szósty.

374 35 3
                                    

Północne światło księżyca odbijało się w wodach morza, gdy biegli w głąb plaży. A właściwie Red biegła, uciekając przed Michaelem. Wyglądali jak prawdziwa, zakochana w sobie para, choć żadne z nich nie nazwało tego, co związało niewidzialnie ich serca. 

- Mam cię! - zaśmiał się, opadając na wciąż ciepły piasek. Szybko zamienił ich pozycjami, górując nad chichoczącą brunetką. Zaplotła dłonie na jego karku, zapominając, że miała nie dać mu się złapać. Musnął jej usta swoimi, a potem pomógł się podnieść. Rozłożyli koc, który zabrali ze sobą z hotelu i usiedli na nim, wpatrując się w wielką wodę, która wyglądała majestatycznie i tajemniczo przy linii horyzontu, łącząc się razem z granatowym niebem rozświetlonym przez miliony gwiazd i światłami z klubów nocnych. 

- Masz, ale co z tego? - wtuliła się w niego, otulając się szczelniej bluzą, którą dał jej za nim wyszli na ulicę. 

- To, że nie pozwolę ci tak łatwo zniknąć. - pocałował jej czoło, składając jakże banalną i szczeniacką, ale dużo dla nich znaczącą obietnicę, która pogrubiała nić, jaka związała ich powiązała. 

- Ja tobie też nie. - uśmiechnęła się najpiękniej, jak ją było stać, po czym oparła głowę o jego ramię. Chcieli mieć trochę czasu dla siebie po całodniowej wycieczce do Bolonii. Zmęczeni, ale zadowoleni, ze zdjęciami i pamiątkami wrócili do hotelu, gdzie część postanowiła odpocząć w basenie, część nad, a jeszcze inni pozamykali się w hotelach, aby podzielić się swoimi wrażeniami. Jels oraz Luke postanowili zostać i przypilnować całej grupy, więc Michael zaprosił Red na wieczorny, albo nocny spacer po plaży. Jak zwać tak zwać. - Nie chce wracać. - dodała, wpatrując się w zdradliwą głębię. Tafla wody była gładka, jakby nienaruszona przez żadne fale. Piękna, ale niebezpieczna. 

- Ja również. - przyznał, splatając ich dłonie ze sobą. Tutaj wszystko się zaczęło i z radością będą wspominać te wakacje, ale woleliby, aby nigdy nie dobiegły końca. Trwały i trwały, w nieskończoność. - Ale gdy wrócimy do Londynu wszystko będzie wyglądać inaczej, nie boisz się tego? - dodał, spoglądając na jej profil. Drobny nos, oczy w kształcie migdału i zaczerwienione policzki. Odwróciła głowę w jego stronę, posyłając mu lekko uśmiech. Była zbyt piękna. 

- Nie. - pokręciła głową. Usiadła mu na kolanach, odwracając uwagę od księżyca i wody. - Wiesz dlaczego?

- Dlaczego?

- Bo wracamy tam razem. 

***

- Palisz? - uniosła brew, po wyjściu na balkon. Już świtało, ale oni nie zamierzali spać. Red wyszła z łazienki dosłownie przed chwilą. Zapomniała swoich ubrań specjalnie, aby móc zabrać którąś z koszulek chłopaka porozrzucanych po pokoju, bo sprzątaczki zapomniały ich odwiedzić w ostatnim czasie. Mokre kosmyki jej włosów opadały na ramiona, a z końcówek niekiedy jeszcze skapywały krople wody na podłogę, zostawiając na niej ślady. Michaela nie było w środku, ale otwarte drzwi na balkon poprowadziły ją do niego. Zdziwiła się, widząc, że ma szluga w ustach. Wydawał się być wolny od wszelakich nałogów, a już na pewno od narkotyków i papierosów.

- Czasem. - mruknął, strzepując popiół z papierosa. Spojrzał na nią, podgryzając wargę malinowych ust. Wyglądała zbyt dobrze w jego ubraniach. 

- Mogę jednego? - zapytała, wyjmując paczkę z kieszeni jego spodni. 

- Proszę. - posłał jej przelotny uśmiech i podpalił szluga, gdy owinęła go swoimi wargami. Zaciągnęła się dymem, osuwając po szklanej barierce na kafelki. Chłopiec zajął miejsce obok niej, odgarniając jej kosmyki z twarzy. Chciał ją widzieć w najprostszej, ale cholernie idealnej odsłonie. Patrzyli sobie w oczy, milcząc i paląc, jakby zapominając o tym świecie. 

Jak to zakochani, prawda? 

vacation • cliffordWhere stories live. Discover now