Rozdział 4.

21 3 1
                                    

Wspomnienie z nocy u Alice

Wracając ze szkoły nie zastałam w domu taty. Przeszukałam cały plecak, ale nie znalazłam w nim klucza. Telefon miałam przy sobie, ale wolałam dziś zrealizować mój plan, więc postanowiłam pójść do mojej przyjaciółki Alice, która jak się wczoraj dowiedziałam jest zwykłą złodziejką. Idąc do jej domu wysłałam szybko smsa.

-Kto tam? - zapytała mama Alice.

-Julie, jest Alice?

-Jest, już cię wpuszczam. - pani Collins otworzyła drzwi i powitała mi serdecznym uśmiechem, nie odwzajemniłam go, bo uważałam, że jest dziwna.

-Julie! Co ty tutaj robisz? - powiedziała słodko Alice.

-Przyszłam dziś do ciebie na noc, mój tata wyjechał dzisiaj z miasta. - kłamałam w żywe oczy, ale od zawsze przychodziło mi to z łatwością.

-To super! - powiedziała z entuzjazmem w głosie.

-Może pójdziemy na spacer do lasu? - zaproponowałam, chcąc jak najszybciej znaleźć się daleko od pani Collins.

-Mamo? Możemy iść do lasu? - zawołała, żeby się upewnić, czy jej mama nie ma nic przeciwko.

-Tylko się nie zgubcie! Weź telefon.

-Jasne, jasne. - odpowiedziała na prośbę mamy. - Szkoda, że jest rozładowany. - dodała szeptem, a ja się zaśmiałam.

-Do widzenia pani Collins. - powiedziałam jak najsłodszym głosem.

Kiedy wyszłyśmy z domu, Alice wyglądałą na przestraszoną więc szła wolno. Pośpieszałam ją przez całą drogę, żeby zaszyć się gdzieś w lesie. W gruncie rzeczy chciałam się na niej odegrać za zabranie mi długopisu, który dostałam od mamy, kiedy zachorowała. Powiedziała, że pisała nim m. in. maturę oraz listy miłosne do mojego taty. Nie mogłam pozwolić, żeby ktokolwiek mi go zabrał, jeśli to miała być najważniejsza dla mnie pamiątka po mamie. Tata mówił, że mama wyzdrowieje, ale ja wiedziałam, że rak płuc to nie zwykły kaszel.

-Alice, opowiedzieć ci straszną historię? - powiedziałam najpoważniejszym tonem na jaki było mnie stać.

-Jasne. - powiedziała z udawaną pewnością siebie.

-Tylko najpierw musimy iść na cmentarz.

-Na cmentarz - powiedziała przerażona.

-Tak. Na ten koło lasu, w którym jesteśmy. No chodź. - powiedziałam błagalnie - Chyba, że się boisz!

-Oczywiście, że się nie boję! Chodźmy. - znów wymusiła pewność siebie. Gdy docierałyśmy już na cmentarz zauważyłam już Willa, Katie, Charlie i Adama.

-A więc... Nie tak dawno temu, żyła sobie dość zwyczajna rodzina. Pewnego razu postanowili na cmentarzu odwiedzić swoich zmarłych bliskich. - wskazałam na grób z nazwiskiem "Kimberly Smith", który był dość przypadkowy, ale to za nim kryli się moi przyjaciele - Kiedy zaczęli się modlić, zaczęli słyszeć dziwne dźwięki - w tym momencie Will zaczął stukać delikatnie w grób, a Alice się trzęsła ze strachu - Aż z grobu wyszła sama Kimberly! - na mój znak z za grobu z Will, Charlie, Katie i Adam.

-Aaaaa! - zaczęła uciekać Alice, zatrzymała się dopiero kiedy usłyszała nasz śmiech.

Mimo, że obrażona to Alice zgodziła się pójść z nami do Charlie, żeby pograć w chowanego w ogródku. Późnym wieczorem kiedy to do mamy Charlie zadzwonił mój ojciec, czy może mnie tam nie ma, bo podobno się zagubiłam, pani McAdams odprowadziła mnie, Will'a i Alice do domu.

JulietteOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz