Five.

661 65 25
                                    

Przyszłam do domu, na szczęście Tara nie obudziła szczekaniem sąsiadów. Ten mądry pies automatycznie zadomowił się w moim łóżku, no cóż przynajmniej nie będę spała sama. Rzuciłam kurtkę na sofę, to nie bałagan to jedynie artystyczny nieład. Od alkoholu szumiało mi trochę w głowie, Max skomentował moje życie, jako „istna telenowela, którą z chęcią by obejrzał". Co za bałwan! Poszłam się wykąpać i od razu położyłam się spać, ale to nie miała być spokojna noc.

Z radialeciała muzyka, a dokładniej Billy Boyd: The LastGoodbye.W kuchni dobiegało nucenie, które znałam jak nic innego. Zamknęłam oczy iuśmiechnęłam się, czułam się niezwykle odprężona. Nie obchodziły mnie nawetnotatki, które trzymałam w dłoni. W pokoju pojawił się Michael, obdarzył mniepromiennym uśmiechem, po czym podszedł do mnie i usiadł na brzegu łóżka. Nachylił się i zaczął śpiewać mi do ucha: To these memories I will hold
With your blessing I will go
To turn at last to paths that lead home.Po chwilizaczął całować mnie delikatnie po szyi, objęłam go mocno, by już nigdy niepuścić, spojrzałam na niego by wiedzieć, że jest dla mnie całym światem.

Zerwałam się z łóżka i spojrzałam na zegarek. Była czwarta pięć, wzięłam szklankę wody, która stała na stoliku nocnym i upiłam z niego dużego łyka. Nienawidziłam snów o Cliffordzie, bo zawsze wszystko wracało, z podwójną siłą. W tedy w mojej głowie narodził się plan, co prawdzie chory, musiałam po prostu ostatni raz powiedzieć: Do widzenia. Włączyłam laptopa, zamierzałam napisać e-mile do Clifforda, miałam jeszcze jego adres, chociaż nie byłam pewna czy nadal go używa. Spojrzałam na komputer, później swoje palca i znów na komputer. Nie byłam w stanie tego zrobić, na pewno nie na trzeźwo. Podeszłam do barku i wyciągnęłam swoje ulubione słodkie, czerwone wino. Zawsze je trzymałam na specjalne okazję, a wydawało mi się, że ta okazja jest wystarczająco specjalna. Nie bawiłam się w żadne kieliszki, przed nikim nie musiałam udawać damę. Pociągnęłam dwa duże łyki, wzięłam głęboki oddech i zaczęłam pisać.

Drogi Panie M.

Wiem, że nie spodziewała się Pan widomości ode mnie, a już na pewno nie o tej godzinie. Chciałam się po prostu, ostatecznie pożegnać. Taka jest prawda, że nie chce już Pana w swoim życiu. Ani mentalnie, ani fizycznie. By ruszyć na przód muszę po prostu powiedzieć: Do widzenia, Panie Clifford.

Bez odbioru, dawna kochanka.

Nie było to najlepsze, ale co tam. Raz się żyje! Nie?! Zadowolona z siebie napiłam się jeszcze wina i miałam wyłączyć laptopa, kiedy zobaczyłam nową wiadomość. Nie możliwe! Odpisał. Boże, jest czwarta nad ranem, co on o tej porze jeszcze robi? A nie ważne, z resztą nie obchodzi mnie to.

Droga Pani K.

Jestem w niemałym szoku, że Pani napisała. Po pierwsze: damie nie przystoi pisać do kawalerów o tak późnej lub już mogę powiedzieć, wczesnej godzinie. Po drugie: myślałem, że Pani wyrzuciła mnie ze swojego życia już bardzo dawno, więc bardzo mi pochlebia, że Pani, Panno K., jeszcze Pani o mnie myśli. Pani e-mail nakłonił mnie do pewnej refleksji. Może łatwiej jest sobie powiedzieć „dzień dobry", niż „do widzenia".

Dawny towarzysz łóżkowy.

Dlaczego ten człowiek musi wszystko utrudniać? Musiał odpisywać? Na rozruch łyknęłam jeszcze wina. Chce wojny, będzie ją miał.

Drogi towarzyszu łóżkowy!

Nie pisałam do Pana, by się witać, ale by się pożegnać. Jest Pan dla mnie horkrukem, więc muszę Pana usunąć z mojego życia, by nowa „ja" mogła swobodnie żyć.

Miłośniczka Harry Pottera.

-I co ty na to Clifford?!- Powiedziałam do laptopa, jakby był chłopakiem.

Tara podniosła łepek i spojrzała na mnie, po chwili stwierdziła, że nie jestem warta jej uwagi, więc poszła spać dalej. Wpatrywałam się w ekran i czekałam na odpowiedz. Po pięć minutach przyszła.

Droga miłośniczko Michaela Clifforda!

Myślałem, że jestem dawnym towarzyszem? Ale bardzo mi pochlebia, że nadal jestem obecny w Pani życiu łóżkowym. Czy już kiedyś nie porównywała mnie Pani kimś z „Harry Pottera"? Ach, tak. Z Voldemordem jak miewam. Czyli teraz Pani zajęła moje miejsce? Nie lepiej pożegnać się osobiście? Jeśli tak zrobimy, już więcej nie będę odpowiadać na Pani listy, ani sam nie spróbuje się skontaktować. Zgoda?

Michael Clifford.

Gdy tak czytałam jego odpowiedz, tak piłam te wino, piłam aż połowy już nie było. Podpisał się swoim imieniem już czyli był już poważny. Znudziła mi się ta zabawa więc zaczęłam pisać już normalnie.

Clifford po waszym koncercie, po tym jak już była mowa nie komunikujemy się. Mnie przestaje obchodzić twoja osoba i vice versa. Później z Lukiem skonsultuje gdzie się spotkamy.

Przeczesałam dłonią włosy i schowałam wino, wystarczająco dużo go upiłam.

Dobra, ale przed tym nie możemy jeszcze raz się spotkać? Mogłabyś mi dać swój numer? Albo adres? I czy na pewno chcesz się żegnać? Ja nie koniecznie, Kat zastanów się.

Jestem pewna Mike. I mi będzie lepiej, możliwe, że tobie też. Nie wiem czy chce się spotkać, a numeru ani adresu ci nie podam bo ci nie potrzebny. Do zobaczenia.

Zamknęłam laptopa i wróciłam do łóżka, otuliłam się szczelnie kołdrą i próbowałam nie myśleć o nim.

_____________________________________________________________

No i jest Michael. Kto tęsknił? Dajcie znać jak wam się podobało. Czekam na wasze komentarze oraz głosy.

Life with Clifford. M.C (Books Two)Where stories live. Discover now