10. Tęczowe naany

569 72 31
                                    

CHANYEOL

- Do końca wakacji Chen nie wyszedł już z domu. - Junmyeon dalej ciągnął swoją opowieść. - Całe dnie spędzał w łóżku, śpiąc lub przeglądając oferty mieszkań do wynajmu. W końcu doszedł do wniosku, że musi znaleźć coś bliżej centrum, żeby nie mieć tak daleko na uczelnię. No właśnie, bo zdecydował się, że jednak pójdzie na studia. Babcia zagroziła mu wyrzuceniem z domu. - Blondyn zaśmiał się.

- Parę dni przed rozpoczęciem roku szkolnego, odwiedziłem ich i opowiedziałem o szykującej się imprezie dla zagranicznych studentów. Jak możesz sobie wyobrazić, Chen odmówił dołączenia do mnie i powiedział, że woli dalej kisić się pod kołdrą, mimo strasznego upału, jaki panował. Naprawdę, chciałem dla niego jak najlepiej i całe szczęście, że jego babcia zrozumiała moje intencje. Gdy w dniu wydarzenia jeszcze raz pojawiłem się pod ich drzwiami, moim oczom ukazała się ta cudowna starsza kobieta z chochlą w ręku, którą biła Chena po dupie. Tym oto cudownym sposobem wyrzuciła go za drzwi, a potem to ja zaopiekowałem się naszym wątłym i nieszczęśliwym chłopaczkiem. Umytego i przebranego zabrałem wreszcie na imprezę. To właśnie tam poznaliśmy Yixinga. Biedaczek ledwo dukał po koreańsku, gdy dwóch bydlaków przyszło zabrać mu zioło, które zauważyli, że posiada. Poświęciłem swoją dupę, by mu wtedy pomóc. Dosłownie. - Ciężko westchnął.

- Ale najważniejsze, że został z nim Chen i jakimś cudem znaleźli wspólny język. Zgadali się, że we dwójkę znajdą mieszkanie i jakoś tak wyszło, że dwa tygodnie później mieszkali już razem. To chyba cudowna osobowość Xinga sprawiła, że Chen na nowo zaczął powracać do siebie. Nauczył się nie gotować mu niczego, co zawierało kurczaka, zaraził go swoją obsesyjną miłością do Luhana, a co najważniejsze, zawsze potrafił znaleźć kogoś chętnego do wskoczenia Chenowi do łóżka.

        Na te słowa szerzej otworzyłem oczy, rumieniąc się. Nigdy nie podejrzewałem, że Jongdae lubił takie jednorazowe przygody. Mimo, że wiedziałem, iż to już przeszłość, poczułem delikatne ukłucie zazdrości w sercu.

- I co było dalej? - ponagliłem go.

- W sumie to niewiele. Chen wrócił do żywych, zaczął porządnie jeść, ćwiczyć i bardziej czynnie brać udział w wieczorkach poetyckich...

- To kiedy zaczął na nie chodzić?

- Hmm... Mniej więcej wtedy, gdy rodzice nakryli go jak dogadzał Kaiowi. Babcia podsłuchała w spożywczaku, że w pewnej kawiarni organizują spotkania dla młodych poetów. Jak teraz o tym myślę, to chyba sam Kai go tam wyciągnął. Często tam przesiadywali, ale dopiero po tak zwanej "kai-chen-strofie" zaczął się bardziej udzielać. Jego pierwszy wiersz był o zgniecionym, przemoczonym i porzuconym kubku po kawie ze Starbucksa. Nie pytaj. Naprawdę nie wiem, dlaczego się z nim umawiasz. - Upił łyka ze swojej szklanki z wodą.

       Moje policzki zapłonęły czerwienią i, już otworzyłem usta, by wyrazić swoje zdanie na temat relacji Jongdae i mojej, gdy Junmyeon niebezpiecznie zbliżył dłoń do mojej twarzy.

- Nawet , kurwa, nie próbuj zaprzeczać. Od dnia, gdy cię tutaj po raz pierwszy przyprowadził, wiedziałem, że jesteś kimś więcej niż zwykłym kolegą. Od czasów Kaia jesteś jego pierwszym prawdziwym partnerem. Chen za nic nie chciał pakować się w poważne związki, a tu nagle pojawiasz się ty i BUM! - Chen stracił dla ciebie głowę już na wejściu.

***

       Znowu nie spałem przez całą noc. Do mieszkania wróciłem przed północą, a kiedy walnąłem się na łóżko, nie mogłem przestać myśleć o Jongdae. Opowieść Junmyeona wewnętrznie mnie przygnębiła. Najchętniej poszedłbym do niego w tej chwili, aby móc go przytulić i pocieszyć. Jestem pewien, że w ciągu ostatniego tygodnia zbyt często powracały do niego wspomnienia o Kaiu.

Edit:Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz