Rozdział 6

69 6 2
                                    

Natalie POV

Poczułam ogromny ból głowy. Wokół słyszałam dwa szepczące głosy. Rodzice, no bo kto inny... Otworzyłam powoli oczy, ale od razu je zamknęłam, ponieważ oślepiła mnie jasność tego pomieszczenia.

- Gdzie ja jestem? - zapytałam ledwo słyszalnie, ale na tyle głośno aby moi rodzice to usłyszeli

- O matko skarbie! Jak dobrze, że się obudziłaś! - w tym momencie poczułam mocny ból głowy, jakby ktoś uderzał o nią młotkiem

- Nie tak głośno - syknęłam

- Przepraszam skarbie - ściszyła głos i przyłożyła mi dłoń do czoła - O matko Natalie... Jesteś rozpalona...

- Strasznie się czuje... -chwyciłam się za głowę, podpierając na drugim łokciu

- Simon jedziemy z nią do szpitala... - odwróciła się do mojego ojca, który patrzył na mnie przenikliwie, jakby myślał, że kłamię. Ale tak nie jest!

- Ona po prostu sobie z nami pogrywa... - uśmiechnął się pewnie - Chce się stąd wydostać... - co on w ogóle do nas mówi?!

- Oszalałeś już chyba d reszty! - moja mama podniosła na niego głos - ona ma ponad 40 stopni gorączki! - krzyknęła wyciągając termometr w jego stronę, ojciec tylko wzruszył ramionami - Nie obchodzi mnie to, że przysięgaliśmy sobie, że będziemy ją chronić do końca naszego życia kiedy my ją tylko krzywdzimy!

- Robimy to dla jej dobra! - mężczyzna już się zdenerwował, a ja czułam się coraz to gorzej

- Gówno prawda! - krzyknęła moja rodzicielka - Albo pomożesz mi ją zawieść do szpitala, albo sama to zrobię, a gdy wrócę to jedynie z policją i rozwodem! - Myliłam się... Moja matka mnie kocha bardziej niż kogokolwiek na tym świecie, a to ojciec jest taki bezduszny

- Nie odważysz się... - zakpił z niej

- Jeszcze zobaczymy... - powiedziała ostrzegawczo i wyszła z pokoju

Już myślałam, że mnie tu tak zostawi, ale ona wróciła z ubraniami dla mnie i butami

- Skarbie dasz radę się przebrać? - zapytała podchodząc bliżej mnie i podając mi ubrania

Pokiwałam twierdząco głową. Ona pocałował mnie w czoło i uśmiechnęła się. Powoli wstałam z łóżka i powolnym tempem udałam się do łazienki. Przed zamknięciem drzwi usłyszałam tylko kroki na schodach. Przebrałam się w przyniesione dla mnie ubrania, założyłam buty i rozczesałam włosy. Ostatkami sił wyszczotkowałam jeszcze zęby. Ostatecznie założyłam swoją kurtkę i wyszłam z łazienki, gasząc po drodze światło. Nikogo nie było w salonie, a więc skierowałam się do korytarza. Ujrzałam tam mamę z dwoma wielkimi walizkami zakładającą buty. Gdy mnie zobaczyła uśmiechnęła się lekko i wzięła kluczyki z wieszaczka w kuchni, który był schowany za obrazem. Jedno mnie zdziwiło... Nigdzie nie było mojego taty. Mimo tego co mi zrobił, trochę mnie to zabolało, że tak po prostu pozwala nam odejść. Spuściłam głowę i uroniłam jedną łzę

- Spokojnie będzie dobrze - mama podeszłą do mnie i podniosła mój podbródek - Poradzimy sobie... - powiedziała i zniknęła w salonie

Czułam się coraz gorzej... Nie mając wystarczając siły by stać oparłam się o drewnianą szafkę, na której stały nasze zdjęcia rodzinne. Popatrzyłam na nie i uśmiechnęłam się lekko pomimo mocnego ucisku, który czułam w swojej klatce piersiowej. Odruchowo położyłam tam rękę i wyczułam swoje szybko bijące serce, zdecydowanie za szybko. Zaczęłam coraz szybciej nabierać powietrze. Nie mogłam złapać tchu.

- Natalie! - moja mama krzyknęła, gdy tylko zauważyła w jakim jestem stanie

Wzięła w ręce dwie walizki i wyszła z nimi na zewnątrz. Po chwili wróciła, wzięła mnie pod ramię i wyprowadziła za drzwi. Poczułam chłodny wiatr, który uderzył we mnie przyjemnie, lecz to nie zmieniło mojego samopoczucia, nadal nie mogłam złapać tchu. Mama posadziła mnie na siedzeniu pasażera, a sama zajęła miejsce kierowcy i odjechała spod naszego domu z piskiem opon

- Spokojnie kochanie za chwilę będziemy w szpitalu - powiedziała pocieszająco, jednak jej głos wskazywał na to, ze byłą bardzo zdenerwowana i zmartwiona

Jakieś 5 minut potem poczułam jak mama gwałtownie hamuje tuz przed wejściem do oszklonego budynku. Wysiadła z auta, a po chwili drzwi od mojej strony się otworzyły. Próbowała pomóc mi wysiąść, ale ja już nie miałam siły

- Pomocy! - zaczęła krzyczeć - Niech mi ktoś pomoże! - słyszałam, że już płakała i poczuła, że to już koniec, że nikt nam nie pomoże...

Po chwili poczułam dwie ręce jedna na moich plecach, a druga pod kolanami, ani się spostrzegłam, a byłam w powietrzu. Ktoś mnie niósł i szło mu to z łatwością. Ostatkami sił podniosłam głowę, aby spojrzeć na tą osobę. Był to chłopak z ciemnymi włosami, - brunet - patrzył na mnie z troską wymalowaną na twarzy. Nawet mnie nie znał, a martwił się bardziej niż mój ojciec, który dał mi i mamie po prostu odejść i zniknąć z jego życia na prawdopodobnie zawsze. Chłopak uśmiechnął się do mnie pocieszająco, miał cudowne zielone oczy, który patrzyły się prosto w moje niebieskie. Aktualnie nic już nie czułam... A obraz coraz bardziej mi się zamazywał... Uśmiechnęłam się do niego na koniec i straciłam całkowitą kontrolę na moim ciałem.... Wszystko słyszałam.... Lecz nic nie czułam, ani nie widziałam... Byłam bezsilna...

- Proszę pani! - krzyknął chłopak, a potem było już tylko pikanie urządzeń i odgłosy wyciąganych narzędzi operacyjnych....

Nic więcej....


__________________

Jak wam się podoba?

Myślę, że nie jest źle....

Pisanie z perspektywy pojedynczych osób nie tyle, że jest łatwiejsze, ale według mnie też łatwiej się czyta!

Anka

HiddenWhere stories live. Discover now