33. I am a lucky girl

Zacznij od początku
                                    

- Kiedyś to musiało nadejść - powiedział, jakby czytając jej w myślach.

- Wieeem - jęknęła jak małe dziecko. - Rany, to będzie tak okropnie niezręczne.

- Będzie okej, promyku.

Pozwoliła się zagarnąć w ramiona Luke'a, wzdychając, kiedy otoczył ją jego zapach.

- Jak teraz będzie wyglądała wasza trasa? - wymamrotała w szyję Luke'a.

- Ostatecznie mamy pokręcić się po Europie. Ta część będzie nieco spokojniejsza, pojawią się wywiady i jedno rozdanie nagród, dlatego powinnaś wziąć jakąś kieckę.

- Kieckę? - powtórzyła z rozbawieniem.

- Kieckę - przytaknął.

- Okej, mogę wziąć jakąś kieckę.

- No i to rozumiem! - powiedział entuzjastycznie, klepiąc ją w tyłek.

- Ej!

- Wiesz, że nie potrafię się powstrzymać.

Ruszyli z miejsca, kierując się w stronę pokoju Devina. Chłopiec już nie spał i krzątał się w swojej piżamie z Kapitanem Ameryką i wycierał oczy pięścią, w drugiej ściskając Pana Batmana. Na widok Andie wyciągnął ramiona do góry, chichocząc, a ona uniosła go, pamiętając, że to ostatnie chwile, kiedy będzie tak mogła robić.

- Cześć, Die! O, cześć LuLu! - zachichotał chłopiec.

- LuLu? - powtórzyła Andie ze śmiechem, poprawiając koszulkę Devina.

- No, to bardziej milusie!

- No, Luke, brzmisz teraz bardziej milusio - zażartowała, patrząc na blondyna.

- Ej, no weź, stary, męska solidarność, nie możesz mnie tak nazywać - jęknął.

- LuLu jest milusi! Chociaż jego policzek mnie kuje, ał, ał!

- Zapamiętam to, zdrajco.

- Ja też to zapamiętam, LuLu - wymamrotała, krztusząc się śmiechem.

- Cios poniżej pasa, Andie - odparł, teatralnie łapiąc się za serce.

Andie postawiła chłopca na ziemi, bo zaczęły ją boleć ręce i poczochrała jego blond włosy, które ostatnimi czasy urosły i prawie zasłaniały ciemne oczy chłopca.

- W porządku, chodźmy na to śniadanie zanim mama pofatyguje się do góry - postanowiła.

Dev pobiegł z chichotem na dół, a Luke objął Andie ramieniem, całując ją w skroń. Rozczuliło ją to i spowodowało duży uśmiech na twarzy, co automatycznie poprawiło jej poranny humor. Zobaczyli Devina, który był podrzucany w uścisku ojca i śmiał się głośno.

- No wreszcie wasza dwójka zeszła - westchnęła mama Andie, widząc ich w kuchni. - Andie, pomóż mi to wszystko zanieś do jadalni. A ty, Luke - dodała, kiedy chciał pomóc - idź do salonu. Poradzimy sobie.

Luke posłał im ostatni uśmiech, a potem skierował się do salonu, do "męskiej części towarzystwa". Andie natomiast podeszła do stołu, by wziąć pierwsze półmiski.

- Kylie wróciła do domu, spotkałaś się z nią już?

- Tak - westchnęła Andie - powiedziała, że mamy zejść na śniadanie. To będzie niezręczne, prawda? - jęknęła.

- Prawdopodobnie tak. Ale z drugiej strony, to twoja siostra, na dodatek... homoseksualna - wypluła jej matka - raczej nie masz, czym się przejmować.

- Skąd wiesz, że się przejmuję?

- Andie... - westchnęła pani Parker. - Jesteś moją córką, doskonale cię znam. Niczego przede mną nie ukryjesz.

Nagle zawstydziła się i spuściła przez to wzrok.

- Ta, no cóż - wymamrotała niezręcznie.

- Będzie dobrze - pocieszyła ją. - Nieco niezręcznie, ale musicie przez to przejść.

- Okej, okej - wydusiła w końcu, a potem spojrzała w stronę salonu. Było tam podejrzanie cicho. - Czy tata wziął Luke'a na, uch, pogawędkę?

Mama Andie zachichotała.

- A jakże! To pierwszy chłopak, którego nasza mała Andie przyprowadziła do domu, musi się wykazać jako rodzic!

- O Boże - jęknęła - dlaczego mu na to pozwoliłaś?

To zawsze Kylie była bliźniaczką z wiankiem chłopców. Co miesiąc przez ich dom przewijała się kolejna twarz i nawet Andie miała problem z zapamiętaniem imion, a była w tym prawie bezbłędna. Oczywiście tata dał sobie spokój z tą gadką "zrób coś mojej córce, a ja zrobię coś tobie" po piątym chłopcu i nie wydawał się być chętny na powrót do tego. Co innego z Andie - Luke pojawił się w ich domu jako pierwszy partner drugiej bliźniaczki, więc pan Parker chyba na nowo musiał poczuć "rodzicielski obowiązek zastraszania". To nawet źle brzmiało, pomyślała buro.

- Nie narzekaj, martwi się - powiedziała łagodnie.

- Jeszcze mi go przegoni i co wtedy zrobię? - zapytała żartobliwym tonem. - Umrę z milionem psów.

- Przynajmniej będę miała wymówkę, by cię nie odwiedzać - zaśmiała się.

Andie przewróciła oczami. Fakt, że namówiła matkę na Lunę był tak wielkim sukcesem, że nawet po paru latach się tym chwaliła sama przed sobą. Pani Parker nienawidziła zwierząt, bała się ich i unikała wesołego labradora jak ognia.

- Idę tam, przynajmniej urwę mu chociaż końcówkę tego wspaniałego tematu - burknęła.

Wzięła dwa duże talerze z jedzeniem pod pretekstem zanoszenia rzeczy do jadalni. Kiedy jej ojciec zobaczył Andie, zamilkł natychmiast, a ona posłała mu spojrzenie "zostaw go w spokoju". Zaskoczył ją nieco mały uśmiech Luke'a, który posłał swojej dziewczynie, jednak nie pozwoliło, by to ją zmyliło. To zabawne, jak czasem waleczna potrafiła się zrobić.

- No, jak widać, śniadanie gotowe - rzucił niezręcznie jej ojciec. - Siądźmy lepiej do stołu.


Od autorki: Ostatnio sobie uświadomiłam, że połowa wakacji minęła, a pierwszy wrzesień zbliża się nieubłaganie. #SuckerForPain

I'm (not) your girl | L.H. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz