Nie umiem kochać

316 28 1
                                    

Wyszedłem przed szkołę razem z Taeilem, bo Jimin i Taehyung kończą dzisiaj później. Gdy wyszliśmy ze szkoły mój wzrok przyciągnął motor. Miałem dziwnie wrażenie, że już go kiedyś widziałem. Pożegnałem się z Tae i ruszyłem w stronę pojazdu, aby dokładniej się mu przyjrzeć. Na motorze siedział człowiek o posturze mężczyzny, ubrany był w czarną kurtkę skórzaną i tego samego koloru spodnie, twarz zasłaniał mu kask. Stanąłem w odpowiedniej odległości, żeby nie wzięto mnie za idiotę czy za niedorozwiniętego. Nie mogłem jednak skojarzyć maszyny, więc ruszyłem w stronę przystanku autobusowego. W oddali usłyszałem warkot motoru, który przed chwilą oglądałem. Zatrzymałem się gwałtownie, kiedy mężczyzna zatrzymał się pojazdem tuż przede mną. Zszedł z niego powolnie i wyciągnął kask, po czym rzucił nim we mnie. Spojrzałem na niego, nic nie rozumiejąc, po czym uświadomiłem sobie, że to mój hyung. Założyłem kask, którym we mnie rzucił, następnie zająłem miejsce za nim, przytulając się do jego pleców. Chłopak bez słowa ruszył przed siebie, by po chwili zatrzymać się w garażu i pójść do apartamentu. Szedł tak szybko, że musiałem niemal biec za nim, aby nadążyć. Gdy byliśmy w środku Joon od razu rzucił się na sofę cicho jęcząc.

- Wszystko dobrze, hyung? - zapytałem, kiedy zdjąłem buty i wszedłem do pomieszczenia.

- Znasz powiedzenie "Kac morderca, nie ma serca."? - mruknął w poduszkę.

- Tabletki nie pomogły? - usiadłem przed kanapą, na wysokości jego głowy i zacząłem go po niej głaskać.

- Pomogły, dzięki nim mogę chodzić. - westchnął. - Kotek przyniesiesz mi te cholerne proszki i wodę?

- Jasne, hyung. -wstałem i poszedłem do sypialni, po wspomnie rzeczy, od razu przebierając się w luźniejsze rzeczy, po czym wróciłem do starszego. - Proszę.

- Jesteś moim zbawieniem, wiesz? - podniósł się i połknął leki, szybko popijając wodą.

- Tak, hyung. - uśmiechnąłem się lekko. - Naprawdę masz wolne do końca tygodnia?

- Tak. - mruknął. - Chcesz poleżeć ze mną? - położył się i poklepał swoją klatkę piersiową.

- Skoro mi wolno to tak. - położyłem się powoli na Joonie i schowałem nos w jego szyję.

- Jak mi łeb pęka... Zajebię kiedyś chłopaków...

- Ale byłeś strasznie uroczy i zabawny wczoraj, wiesz? - zachichotałem.

- Nie i chyba dla mnie lepiej... - westchnął, obejmując mnie. - Jakie wczoraj bzdury wygadywałem...?

- Mówiłeś, że napędza cię miłość do mnie, że twój szofer cię okłamuje, dwa razy powiedziałeś, że mnie kochasz. A no i zrobiłeś kąpiel przy świeczkach i z winem, bo nie pozwoliłem ci zrobić mi dobrze, a zamiast tego zaproponowałem kąpiel.

- Mówiłem, że cię kocham? - zaśmiał się.

- Tak... Ale nie martw się, hyung, wiem, że to nie prawda. - starałem się, ukryć smutek w moim głosie, jednak nie wiem na ile mi to wyszło. - Ładna malinka.

Dotknąłem nosem czerwonego śladu wielkości, piłki pingpongowej na szyi chłopaka, który wczoraj zostawiłem.

- Jaka malinka? - zdziwił się, dotykając swojej szyi jakby chciał wyczuć zaczerwienie.

- Masz tutaj malinkę. - zachichotałem, przesuwając się, aby mógł wstać i iść sprawdzić w lustrze swoją szyję.

Starszy szybko wstał i chwiejnym krokiem, ruszył do magicznego przedmiotu. Po chwili wrócił z niezadowoloną miną.

- Masz minutę na wytłumaczenie się...

- Ale co ja mam tłumaczyć? Zrobiłem ci taki znaczek i tyle. - spojrzałem na niego, nie rozumiejąc jego złości.

Życiowy przegryw-wygryw || Namkook <KONIEC>Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz