała na techników policyjnych, a ja spróbuje się czegoś więcej dowiedzieć. Wyszedłem z mieszkania, nie wsiadłem do swojego auta pod wpływem takiego nerwu emocjonalnego spowodowanego całą tą sytuacją, nie chciałbym spowodować wypadku. Jest to wielkie utrapienie, strata osoby bliskiej, nie chciałbym, aby ktoś czuł się tak samo jak ja w tej chwili. Może nie określę tego mianem identycznej sytuacji, bo ja wciąż mam nadzieję. Martin mieszka dość daleko, więc droga będzie długa. Na stację podjechał autobus. Idealnie. Ruszyłem w jego stronę i w ostatniej chwili do niego wskoczyłem. Zająłem dogodne miejsce i czekałem na odpowiedni przystanek...

***

*Perspektywa Sally*

Dotarliśmy do jakiegoś hotelu. Nazwy nie znam, odkryto mi głowę, gdy dotarliśmy na miejsce. Jedyne polecenia? Żadnych krzyków, oni nie zawahają się mnie zabić w każdej chwili. Udajemy szczęśliwą parę zakochanych, przyznali mi jakiegoś młodego chłopaka, żeby realnie to wyglądało. Dotarliśmy do pokoju, a za nami kilka osób, wyglądających rzekomo na turystów. Dobre przebranie, widać, że są profesjonalistami. Młody chłopak rzucił mną na łóżko, był bardzo niedelikatny w stosunku do mnie. Pierwsze wrażenie jego osoby było naprawdę mylące. Zostałam związana i przypięta jakimiś kajdankami do łóżka. Jeden z nich podszedł do mnie, położył rękę na mojej twarzy, zaczął komplementować moją urodę, zjeżdżał ręką coraz niżej. Złapał mnie za pierś, nie mogłam krzyczeć, bo każdy krzyk to jeden strzał i szansa na śmierć. Miałam nadzieję na ucieczkę, nie chciałam zginąć, więc musiałam ulegać. Czułam się jak zwykła dziwka, moje marzenia o uwolnieniu zostały przez nich natychmiastowo rozwiane.

- Za dwa dni wypływamy z portu. Już nigdy nie zobaczysz Kanady. A to. - złapał mnie ponownie za pierś. - Będzie Twoją codziennością. Przyzwyczaj się, bo praca prostytutki będzie Tobie towarzyszyła dopóki żyjesz. Za dziewicę więcej płacą, większy zarobek dla nas, kochanie. Tylko spróbuj coś kombinować, a skończysz jak Twój ojciec.

- Co z nim? - zapytałam z obojętnością.

- Powiedzmy, że penetruje brzegi jeziora, haha. - wszyscy zaczęli się śmiać, oprócz mnie. - Idiota myślał, że jak sprzeda swoją córkę to będziemy kwita. Mylił się, dla mnie handel ludźmi nie jest dosadną satysfakcją.

Poczułam wielki ścisk serca. Zamordowali go. Z obojętnością i bezwzględnością. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy z powagi sytuacji, z początku chciałam zostać uratowana przez Shawna, a teraz? Przecież oni go zabiją, nie mogę ryzykować. Nie jestem w stanie zrobić aktualnie nic, nie mogę nawet się z nim skontaktować. Będę winna jego śmierci. Tylko ja. Pomyśleć, że skończę swój żywot, jako zwykła dziwka, która naćpana narkotykami będzie uprawiała seks za pieniądze. Co gorsza - bez własnych korzyści. Nigdy nie szanowałam puszczalskich szmat, a teraz sama się taką stanę. Seksowny makijaż, bielizna... To nie dla mnie, a teraz stanie się to moją codziennością. Czy życie musi stawiać przede mną takie przeszkody? Nadal uważam, że los mnie pokarał. Nie dość, że moja osobowość spowodowała we mnie zaburzenia psychiczne osobowości. W dodatku miałam patologiczną rodzinę, a teraz? Powtórka z rozrywki. Ojciec mnie sprzedał w celu spłacenia długów. Sam został zamordowany, czy moje życie było tego warte? Dla niego nie miało to najwidoczniej żadnego znaczenia. Mimo to, staram się żyć dalej.

- Już niedługo kochaniutka, już niedługo...

***

*Perspektywa Shawna*

Dotarłem na miejsce, stoję przed jego domem. Zauważam, że stoi jego samochód, więc mogę mieć pewność, że jest w domu. Pukam do drzwi. Otwiera jego matka.

- Dzień dobry, zastałem Martina? - spytałem miłym głosem.

- Tak, jest w swoim pokoju. Znowu się nachlał, więc nie wiem, czy złapiesz z nim jakikolwiek kontakt. Wejdź. - odpowiedziała.

Lepiej dla mnie. Jest pijany, więc więcej informacji ujawni tak zaufanej osobie, jaką jestem. Na codzień jestem szczery i uczciwy, ale jeśli chodzi o moją dziewczynę to czasami muszę podążać drastycznymi krokami.

- Cześć, Martin! Co słychać? - krzyknąłem w jego stronę.

- S-Siema, S-Shawn. Co Cię do mnie s-sprowadza? - odpowiedział drżącym głosem.

- Wiesz co, potrzebuję informacji na temat pewnego gangu. Jego członkowie mają tatuaż z czaszką i literami "N" i "D" w oczach. Wiesz coś na ich temat?

- Uuu, masz przewalone. Nazywają się "Night Death" i pochodzą z Argentyny. Są handlarzami narkotyków i ludzi. Nie chciałbyś mieć z nimi nic do czynienia. Uwierz mi, chłopie. - ocknął się trochę z pędu alkoholowego. - Zazwyczaj polują nocą.

- Nocą? A co, gdy decydują się atakować podczas dnia?

- Cenna zdobycz, zazwyczaj dziewice, pilnują jak oczka w głowie, bo to jest cenny towar. Dużo hajsu z tego jest.

- Jaka szansa na odnalezienie takiej osoby?

- Dla niej żadna, dla szukającego? Szansa na śmierć.

- Gdzie ich można znaleźć, jak wywożą ludzi?! Gadaj!

- Spokojnie, stary. Mają swój port w... - stracił przytomność.

- No gadaj! Gdzie?! - zacząłem klepać go po twarzy, ale nie odpowiadał.

Uprowadzona |S.M.Where stories live. Discover now