Rozdział 7.

733 75 7
                                    


Wobec siły jego spojrzenia byłam całkowicie bezwolna. Patrzył na mnie z tak bliska, a ja walczyłam o kolejny oddech, którego zaczerpnięcie było jednoznaczne z wdychaniem jego zapachu. Drżałam niekontrolowanie na całym ciele i byłam jednym wielkim oczekiwaniem. Na niego. Na jego usta. Na jego słowa.

Zupełnie straciłam zdolność logicznego myślenia, zupełnie zapomniałam o wszystkim, co zdążyło nas już podzielić. Miałam wrażenie, jak gdyby jego palce liczyły moje żebra, jak gdyby jego wzrok wypalał we mnie znak przynależności do niego. Wieczny i nieusuwalny.

- Musisz mi coś obiecać... - wyszeptał ledwo słyszalnie, a ja z trudem przełknęłam ślinę. Patrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami, spijając każde słowo i każdy oddech z jego ust. – Cokolwiek się stanie... obiecaj, że mnie nie zostawisz...

Zmarszczyłam brwi i zanim zdążyłam przeanalizować jego słowa czy mimikę twarzy, to po prostu odszukałam po omacku dłoni należącej do Aleksa i patrząc mu w oczy pocałowałam jej wnętrze. Tak jak on, całkiem nie tak dawno temu...

- Jesteś moim najlepszym przyjacielem... - odpowiedziałam cicho, jak gdyby to była odpowiedź na jego prośbę.

W moich myślach szalało tornado. Nie rozumiałam, dlaczego Aleks prosi mnie o złożenie takiej obietnicy, a tym bardziej nie rozumiałam siebie... Chciałam, żeby to zrobił... żeby mnie pocałował, a jednocześnie wypowiedziałam słowa, które jasno przypominały o granicach między nami.

- Nie dam cię skrzywdzić, rozumiesz? Nigdy. Nikomu. Ty musisz tylko przy mnie zostać, żebym mógł cię zawsze chronić... - odparł i zlustrował powolnym, ale uważnym spojrzeniem moją twarz... od oczu, aż po usta.

Zaschło mi w gardle, więc czym prędzej odwróciłam wzrok. Zrobiłam to, bo była to jedyna możliwa droga ucieczki przed tym, czego bardzo chciałam, ale co zniszczyło by nas bezpowrotnie.

Z ust Aleksa wydobyło się urywane westchnienie. Odsunął się ode mnie na chwilę, ale zaraz poczułam, jak przyciąga mnie do siebie. Objęłam jego tors ramieniem, przytuliłam policzek do tego wspaniałego, ciepłego ciała i rozkoszowałam się dotykiem jego palców we włosach, a po chwili najczulszym pocałunkiem w głowę, jaki tylko można sobie wyobrazić...

Uśmiechnęłam się lekko i z westchnieniem, przy akompaniamencie jego pędzącego serca zapadłam ponownie w sen... I było mi wspaniale.

***


Budzik ryczał jak opętany. Po omacku odszukałam telefon i zakończyłam ten upiorny koncert, wzdychając ciężko. Przez kilka długich chwil miałam ochotę ponownie zapaść w sen, lecz cudowny męski zapach na poduszce sprawił, że od razu poderwałam głowę. Byłam sama. W łóżku nikogo nie było. Nie było Aleksa.

Dobra, wiedziałam, że mi się to nie śniło. On naprawdę tu był. Spał ze mną, lecz brak jego telefonu i ubrań uświadomił mi, że wyszedł, gdy spałam. Cóż, po prostu się ulotnił.

Podniosłam się ociężale do pozycji siedzącej, po czym wygramoliłam się z łóżka. Wyciągnęłam ręce w górę i przeciągnęłam się, ziewnęłam i... wtedy to zobaczyłam. Na podłodze, obok mojej prawej stopy leżało zdjęcie. Podniosłam je i od razu rozpoznałam. Fotografia zrobiona przez Dawida i ocenzurowana przez Aleksa. Ja i mój najlepszy przyjaciel. W piątek. Na imprezie u Wawela. Szczęśliwi, zapatrzeni w siebie, rozszalali po wspólnym śpiewaniu „Standing In The Dark". Uśmiechnęłam się lekko sama do siebie i wtedy wyczułam palcami przyklejoną od tyłu karteczkę.

Nadzieje, które mamy...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz