Two.

698 71 17
                                    


Cały tydzień chodziłam zła i podenerwowana. Robiłam to mimowolnie, wiem dlaczego się przejęłam wizytą chłopaków w moim mieście, przecież oni nawet nie wiedzieli, że mieszkam w Londynie. Szanse, że moglibyśmy się spotkać są nikłe. Bez powodu wpadałam w panikę.

Siedziałam w biurze i przeglądałam wszystkie faktury. Miałam tu niezły bałagan. Na domiar złego nie przyszły dzisiaj dwie osoby, a do baru przybywało coraz to więcej ludzi. Po chwili do biura weszła Wendy, dziewczyna miała zaledwie szesnaście lat a już sama musiała radzić sobie w życiu, dla jej rodziców alkohol był najważniejszy. Nienawidziła natomiast jak ktoś jej współczuł. Była małą silną kobietką.

-Ka, jest niezły tłok, nie udałoby ci się sprowadzić jakiś dodatkowych rąk do pracy?- Zapytała z nadzieją w głosie, jeśli przyszła prosić o pomoc musiało być naprawdę nie przyjemnie.

-Znalazłam, już idę wam pomóc, faktury mogą poczekać.- Wzięłam fartuch który wisiał na haczyku i poszłam z dziewczyną.

Bar był wypchany po brzegi, wzięłam na siebie cały sektor A. Po dwóch godzinach nie czułam nóg. A to nie był jeszcze koniec. Za każdym razem gdy jakiś frajer chciał mnie złapać za tyłek, grzecznie prosiłam by tego nie robił. Ale ile można? Nie znoszę gdy jest jakiś mecz, pojawia się wtedy u nas sporo oblechów. Podeszłam do stolika w kącie, siedział tam Fletcher z kolegą. Miał na imię Cole, był Amerykaninem jak ja. Wysoki, wysportowany chłopak o skórze koloru mlecznej czekolady, niezwykle sympatyczny ale wpływ Fletchera był widoczny, czasami był takim samym dupkiem jak mój sąsiad.

-Hej księżniczko. – Blondyn posłał mi buziaka.

-Nie pij więcej.- Pokręciłam głową.- Cole, a ty mu nie pozwalaj.- Zwróciłam się do chłopaka obok.

-Spokojnie Ameryka, to twardy zawodnik.- Cole złapał Smitha za ramie i potrząsnął nim lekko, ten drugi natomiast tępo się uśmiechnął.

Wiedziałam, że nie jest pijany. Po prostu chciał mnie zdenerwować. Nie byłam jego matką, ani dziewczyną mimo to wkurzało mnie gdy chodził nawalony. A on kochał mnie wkurzać.

Chłopaki czekali na mnie do końca mojej zmiany, Londyn nocą wcale nie był tak bezpieczny. Pożegnałam się ze wszystkim pracownikami i wyszłam na zewnątrz. Od razu otulił mnie zimny powiew powietrza. Założyłam czapkę i ruszyłam w kierunku chłopaków, oprócz pracowników z „Magnusa" oni byli moimi jedynymi przyjaciółmi.

Nigdy nie planowałam zamieszkać w Londynie i pracować w barze, miałam być psychologiem, ale się nie nadawałam.

Gdy staliśmy na pasach, przejeżdżał autobus z wielkim plakatem 5SOS. Chłopaki na nim byli uśmiechnięci, szaleni, ale zbyt perfekcyjni. Nie takich ich pamiętam.

-Idziesz?- Fletcher pociągnął mnie za łokieć.

-Idę, idę. – Ocknęłam się i ruszyłam za tymi matołami.

Cole odprowadził nas prawie do samych drzwi, po czym wrócił do siebie. Weszłam z Fletcherem do windy. Po chwili chłopak położył dłonie na moich ramionach zaczął nimi jeździć w górę i w dół po czym pocałował mnie lekko w szyję.

-Fletcher, przestań.- Poprosiłam. – Nie mam ochoty.

-Jak zawszę.- Westchnął i zabrał dłonie z moich ramion.- Powiedz mi Kat, dlaczego nie? Nie chcesz związku. Bo twierdzisz, że to nie dla ciebie. Niby jesteśmy przyjaciółmi, którzy uprawiają seks od czasu do czasu, przeważnie kiedy ty masz ochotę, ale tak naprawdę nic o tobie nie wiem. – Przeczesał dłonią włosy. – Nie jest zbyt wystarczająco dobry dla ciebie?

-Fletcher, to nie tak.- Zaczęłam, ale tak naprawdę nie wiedziałam co mam mu powiedzieć.

Winda zatrzymała się na naszym piętrze, wydawało mi się, że jechała bardzo długo. Pierwszy wyszedł blondyn. I od razu pokierował się do swoich drzwi. Jednak nie wszedł do środka tylko stał, nie odwrócił się do mnie przodem.

-Jest ktoś inny, prawda? Lub był, ale nie możesz o nim zapomnieć.- Nie czekał na odpowiedz tylko po chwili zniknął za drzwiami.

To nie pierwszy raz kiedy zaczął ten temat, niby jest zraniony, ale na drugi dzień udaje, że tematu nie było i znów jest tym wiecznie uśmiechniętym facetem.

Za nim weszłam do środka minęła jeszcze chwila bo mocowałam się z drzwiami. Weszłam do mieszkania. Rzuciłam rzeczy na podłogę, nie miałam na nic siły. Wygodnie usiadłam w fotelu i zaczęłam się rozglądać. Mieszkanie było puste, to było smutne, że nikt na mnie nie czekał. Już dawno zastanawiałam się by kupić psa, ale to był już najwyższy czas. Miałam już iść się kąpać, gdy zadzwonił telefon. Był to nieznany numer. Po chwili zastanowienia odebrałam.

-Halo?

-Kat? To ty?- Usłyszałam po drugiej stronie.

-Luke?

___________________________________

Byłam prawie pewna, że dodałam drugi rozdział, a był zapisany w szkicu, więc wybaczcie, w takim razie później dodam trzeci. Dajcie znać jak wam się podobało dziś wrzucę jeszcze trzeci rozdział.

Pamiętajcie o gwiazdkach i komentarzach :*

Life with Clifford. M.C (Books Two)Where stories live. Discover now