#09

6.5K 292 34
                                    

ALLY'S POV

Z głośnym westchnięciem walnęłam się na łóżko. Nie ogarniałam tego kolesia, a przecież powinno być odwrotnie. To zawsze chłopcy nie nadążają za dziewczynami. Możliwe, że trochę przesadziłam ze słowami. No trudno. Zobaczymy jutro.

Sama z siebie wzruszyłam ramionami i zabrałam się za odrabianie lekcji. Nie chciałam zaliczyć kolejnej wtopy na matematyce.

***

Przygotowałam się w miarę szybko. Ze względu na czas wszystko zrobiłam byle jak. Makijaż nie do końca mi wyszedł, ubrałam jakieś w ogóle nie pasujące do siebie rzeczy, aż szkoda mówić o fryzurze. Chciałam zrobić przynajmniej ładnego kucyka, ale niestety musiałam zostać przy oklapniętym warkoczu.

Wyrwałam Ashtona z łóżka, przypominając mu o jego dzisiejszym meczu, którego oczywiście nie miał. Musiał zawieźć mnie do szkoły, bo byłam już spóźniona, a na same słowo "mecz" zrywa się jakby wygrał w totka.

- Który dzisiaj jest? - spytał nakładając swoje jeansy.

- No... dzień meczu, nie? - wydukałam.

- Czekaj. - zerknął w moją stronę z przymrużonymi oczami. - Znowu mnie nabrałaś.

- Widzisz... no, bo... ja...

- Zabiję cię, wiesz o tym? - warknął.

- No dobra, ale to nie teraz. Proszę, zawieź mnie do szkoły. Nie zdążyłam na pierwszą lekcję, ale jeśli się pospieszysz dam radę dotrzeć przynajmniej na drugą. Proooszę. - zrobiłam smutną minę.

- Ja pierdole. - mruknął. - Zabiorę cię do tej pieprzonej szkoły.

- Dzięki braciszku! - uścisnęłam go. - A teraz się sprężaj.

Już po kilku minutach znalazłam się przed moim liceum. Jak nienormalna, prędko wparowałam do środka. Zajęcia minutę temu powinny się zacząć, ale jeśli ma się lekcje z panem Stewartem nic nie będzie punktualne. Wbiegłam na samą górę i odetchnęłam z ulgą widząc moją klasę. Spowalniając nieco swój krok podeszłam do "mojej ekipy". O dziwo nikt nie zwrócił uwagi na mój nietypowy strój i wygląd.

- Jak się ma nasza spóźnialska? - zaczął Mike.

- A nie widać? - pokazałam dłońmi na siebie.

- Wyglądasz... powalająco. - zaśmiał się Scott.

- Spadaj, idioto.

Na korytarzu znikąd pojawił się nasz pan od muzyki. Jak zawsze wyglądał specyficznie. Włosy lekko zakręcone i sterczące, okrągłe okularki, fioletowy sweter z którego wystawał kołnierzyk, za krótkie spodnie, długie skarpety i szpiczaste buty. Mój ideał normalnie.

Cały wyprostowany i skupiony wpuścił nas do wnętrza sali.

Jego lekcja polegała jedynie na tym, że on gra, a my mamy powtarzać jakieś głupie motywy. Czasami nawet próbuje wytłumaczyć nam co to jest tonacja, albo metrum, ale i tak to wszystko na nic. Większość osób specjalnie fałszowała, by zdenerwować nauczyciela, ale wtedy daje nam więcej nut do rozpracowania w domu. Masakra.

- Panie Collins, jest pan pierwszy raz na mojej lekcji, prawda? 

Na to nazwisko automatycznie uniosłam głowę. Nie zauważyłam go wcześniej, a to bardzo dziwne, bo jest to osoba na którą potrafię patrzeć godzinami.

Przypadkowo, oczywiście.

Jak zawsze rozwalony na krześle niechętnie przytaknął głową.

My Personal Prince PL || Christian CollinsWhere stories live. Discover now