Rozdział 11

3.5K 282 13
                                    

Miesiąc.

Minął miesiąc odkąd poznałam Camilę i pięć tygodni od mojej przeprowadzi. Od trzydziestu pięciu dni nie widziałam Taylor, przez co miałam wrażenie, że zwariuję.  Nie wiedziałam co się u niej dzieje. Czy ma się dobrze, i czy on trzyma się od niej z daleka.
Moja matka ignorowała każdy mój telefon, a moja siostra za każdym razem miała wyłączony. Nie zdziwiłabym się, gdyby kazali jej zmienić numer, aby uniemożliwić kontaktu ze mną.
To wszystko było chore.
Było piątkowe popołudnie, gdy postanowiłam tam pojechać. Wspięłam się na trzecie piętro i stanęłam przed drzwiami do mieszkania, w którym kiedyś mieszkałam. Wzięłam głęboki wdech i zapukałam. Nie miałam ochoty się kłócić, czy wdawać w kolejną bójkę. Chciałam tylko zobaczyć moją siostrę i upewnić się, że wszystko z nią w porządku.
Wiem, że i tak to wszystko spieprzyłam, a jej będzie ciężko, by mi wybaczy, ale zrobi to. W końcu jej broniłam, a to, że poniosły mnie nerwy to co innego.
Wiedziałam, że obiecałam, że będę z nią już na zawszę i jej nie zostawię, ale ta decyzja nie należała do mnie. To moja matka przyczyniła się do tego wszystkiego.
Miałam dość, gdy ujrzałam zawód w oczach Taylor. Po rozprawie gdy postanowiono o mojej przeprowadzce, wykrzyczała mi prosto w twarz, że mnie nienawidzi, ale ja wiedziałam, że jest inaczej. Kochała mnie i prawda była taka, że tylko ja jej zostałam.
Dlatego musiałam walczyć.
Po dłuższej chwili drzwi się otworzyły i moim oczom ukazała się moja matka. Widać, że wróciła ledwo pracy, bo wciąż miała na sobie białą koszulę i czarne spodnie. Zawsze tak chodziła tylko tam.
Spojrzałam w jej zielone oczy, niemalże identyczne, co moje. Widziałam po jej minie, że była zaskoczona i się mnie nie spodziewała. Pewnie miała nadzieję, że już nigdy mnie nie zobaczy.
- Lauren? Co Ty tutaj robisz? – zapytała zdziwiona.
- Chcę się zobaczyć z Taylor – powiedziałam bez jakiejkolwiek emocji. Zrobiłam krok do przodu, ale przymknęła drzwi tak, bym nie mogła wejść.
- Ciebie chyba pojebało – syknęła. – Po tym wszystkim zjawiasz się i chcesz się z nią zobaczyć? Ona Cię nienawidzi, więc nie rób sobie nawet nadziei, że się ucieszy na Twój widok.
Jej słowa mnie zabolały. Wiedziałam, że to nie prawda, przynajmniej tak sobie wmawiałam.
- Chcę to usłyszeć od niej.
- Nie ma takiej opcji – powiedziała od razu. – Masz zakaz sądowy.
- Nie na kontakt z własną siostrą – warknęłam i zacisnęłam dłonie w pięści. – Wpuść mnie albo ją zawołaj.
- Nie ma jej – odparła. – I nigdy nie pozwolę na to, byś ją ponownie spotkała.
- Do kurwy! – krzyknęłam i spojrzałam za jej ramię. – Taylor! – zawołałam. – Myślisz, że jestem tak głupia i nie zobaczę jej butów?
- Mamo? – Z głębi mieszkania usłyszałam głos mojej siostry.
- Taylor! - zawołała ponownie próbując ominąć moją matkę. Bez skutku.
- Nie idź tutaj.
- Taylor, to ja – powiedziałam już spokojniej. Po chwili ją zobaczyłam. Brązowe włosy splecione miała w warkocza, a na jej twarzy od razu zagościł uśmiech.
- Laur! – zawołała wesoło i chciała do mnie podbiec, ale czyjeś ramię ją powstrzymało. Jego ramię.
- Zostaw mnie!
- Łapy z daleka od niej! – krzyknęłam i cała się spięłam. Ona miała zaledwie dziesięć lat, nie zasługiwała na takie życie.
- Lauren. – Uśmiechnął się i przytrzymał mocniej Taylor. – Radzę Ci stąd iść.
- Zostaw ją, bo nie ręczę za siebie! – Zaczęłam iść ponownie w ich kierunku, ale moja matka zatrzasnęła mi drzwi przed nosem.
- Lauren! – Usłyszałam krzyk mojej siostry. Nie miałam pojęcia czy on jej coś zrobił czy nie, ale musiałam się tam dostać. Musiałam ją przytulić i zapewnić, że wyciągnę ją z całego tego syfu.
Zaczęłam mocno walić w drzwi pięściami.
- Kurwa, otwórz te drzwi! – krzyknęłam i ponowiłam cios. – Jak ja was nienawidzę.
- Odejdź, Lauren – zawołała moja matka. Uderzyłam ponownie w drewno.
- Nie! Nie odejdę! Chcę zobaczyć własną siostrę, do kurwy! To jest pojebane, że nie mogę się z nią spotkać! – krzyknęłam ponownie. – Gdy Ty nas miałaś w dupie to ja się nią zajmowałam! To ja jestem bardziej dla niej jak matka niż Ty. Nie zasługujesz na nią. Jesteś suką, nikim więcej!
Ostatni raz uderzyłam w drzwi i odsunęłam się na krok. Słone łzy zaczęły wypływać spod moich powiek. Opadłam na kolana i zaczęłam płakać. Nie chciałam by tak to się skończyło. Pragnęłam czegoś całkiem przeciwnego – chciałam ją po prostu przytulić i upewnić, że dobrze ją traktują. Dlaczego ona mi to utrudniała? Przecież dobrze wiedziała, że niczego jej nie zrobię. Nawet nie byłabym w stanie jej dotknąć inaczej niż w troskliwy sposób. Jedyne osoby, które uderzyłam, to faceci. Nigdy nie mogłabym uderzyć żadnej dziewczyny. Bez względu na to czy to moja siostra, czy zwykła koleżanka.
- Lauren? – Usłyszałam znajomy głos. Nie wiedziałam, co ona tutaj robi. Przez chwilę zastanawiałam się, czy to naprawdę ona. Otarłam twarz i odwróciłam głowę. Od razu spotkałam jej brązowe tęczówki. Miała zmartwiony wyraz twarzy. Od razu do mnie podbiegła i pomogła mi wstać.
- Co Ty tutaj robisz? – zapytała.
- To ja powinnam o to spytać – prychnęłam i nałożyłam kaptur na głowę.
- Babcia od Dinah mieszka dwa piętra wyżej – wyjaśniła i wzięła w swoją dłoń moją. Syknęłam z bólu, co ona od razu zauważyła. – Boże, co Ty zrobiłaś? Muszę zrobić Ci okład.
- Gdzie?
- Pojedziemy do mnie.
- Jestem na motorze – odparłam.
- Pojedziemy moim autem, a wieczorem albo kiedy tylko będziesz chciała to wrócimy i go zabierzesz, dobrze?
Kiwnęłam bez słowa głową. Ta dziewczyna była dla mnie za dobra, niczym anioł. Każdego dnia zadawałam sobie pytanie czym na nią zasłużyłam.
Wzięła mnie za rękę i pociągnęła w stronę schodów. Szybko po nich zbiegłyśmy wciąż trzymając się za dłonie. Minął miesiąc, a nasze kontakty o wiele się poprawiły. Dinah wciąż za mną nie przepadała, ale to po części była i moja wina – nie potrafiłam być dla niej miła. Ale to nie moja wina, że taka jestem tylko w stosunku do Camili. To się chyba nigdy nie zmieni.
Dziewczyna wciąż nie wie, co się wydarzyło tamtego dnia, a ja nie wiem co męczy ją. Ufałam jej, chyba nawet chciałam jej powiedzieć, ale nigdy nie było odpowiednej chwili; za każdym razem jak jestem z nią, mamy świetne humory i setkę innych tematów do obgadania.
Wyszłyśmy z budynku i skierowałyśmy się w stronę najbliższego parkingu. Dziewczyna wciąż trzymała mnie za rękę. Ostatnio weszło to w nasz nawyk, bo na jakimkolwiek spacerze byłyśmy, nasze dłonie były splecione. Mimo tego, że nigdy nie przepadałam za czułościami do innych, ona była wyjątkiem. Z nikim tak często się nie przytulałam jak z nią.
- Wsiadaj – powiedziała i otworzyła auto. Usiadłam po stronie pasażera, a ona za kierownicą. Wsadziła kluczyk do stacyjki i odpaliła silnik. Radio od razu się uruchomiło na jednej z piosenek Demi Lovato, co wywołało mój uśmiech.
- Zapnij pasy – nakazała.
- Camz – jęknęłam niezadowolona.
- Ostatnio o tym rozmawiałyśmy – westchnęła i na mnie spojrzała. – To, że tobie nie zależy na życiu, nie znaczy, że mi nie zależy na Twoim. – Spojrzała na mnie tym spojrzeniem nienawidzącym sprzeciwu. Kiwnęłam głową i posłusznie zrobiłam to co mi kazała
- Grzeczna dziewczynka. – Przejechała kciukiem po moim policzku i odjechała.
- Wciąż nie potrafię przyzwyczaić się do Ciebie za kółkiem. – Zaśmiałam się i ułożyłam wygodniej na fotelu. Poprawiłam kaptur na głowie i ułożyłam dłonie na swoich udach.
- Dlaczego?
- Taka malutka i drobniutka.. Jakoś nie wiem. – Pokręciłam głową. Ona prychnęła i dotknęła dłonią mojego czoła.
- Jesteś gorąca – powiedziała przerażona.
- Wiem. – Uśmiechnęłam się szeroko. – Fajnie, że dopiero teraz to..
- Nie o to mi chodzi, debilu – jęknęła i uderzyła mnie lekko w ramię. – Masz gorączkę, bałwanie.
- To może być możliwe.
- Dlaczego? Co Ty robiłaś?
- Byłam w nocy na dachu – pochwaliłam się i odgarnęłam włosy z czoła. Czułam się naprawdę słabo.
- Lauren... - westchnęła. – Dlaczego? Umówiłyśmy się, że jak są chłodniejsze dni to siedzimy w domach i do siebie piszemy.
- Pisałyśmy wtedy. – Zaczęłam bawić się niespokojnie palcami. Tamtej nocy dość intensywnie myślałam o Taylor i musiałam wyjść zapalić. Tak bardzo za nią tęskniłam.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś?
- Co miałam napisać? 'Camzi, siedze na dachu, jest zajebiście zimno'? – zapytałam sarkastycznie. Te jej pytania zaczynały mnie irytować. Nawet jakbym jej napisała, to i tak by niczego nie zrobiła.
- Gdybyś mi napisała, że Ci źle, przyszłabym. Na tym polega przyjaźń, do cholery – warknęła i potarła nerwowo nasadę nosa. Zaśmiałam się cicho. Zawsze to robiła, gdy się sprzeczałyśmy i wciąż uważałam to za kochane.
- Z tego Ty się zaś śmiejesz?
- Z ciebie – odparłam od razu i sięgnęłam po jej dłoń, która spoczywała na jej udzie. Chciała się wyrwać, ale jej nie pozwoliłam. Udawała obrażoną, co również zawsze mnie śmieszyło. Splotłam nasze palce i przejechałam kciukiem po jej dłoni. Spojrzałam na jej twarz, próbowała się nie uśmiechać, ale słabo jej to wychodziło.
Śmieszne, że znałam ją tylko miesiąc, a wiedziałam już jak i na co reaguje.
- Nie bądź zła – wyszeptałam i musnęłam ustami jej dłoń. To było spontaniczne i doszło do mnie co zrobiłam dopiero, gdy moje usta dotknęły jej skóry. Od razu się wyprostowałam i nieco poluźniłam uścisk. Spodziewałam się, że wyrwie się ode mnie, obrazi i nie odezwie. Cokolwiek, lecz ona nie zrobiła niczego. Patrzyła na drogę przed siebie, a na jej twarzy gościł nieśmiały uśmiech.
Bałam się, że tym gestem wszystko zniszczyłam. To na pewno upewniło ją w przekonaniu, że mi się podoba. W sumie ona była mądra, więc pewnie się o tym domyśliła. Ale halo, komu ona się nie podobała? Przecież to najpiękniejsza dziewczyna jaką kiedykolwiek widziałam.
- To było przyjemne – wyszeptała po chwili. – Nie spodziewałam się od Ciebie takiego miłego gestu.
- Bardzo śmieszne. – Pokręciłam głową. – Sądzisz, że jestem bez uczuć?
- Nie, to nie tak – zaprzeczyła od razu. – Rzadko kiedy je po prostu okazujesz.
- Chciałabym to zmienić. – Skrzywiłam się. – Ale za każdym razem, gdy coś zrobię, to boję się że to niewłaściwe i wolę się wycofać.
- Hej. – Tym razem to ona ścisnęła moją dłoń. – Przy mnie nie musisz się niczego bać. Rozumiem, że masz z tym trudność, ale ja tego nie odrzucę ani nic. Docenię każdą Twoją próbę.
- Chcesz tego? – zapytałam cicho i przeniosłam na nią wzrok. Zatrzymała się na światłach i spojrzała prosto w moje oczy.
- A Ty tego chcesz?
- Wszystko zależy od Ciebie – odparłam. Ona obdarowała mnie swoim uśmiechem, który pokochałam, przysięgam. – Nie chcę Ci się narzucać. Nie wiem czy chcesz...
- Chcę – przerwała mi i tym razem to ona musnęła ustami moją dłoń. Zagryzłam wargę, by powstrzymać uśmiech. Poczułam przyjemne ciepło, gdy tylko jej wargi dotknęły mojej skóry. Chciałam coś powiedzieć, ale głośny klakson sprawił, że obie podskoczyłyśmy. Dziewczyna szybko odjechała, a ja wybuchłam głośnym śmiechem.
- To wina Twoich oczu – jęknęła niezadowolona i zmieniła bieg. Pokiwałam głową.
To było niemożliwe, że ona niczego do mnie nie czuła.
To wszystko było.. niemożliwe.

Impossible / Camren Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz