Rozdział 19

39 3 0
                                    




- Nie płacz - nakazał, jego głos był stłumiony poprzez tą chustę - to ja...

Chłopak z ciągnął chustę i zdjął kaptur.

Nathaniel...

Wtuliłam się mocno w blondyna, lecz on mnie odsunął. Zasmuciło mnie to. Złapał mnie za ramiona i potarł je lekko.

- Co ty tu robisz o tej porze? Oszalałaś? - zapytał szeptem

- Jaa-a-a.. - jąkałam się

- Dobra nie ważne - wstał i podał mi rękę - chodź tu

Założył mi kaptur, po czym z powrotem przykrył chustą twarz i naciągnął kaptur na swoją blond czuprynę. Dotknął mojej talii i popchnął mnie delikatnie, aby zaczęła iść. Po chwili dorównał mi kroku. Ciągle trzymał dłoń na mojej talii. Jakbym była jego gruntem. Jakby bał się, że mógłby mnie zgubić.

- Czemu ty się w ogóle narażasz? - zapytał po chwili marszu

Szliśmy wolno... Nie spieszyliśmy się... Nie mieliśmy po co. Przynajmniej ja nie miałam.

Nie odpowiedziałam na jego pytanie i przyspieszyłam swój marsz zostawiając go w tyle. Blondyn zacisnął dłoń na moim przedramieniu i odwrócił mnie gwałtownie do siebie. Tak, żę stałam teraz bardzo blisko niego.

Za blisko.

Zdecydowanie za blisko.

- Nie uciekaj... - powiedział w miarę spokojnym głosem - nigdy więcej mi nie uciekaj - poczułam lekkie dreszcze na całym ciele, gdy objął mnie jedną ręką w talii. Drugą nadal mnie trzymał. Patrzyliśmy sobie w oczy. Nawet nie zauważyłam, że zaczęliśmy się od siebie przybliżać.

Natalie nie rób tego.

Znasz go tylko dwa dni.

Uratował mnie.

Dwa razy. Teraz to już pewnie trzy. Kto wie co by ze mną było, gdyby mnie nie znalazł. A mozę on mnie nawet nie szukał...

Śmieszne...

Ja szukałam jego, a to on znalazł mnie...

Już prawie stykaliśmy się wargami, gdy nagle za plecami usłyszeliśmy strzał. Jakby z broni.

- Natalie - nie pozwolił mi się ruszyć - biegnij i nie oglądaj się za siebie, a jak tylko wrócisz do domu. Zamknij drzwi na klucz i pozasłaniaj okna.

- Ale co będzie z tobą? - zapytałam

Kolejny strzał

- Nie martw się mała, nic mi nie będzie -powiedział spokojnie

Kolejny strzał

Nathaniel syknął cicho.

- Biegnij - szepnął, a mi poleciały łzy z oczu - Biegnij - powtórzył równie cicho

Odwróciłam się i zaczęłam biec tak szybko jak tylko mogłam. Nie obchodzili mnie ci wszyscy ubrani na ciemno chłopacy, którzy patrzyli na mnie jak na idiotkę. Obchodził mnie teraz tylko Nathaniel i to, że kolejny raz mnie ratuje...

5...

Tyle razy mnie uratował...

Wbiegłam do domu jak poparzona i zamknęłam je na wszystkie zamki. Wyciągnęłam pilot do rolet i automatycznie wszystkie zsunęłam. Następnie pobiegłam do pokoju mamy i przykucnęłam przy jej szafce nocnej. Otworzyłam ją specjalnym szyfrem, później wstukałam inny szyfr do sejfu i wyciągnęłam z niego pudełko z bronią. Złożyłam odpowiednio pistolet i nałożyłam na lufę specjalną część, która zagłuszy wystrzały. Moja mama nazywa to "cichą bronią". Podała mi te szyfry i powiedziała, ze mam ich użyć tylko w nagłym wypadku.

Obecna sytuacja chyba się do tego zaliczała. Wróciłam do korytarza i usiadłam na przeciwko drzwi wejściowych. Siedziałam na ziemi próbując uspokoić myśli, lecz niezbyt mi to wychodziło. Nagle ktoś zaczął szarpać za klamkę. Moje serce zaczęło szybciej bić. Wstałam szybko z podłogi i podeszłam do drzwi.

- Natalie to ja, Nathaniel. Proszę otwórz mi. - podeszłam od wizjera i spojrzałam przez niego

To on...

Otworzyłam szybko drzwi i wpuściłam go do środka. Znowu dokładnie je zamykając. Jak tylko się odwróciłam Nathaniel przyciągnął mnie do siebie. Nasze oddechy były przyspieszone tak samo zresztą jak bicie naszych serc.

Znasz go tylko dwa dni.

DWA!

Uratował mnie 5 razy narażając przy tym swoje życie.

- Nic ci nie jest? - zapytał lustrując mnie wzrokiem

- Nic - szepnęłam ledwo słyszalnie - a tobie? - zapytałam równie cicho

- Nic - uśmiechnął się lekko

Zawsze się uśmiechał, nawet w tak beznadziejnej sytuacji jak ta.

- To dobrze - również się uśmiechnęłam

Chwilę potem stałam wtulona w Nathaniela ciesząc się jego obecnością. Chłopak po chwili odsunął się nieznacznie i popatrzył mi prosto w oczy. Blondyn wpił się niespodziewanie w moje usta. Zaskoczona jego poczynaniem oddałam pocałunek dopiero po chwili. Nath objął mnie rękami w talii przysuwając jeszcze bliżej siebie. Nie wiedząc co zrobić ze swoimi dłońmi splotłam je na karku Natha. Całowaliśmy się powoli delikatnie. Nie wiem dlaczego to zrobił, ale podobał mi się.

Te dwa chore dni, bardzo mnie do niego zbliżyły. Chociaż polegały na tym iż Nathaniel mnie chronił jakbym byłą jakąś księżniczką, a on rycerzem na białym koniu.

Chłopak złapał mnie za uda i podniósł do góry z łatwością. Przeniósł nas na kanapę i posadził mnie sobie na kolanach. Zsunęłam ręce na jego boki, gładząc ciepły materiał jego bluzy.

Mokrej bluzy...

Ale od czego.

Po chwili mnie olśniło. Otworzyłam gwałtownie oczy i przerwałam nasz bardzo namiętny i długi pocałunek. Nathaniel popatrzył na mnie zdziwiony.


- Zdejmij bluzę - Nath popatrzył na mnie dziwnie - No zdejmij ją! Dalej, dalej - pospieszyłam go

Chłopak wykonał moje polecenie i rzucił bluzę na ziemię

- Coś jeszcze - uśmiechnął się pewnie

Ale nie zwróciłam na to uwagi. Spojrzałam na jego prawy bok i zaczęłam odpinać guziki jego koszuli.

- Natalie co ty wyprawiasz? - zapytał zdziwiony

Zdjęłam z niego całkowicie koszulę i rzuciłam ją na ziemię obok bluzy. Moja dłoń powędrowała prosto do moich ust.

- Jesteś ranny... - wyszeptałam

________

W mediach Colin

HiddenWhere stories live. Discover now