42. Cytrusowy sweterek upruszony mąką

433 40 90
                                    

CHEN

Miałem rację, myśląc, że na dniach moje nałogi ulegną nasileniu.

Każdy dzień zaczynałem od kubka kawy. Niby nic nowego, a jednak była ona dopiero pierwszą z sześciu - ośmiu kaw, które potem wypijałem. Kupiłem sobie nawet kubek termiczny, żeby zawsze móc ją mieć przy sobie. Pierwszego dnia nie martwiła mnie ilość kofeiny, którą spożywałem. Ponieważ w nocy słabo sypiałem, czego powodem teraz były troski związane z wyjazdem Chanyeola, i często zamiast odpoczywać, patrzyłem na pogrążoną we śnie twarz chłopaka, miałem wytłumaczenie, dlaczego piłem aż tyle kawy. Drugiego dnia mój chłopak stwierdził, że to pewno przez tak dużą ilość kofeiny nie mogłem spać. Trzeciego dnia zauważyłem, że piłem więcej kaw niż spożywałem posiłków. Czwartego dnia...

Tak jak zorientowałem się, że zacząłem pić więcej kawy, tak umknęło mi, że ilość wypalanych przeze mnie papierosów również wzrosła. Jednak któregoś dnia otworzyłem szafkę nocną, by zastać ją całkowicie pustą. Przyznam, że nie myślałem trzeźwo, gdy poszedłem do Chanyeola z wyciągniętą dłonią i dobitnie powiedziałem: "Oddaj je". Powinienem był się domyślić, że to nie jego sprawka, kiedy zdziwiony podniósł na mnie swoje duże ciemne oczy. A jednak gotująca się we mnie złość i silna potrzeba zapalenia papierosa sprawiły, że odłożyłem na bok racjonalne myślenie. Złapałem Chana za koszulkę i zbliżając jego twarz do swojej, powtórzyłem prośbę. Chłopak raz jeszcze próbował powiedzieć mi, że niczego nie wziął, a wtedy coś we mnie pękło. Zacząłem krzyczeć, dawać upust zdenerwowaniu. Powiedziałem wiele rzeczy, których potem żałowałem.

Dlaczego to zrobiłem? Skąd wzięła się we mnie ta złość? Byłem przekonany, że przed swoim wyjazdem Chanyeol postanowi upewnić się, że zacznę wreszcie prowadzić zdrowy tryb życia, że wbrew mojej woli będzie chciał mnie zmienić. Nawet nie zauważyłem, gdy ubzdurałem sobie jakąś kolejną głupotę, która miała nas poróżnić. Całe szczęście Chan był mądrzejszy ode mnie - "Twoja babcia ostrzegała mnie przed twoim zachowaniem, którym będziesz próbował nas skłócić. Chociaż muszę przyznać, że nie pierwszy raz to robisz, dlatego nie nabiorę się na to." Ten wieczór spędziłem zwinięty na jego kolanach, co chwilę przepraszając go i dociskając usta do jego szyi. Koniec końców okazało się, że papierosy po prostu mi się skończyły.

To wszystko świadczyło o tym, że nie radziłem sobie z perspektywą wyjazdu Chanyeola. Nieważne, jak bardzo próbowałem sobie powiedzieć, że jakoś uda nam się to przetrwać, po moim zachowaniu łatwo można było zauważyć, że nic nie było w porządku. Wpierw nie chciałem mu pokazywać, że tak naprawdę nie trzymałem się najlepiej, starałem się pokazać mu, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Jednak to nie trwało długo. Tak jak już wspominałem, Chanyeol nie był głupi.

Moje najnowsze i chyba najsilniejsze uzależnienie również uległo nasileniu. Każde spojrzenie na Chanyeola przynosiło na myśl wizję przyszłości, w której go nie było, a woń jego włosów, które doszczętnie przeszły zapachem mojego szamponu, sprawiała, że chciałem go mocno przytulić, owinąć kocem i już nigdy nie wypuścić z objęć.

Jednak najgorsze było to, gdy wreszcie mieliśmy chwilę dla siebie. Kiedy nie musiałem martwić się, że ktoś nas zobaczy i stwierdzi, że nie jesteśmy tylko przyjaciółmi, a to dlatego, że mimo wszystko postanowiliśmy na uniwersytecie nie obchodzić się ze swoim związkiem. Nie potrzebowaliśmy robić szumu wokół siebie.

Natomiast w sytuacjach kiedy mieliśmy chwilę dla siebie, nie potrafiłem się powstrzymać. Tak też się stało teraz, gdy weszliśmy do opuszczonej biblioteki. Zaraz po przekroczeniu progu, złapałem Chanyeola za rękę i poprowadziłem go w stronę naszej ulubionej alejki. Chłopak bez słowa osunął się na podłogę, a ja usiadłem na nim okrakiem z nogami po obu stronach jego bioder. Nim jednak nasze usta spotkały się, na naszych twarzach pojawiły się szerokie uśmiechy. To właśnie kurczowo trzymając się siebie nawzajem i dokładnie czując swoją bliskość, przypominaliśmy sobie o sile uczucia, które nas łączyło. To był czas na odstawienie na bok zmartwień i trosk, to był czas na cieszenie się sobą.

Edit:Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz