Rozdział 22

56.2K 3.7K 235
                                    

BARDZO WAŻNA INFORMACJA NA DOLE


Nie. To się nie dzieje naprawdę. Przewidziało mi się. Albo to sen. Tak. To na pewno sen.

A jednak.

Rozpędzony samochód uderzył w chłopaka z taką siłą, że motocykl wraz z jego kierowcą poleciał o kilka metrów do przodu i wylądował na środku ulicy. Stałam daleko od nich, ale widziałam dokładnie, co się stało.

Cała przerażona i zdenerwowana wyłączyłam szybko motor, zdjęłam kask i rzuciłam go koło motocykla. Oddychałam płytko.

Samochód, który uderzył w niego, był prowadzony przez mężczyznę. Za nim z kolei zaczęły z piskiem hamować kolejne samochody, chcące uniknąć zderzenia. Facet, który uderzył w chłopaka, wybiegł szybko z samochodu i podbiegł do niego. Mój towarzysz leżał, kilka metrów od swojego motocykla. Jeżeli tą kupę złomu można jeszcze nazwać motocyklem...

Wkoło zaczęli się zbierać ludzie, wysiadali z samochodu i podbiegali do chłopaka, robiąc wokół niego koło.

Jakaś kobieta zaczęła dzwonić po karetkę.

Ktoś krzyknął, że nie oddycha.

Ludzie zaczęli wychodzić z domu i dołączali do wielkiego koła.

A ja biegłam.

Biegłam w stronę chłopaka, który, gdybym może odmówiła tego wyścigu, siedziałby teraz bezpiecznie w domu.

Znalazłam się wokół tłumu, który zebrał się wkoło poszkodowanego. Skąd tylu ludzi się tu wzięło do jasnej cholery?!

Próbowałam się przepchać do środka, ale na próżno.

Do kurwy nędzy zróbcie mi miejsce! - wołałam w myślach.

Wkurzona okrążyłam tych ludzi ze wszystkich stron. Nie mogłam nic zrobić, a kiedy myślałam, że uda mi się i zobaczyłam prześwit, jakiś facet dosłownie wypchnął mnie z koła i rzucił na ulicę.

Co to kurwa było?! Mój niezbyt wysoki wzrost jak zwykle wszystko utrudnia, okej, ale to nie jest powód, żeby mną rzucać!

Wstałam, ale poczułam ucisk w kostce. Coś się stało..

Trudno, poradzę sobie z tym potem.

Nagle słyszę. 

Słyszę sygnał karetki.

Zbliżała się z szybką prędkością w naszą stronę i hamując z piskiem.

Uskoczyłam na bok, chwiejąc się na jednej nodze.

Z samochodu wysiedli już mężczyźni. Dwóch z nich otwierało tył karetki, żeby wyjąć nosze, a reszta podbiegła do tłumu. Zrobili im miejsce i wtedy ja też zobaczyłam.

Zobaczyłam coś co przypominało człowieka.

Coś we mnie pękło.

Zebrały się łzy, które ledwo powstrzymywałam.

Kolejny sygnał.

Policja.

Ale nie zwracałam na nią uwagi. Stałam i patrzyłam co się dzieje.

Mężczyźni ułożyli chłopaka na noszach, nałożyli mu kołnierz i milion innych rzeczy, na których się nie znam.

Podeszłam bliżej, jak go wieźli do karetki.

NowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz