Nagle poczułam potrzebę dotknięcia go. Po prostu zwykłego dotyku.

Kiedy otarłam łzy i się trochę uspokoiłam, wstałam z krzesła i oparłam się o metalowe łóżko. Przypatrywałam mu się przez chwilę, a potem sięgnęłam do jego ręki. Była zimna w porównaniu z moimi ciepłymi dłońmi. Przykryłam jego dużą rękę moją dłonią.

Wpadł mi do głowy pomysł.

Trzymałam jego rękę i zaczęłam mówić z gulą w gardle:

-Nathan, przepraszam - wyszeptałam - Nigdy nie chciałam, żeby cokolwiek ci się stało - łzy znowu zaczęły lecieć - Gdyby nie ja, nie leżałbyś tutaj teraz. Nie wiem czy słyszysz to, co teraz do ciebie mówię, ale wiedz, że jest mi przykro. Masz złamany obojczyk i nogę, ale pielęgniarka mówiła, że mogło być gorzej - zamknęłam powieki i pozwoliłam łzom na uwolnienie się.

Przysunęłam krzesło i usiadłam na nim przy łóżku, trzymając jego rękę i ogrzewając ją. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała.

Co powie rodzicom? Na pewno nie pozwolą mu na coś takiego, szczególnie że jego brat zginął w podobnym wypadku. Chociaż nie jest typem chłopaka, który daje sobą rządzić.

Zaczynam się bać tego, co o mnie pomyśli. A jak wszystko będzie jak dawniej? Skoro zobaczył,  że ja to ja, to jest prawdopodobieństwo, że wróci do Natalie...

Co ja mówię? Przecież my nawet nie byliśmy razem. Nie mogę tak myśleć.

Podskoczyłam. Ktoś otworzył drzwi i do środka wlało się światło.

-Aline - odetchnęłam i puściłam rękę Nathana, kładąc swoją na kolanach.

-Kochanie, masz jeszcze 5 minut, niedługo będą obchody, więc lepiej, żeby cię tu nikt nie zobaczył. Czekam przed drzwiami i zaraz idziemy - spojrzała na mnie łagodnie.

-Dobrze - wymusiłam uśmiech.

-Wszystko w porządku? - spytała z troską zanim wyszła, a ja pokiwałam lekko głową. Drzwi z powrotem się zamknęły, a ja wstałam i odsunęłam krzesło na swoje miejsce.

Spojrzałam ostatni raz na chłopaka i zrobiłam coś czego sama się po sobie nie spodziewałam.

Przysunęłam się do łóżka i pocałowałam go leciutko w policzek.

-Przepraszam - szepnęłam mu do ucha i odsunęłam się.

Zaczęłam iść w kierunku drzwi, kiedy znowu usłyszałam ciche:

-Rosie...

Odwróciłam się i zobaczyłam jak chłopak zaczął szybciej oddychać, ale nie budził się, miał zamknięte oczy, jakby coś mu się śniło.

-Rosie...

Powiedział znowu, a ja stałam oniemiała. Co do...

-Rosie? - drzwi znowu się otworzyły, a ja odwróciłam się w ich kierunku - Idziesz? - spytała Aline.

Spojrzałam na Nathana, leżącego na szpitalnym łóżku, ostatni raz.

-Tak, idę.

*******************************

Wróciłam do domu przed 11. Po wyjściu od Nathana poszłam z Aline do pomieszczenia, gdzie zostawiłam swoje ciuchu i przebrałam się z powrotem w to, w czym tu przyjechałam. Okazało się, że rodzice są jeszcze w pracy i muszą zostać, ponieważ pojawił się jakiś problem i muszą go rozwiązać. Nic nowego... Już przyzwyczaiłam się do bycia samej w domu.

Pożegnałam się z Aline i dałam jej swój numer, żeby napisała mi co się dzieje z Nathanem. Podziękowałam za wszystko i przeprosiłam, że musiała mnie niańczyć, na co ona mnie skarciła i zaprzeczyła.

Kiedy weszłam do domu, poszłam od razu pod prysznic. Musiałam zmyć wszystko co się dzisiaj stało. Po długim siedzeniu pod ciepłą wodą, zeszłam na dół w piżamie, żeby zadzwonić jeszcze raz do rodziców, ale włączała się poczta głosowa. Super. Po chwili uświadomiłam sobie, że nic nie jadłam, więc sięgnęłam po mleko i płatki kukurydziane. Usiadłam przy wysepce i zaczęłam kalkulować dzisiejszy dzień. Wszystko co się stało. A najbardziej to, że Nathan zaczął szeptać moje imię. To jest coś czego nie potrafię racjonalnie wytłumaczyć. Może mnie usłyszał. Nie. Nie wiem. Może?

Nagle pojawiła mi się myśl... Co jeśli on mnie wcześniej rozpoznał? To tłumaczyłoby, czemu wziął mnie na trening i przyjechał wtedy zrobić projekt z biologii...

Przypomniało mi się to, co powiedział wieczorem, kiedy musiał na mnie czekać po treningu:

"Czekanie to taki czas, w którym można zrozumieć wiele rzeczy"

Teraz się zastanawiam, czy nie miało to drugiego znaczenia.

Pov. Nathan

Ciemność.

Najpierw zobaczyłem, jak bawię się z Davidem w ogródku moich dziadków. Ścigaliśmy się udawanymi samochodami. Mieliśmy góra 7 lat...

Potem widziałem jego 10 urodziny i to, jak wszyscy jego koledzy wokół składali mu życzenia i dawali prezenty. Ja nigdy nie miałem takich urodzin. Zawsze było jakieś ale...

Zobaczyłem moich rodziców, którzy krzyczeli na siebie. Zaczęli kłócić się i wyzywać. Siedziałem skulony pod blatem w kuchni, bo chciałem zejść tylko po cukierki, które mama przede mną chowała, a ja myślałem, że już śpi. W końcu usłyszałem plask. Mamusia uderzyła tatę, a ten wziął kurtkę i wyszedł z domu, rzucając ją na podłogę. Trzęsłem się. Bałem się, że mamusia też mnie pobije...

Mam 14 lat. Peter, mój kolega z klasy, zaczął się ze mnie wyśmiewać, dlatego pobiłem go i siedziałem u dyrektorki, która właśnie dzwoniła do moich rodziców. Potem zaczęły się krzyki i wrzaski, że jeżeli następnym razem znowu coś takiego zrobię, to wylecę ze szkoły...


Siedziałem przy jeziorze z moją gitarą. Było popołudnie, zachód słońca. Próbowałem zapisywać kolejne nuty tak, aby złożyły się w piosenkę. Pisałem ją dla niej. Trzymałem ołówek w zębach, a kostką próbowałem wymyślać kolejne części. Musiałem to zrobić. Po prostu wiedziałem, że muszę.

Nagle mój wzrok przykuło coś. A raczej ktoś.

Biegła w moją stronę, w białej, zwiewnej sukience i rozpuszczonych długich, brązowych włosach. Uśmiechała się w moim kierunku.

Wstałem, odłożyłem gitarę, ołówek, kostkę i czekałem, aż podbiegnie bliżej.

Gdy była coraz bliżej, to zwalniała i nie biegła, ale kroczyła w moją stronę, a jej uśmiech słabnął.

Kiedy znajdowała się dostatecznie blisko, zbliżyła się do mnie i złapała za rękę.

-Przepraszam - zaczęła szlochać - Nie chciałam, żeby cokolwiek ci się stało - otarłem jej policzek i chciałem powiedzieć, że to nie jej wina, ale nie mogłem wydusić żadnego słowa - Gdyby nie ja, nie leżałbyś tutaj teraz. Nie wiem czy słyszysz to, co teraz do ciebie mówię, ale wiedz, że jest mi przykro - Nie to nie jest twoja wina! Chcę jej to wszystko powiedzieć, ale nie mogę!

Po chwili, dziewczyna przysunęła się do mnie i złożyła lekki, jak piórko pocałunek na moim policzku. Chciałem ją objąć, przytulić i pocieszyć, ale nie mogłem się poruszyć.

W końcu zaczęła odchodzić. Chciałem krzyknąć, żeby została, ale mnie nie słyszała. Jakbym był w jakiejś bańce. Wołałem ją po imieniu, ale na nic. Odeszła.

Hejka Wam :D Długo oczekiwany rozdział przez wielu z Was :D Nie jest sprawdzany, dopiero ogarnę go wieczorem, więc jak są jakiekolwiek błędy to przewertuję je potem. Mam nadzieję, że nie zawiodłam Was ;* Miłego popołudnia i do następnego ;*



NowaWhere stories live. Discover now