Rozdział 6 (II)

4.1K 276 22
                                    

- Co tu się dzieje? - pytam cicho zaraz po przekroczeniu progu domu. Mała blondynka przytula się do moich nóg, zapominając o zdjęciu kurtki oraz szalika, których tak nie lubi nosić.

Głaskam ją uspokajająco po głowie, nasłuchując krzyków dochodzących z salonu. Przez gwar dociera do mnie głos mojego chłopaka, a także pobrzękiwanie szkła. Zaczynam się domyślać w co przerodziło się oglądanie meczu, więc wzdycham głęboko.

Przykucam przy Daisy, pomagając jej rozpiąć zasuwak, a mój uśmiech wydaje się ją uspokoić.

- Biegnij na górę, a ja niedługo przyjdę sprawdzić czy radzisz sobie z pracą domową - tłumaczę, poprawiając jej rozpadający się kok.

- Muszę? - pyta, wydymając dolną wargę i patrząc na mnie dużymi oczyma.

- Obiecałaś, że zrobisz to zaraz po powrocie ze spaceru. Dalej, księżniczko - daję jej całusa w czoło i patrzę za nią jak przeskakuje po dwa stopnie, co wygląda zabawnie przy jej krótkich nogach. Gdy jestem pewna, że dotarła bezpiecznie na górę, sama zdejmuję kurtkę i buty, po czym podążam w stronę głosów.

Przystaję przy wejściu do pomieszczenia, rozglądając się wkoło. Andy wraz z Lucasem zajmują miejsce na dużym fotelu, Alex leży rozłożony na mniejszym, a Sam i mój chłopak zajmują kanapę. Nie wspomnę już o pustych paczkach i puszkach walających się wokół nich. Gdzieniegdzie nawet są pozostałości po pizzy, którą musieli sobie zamówić.
Wracam wzrokiem do Matta, z tej perspektywy widząc tylko jego prawy profil, ale nie umyka mi jego mina, którą podzielają również inni chłopcy. Czyżby ich drużyna przegrywała?

Kolejna seria przekleństw rozchodzi się po salonie zaraz po tym jak przeciwnicy strzelają, wychodząc tym na prowadzenie.

Już mam coś powiedzieć, żeby zwrócić na siebie uwagę, ale brunet odwraca wzrok, krzyżując nasze spojrzenia. Uśmiecha się szeroko, zbyt szeroko, zaczynając do mnie machać,  co zwraca uwagę innych.

- Cześć Rose! - pierwszym, który się odzywa jest Andy. Odpowiadam mu, będąc świadoma wzroku blodnyna na sobie. Przenoszę na niego wzrok, dając mu znać, że chcę z nim porozmawiać.

- Zaraz wracam - rzuca do pozostałych, idąc za mną.

Zatrzymuję się w kuchni, upewniając się, że nas stąd nie słychać. Zakładam ręce na piersi, patrząc oczekująco na chłopaka, który uśmiecha się niewinnie.

- Kochanie - mruczy, zbliżając się do mnie. Wkłada palec za szlufkę moich spodni, ciągnąc za nią co chwilę.

- Ty będziesz to sprzątał - oznajmiam, gdy stoi blisko. Marszczy brwi, wydymając wargę, co sprawia, że parskam śmiechem - Nauczyłeś się tych min od Daisy?

- Śmieszne - sarka, przywracając oczami.

- Nie, serio - kontynuuję z rozbawioną miną - Mógłbyś być jej ojcem. Jest bardziej podobna do ciebie, niż do Josha.

Jak tak o tym myślę, to jest tak naprawdę. Oboje lubią marudzić w przeciwieństwie do starszego. Robią podobne miny, na których udaje im się dużo ugrać. No i są bardzo podobni, ale to akurat dotyczy też Josha.

- Nasze dzieci - zaczyna, zamyślając się, przy czym nieświadomie bawi się końcówkami moich brązowych włosów - Będą miały brązowe włosy, po tobie. Oczy też powinny mieć po tobie, bo są piękne.

- Będą miały twoje dołeczki - mówiąc to umieszczam palec w miejscu, gdzie przy większym uśmiechu powinno być wspomniane wgłębienie - I będą miały talent po tatusiu.

- Będą władcze po mamusi - mruczy niskim głosem, wprost w moje usta, chyba chcąc mnie pocałować ale wtedy coś do mnie dociera.

- Chcesz mieć ze mną dzieci? - wypalam, marszcząc pytająco brwi. Zmieszanie pojawia się na twarzy blodnyna i do niego też dopiero teraz dociera sens naszej rozmowy. Spogląda mi niepewnie w oczy.

- A ty nie? - zagryza wargę, oczekując odpowiedzi. Uśmiecham się, muskając jego usta.

- Tylko jeśli będę takie słodkie jak ty i mądre jak ja - śmieję się już w pełni, widząc jego oburzoną minę.

- Idę sobie - burczy obrażony, jednak nie robi nic, stojąc tak jak stał - Kocham cię. 

Po tym wychodzi z pomieszczenia, a ja kręcę głową.

Zabieram się za robienie kolacji dla Daisy, ponieważ w drodze do parku wspominała coś o tym, że jest głodna. Stoję przy lodówce, wyciągając z niej składniki potrzebne do zrobienia kanapek, ponieważ na nic innego nie ma produktów, notując w głowie, że jutro trzeba zrobić zakupy, gdy niespodziewanie zamieram czując za sobą ruch. Ktoś opiera się o moje plecy, a ręka wyciąga butelkę piwa. Gdy tylko nie czuję już za sobą ciała obracam się, patrząc na wysokiego bruneta, którego zielone oczy uśmiechają się do mnie.

- Hej Rose - wita się, pijąc trunek, który zdążył już otworzyć.

- Cześć - mamroczę speszona jego zachowaniem i tym, że się na mnie gapi.

- Dawno się nie widzieliśmy - zaczyna, obserwując jak przygotowuję posiłek dla małej - A szkoda - dodaje cicho.

- Umm... ta.

- Zależy ci na blondasku? - wypala, przez co prawie rozcinam sobie palec, podczas krojenia pomidora. Podnoszę na niego wzrok.

- Co to za pytanie? - warczę ostro, co tylko go bawi, bo chcichocze pod nosem. Jest przystojny, to mogę stwierdzić, ale jego charakter jak na razie nie zachęca.

- Normalne - wzrusza ramionami - No więc?

- To chyba oczywiste? - bardziej pytam, niż stwierdzam. Zaprzestaję czynności, skupiając się na dziwnej rozmowie.

- Jeśli jest tak jak mówisz to przyjdziesz pojutrze na adres, który dostaniesz - informuje, biorąc kawałek szynki do ust, odwracając się do wyjścia.

- Czekaj! O czym ty mówisz? - pytam, skołowana jego zachowaniem. Czy wszyscy muszą mówić jakimś zagadkami? Najpierw pani Wood, teraz on.

- Wszystkiego się dowiesz jak przyjdziesz, skarbie. Tylko nie mów nic Matt'owi. Nie chcemy go przecież martwić - puszcza mi oczko i z tym wychodzi

Stoję osłupiała i dopiero po chwili wracam do robienia kanapek, cały czas myśleć o słowach bruneta. O co mu chodziło? Gdzie mam przyjść?

Warczę sfrustrowana, idąc do pokoju Daisy. Zostawiam jej jedzenie, upewniając się, że odrobiła lekcje i nie miała z nimi żadnego problemu, a następnie zamykam się w łazience,  chcąc wziąć odprężający prysznic.

Po umyciu się stroję przed lustrem, rozczesując włosy, gdy mój telefon brzęczy na półce z kosmetykami.

Sięgam po niego, przyglądając się nieznajomemu numerowi, po czym otwieram wiadomość. Chwilę zajmuje mi domyślenie się, że jest to adres i od razu łączę to z rozmową z Alexem. Nie mam pojęcia gdzie to jest i czy w ogóle powinnam tam iść, ale coś podpowiada mi, że tak będzie lepiej. Szczególnie, że po słowach zielonookiego można wywnioskować, że ma to jakiś związek z moim chłopakiem. Tylko jaki?

Udaję się do pokoju, wybierając numer przyjaciela. Ten odbiera po dwóch sygnałach, od razu poprawiając mi humor. Przez chwilę zapominam o wszystkim, będąc rozśmieszana przez chłopaka, który chyba czuje, że tego właśnie potrzebuję. W duchu mu za to dziękuję, a także za to, że o nic nie pyta. Bo co miałabym mu powiedzieć,  sama nie wiedząc o co chodzi?

###

Co ten Alex kombinuje?
Ktoś się domyśla? 🙊

Dziękuję za ponad 100 tysięcy wyświetleń!
Kocham was!

Broken artist | 1&2Where stories live. Discover now