42. I am here for you

13.1K 597 33
                                    

Andie zaśmiała się głośno, podtrzymując się na powierzchni wody dzięki desce surfingowej Luke'a. Następnego dnia ona i cała rodzina Hemmingsów wybrali się na plażę, by trochę popływać, a w przypadku braci, także posurfować. Andie darowała to sobie, ostatecznie wybierając swobodne pływanie w wodzie.

Luke zaciągnął ją na swoją deskę by po prostu popływali na niej w siadzie. Obejmował Andie swoimi silnymi ramionami od tyłu, całując co jakiś czas skórę na szyi. W oddali Jack i Ben łapali fale, a przy brzegu ich rodzice zajmowali koc, od czasu do czasu wchodząc do wody, jednak niezbyt daleko.

- Ta woda jest tak okropnie ciemna - westchnęła Andie.

- Ciemna? Co masz na myśli?

- Boję się głębokości i panikuję, kiedy nie czuję pod sobą ziemi. A także, że wypłynie nagle jakiś rekin. Szalone, huh? W końcu sama surfuję.

- Tak, całkiem szalone - przytaknął z uśmiechem. - Ale wiesz, że nie ma tu rekinów, prawda? Ani, tym bardziej, nie pozwoliłbym ci wpaść do wody.

- Właśnie na to skrycie liczyłam - wymamrotała, niczym dużą tajemnicę.

Usiadła w siadzie skrzyżnym i odchyliła się do tyłu, opierając plecami o klatkę piersiową Luke'a. Objęła jego kark lewym ramieniem i pocałowała go w policzek, śmiejąc się pod nosem. Uśmiechnął się do Andie szeroko, ukazując swoje dołeczki, które porywały ją za każdym razem i objął w pasie, mocniej przyciągając do siebie.

- A to za co? - zapytał, gładząc jej skórę na brzuchu.

Andie zapięła na siebie coś w postaci wisiorka - złoty łańcuszek ciągnął się od góry jej czarnego stroju, rozgałęziając się na brzuchu w stronę bioder, a zapięcie znajdowało się na plecach. Dodatkowo z przodu zwisało małe piórko, które co jakiś czas drażniło skórę blondynki, ale po pewnym czasie nie zwracała na to już najmniejszej uwagi.

- Za twoje bycie uroczym - odparła najnormalniej w świecie.

- Nie, Andie - jęknął - mężczyzna nie może być uroczy - marudził. Dopiero po tym nachylił się do jej ucha. - Albo chociaż zadbaj o to, by nikt inny nie słyszał.

- W porządku - zachichotała. - Zadbam o to.

- Miałem nadzieję, że powiesz "już nie będę cię tak nazywać, Lukey" - powiedział, pod koniec przybierając wysoki głos.

- Wiesz, że to uwielbiasz.

- Cokolwiek oczyści twoje sumienie, promyku.

Zdjęła rękę z jego karku, by poprawić swój strój - na wszelki wypadek, oczywiście. Luke, jednak, nie rozluźnił uścisku ani trochę.

- Aw, kociaku, gdzie uciekasz? - wymamrotał, pozostawiając pocałunek na jej szyi.

- Nigdzie - odparła, marszcząc brwi. - Gdzie miałabym uciec?

- Nie zostawiaj mnie z moim problemem.

- Z twoim czym? O mój Boże, Luke - powiedziała z zarumienionymi policzkami. - Czy naprawdę musisz to robić na środku plaży?

- To nie moja wina, gdyby nie twój strój, nie byłoby namiotu w moich spodniach.

- O Jezu, nie mów tego tak głośno - poprosiła zawstydzona.

- Dlaczego, Andie? Och, zawstydzam cię? - zapytał z szerokim uśmiechem. - Nie lubisz brudnych słów? Wydawało mi się, że jednak lubisz, tak naprawdę.

- Nie publicznie, Luke, bądź cicho.

- Mała Andie jest zawstydzona?

- Spadaj, Lukey.

I'm (not) your girl | L.H. ✔Where stories live. Discover now