#29

2.5K 293 131
                                    

PRZECZYTAJ PROSZĘ CAŁĄ NOTATKĘ POD ROZDZIAŁEM!


(Baekhyun)

Stukot.

Ciche, słyszalne drżenie.

Krótkie echo.

I znowu cisza.

Kolejny długopis wypadł mi z ręki, ale tym razem również go nie podniosłem. Wpatrywałem się pustym wzrokiem w trzy inne, leżące zaledwie kilka centymetrów dalej, jak gdyby mogły dać mi to, czego tak bardzo pragnęło moje serce. Co to było?

Odpowiedzi.

Po dłuższej chwili wstałem i opuściłem pokój. Nie miałem czego szukać wśród czterech, przesiąkniętych wspomnieniami ścian. Ostatnimi czasy bywałem w nim coraz rzadziej, bo nogi samoistnie prowadziły mnie w innym kierunku. Nie czułem się tam dobrze. Tak właściwie już nigdzie nie czułem się dobrze. Miałem wrażenie, że Zapadlisko przestało być moim domem. Gdziekolwiek bym nie poszedł, każdy kąt przesiąknięty był bólem, brakowało poczucia bezpieczeństwa.

To było nie do zniesienia.

Ten dzień miał być taki sam, jak ostatnich dwanaście. Zlepek nic nie znaczących chwil, monotonnych minut, zbyt długich godzin. Wszedłem do Jamy w towarzystwie współczujących spojrzeń, chcąc usiąść na najbardziej oddalonej ławce. Nikt już nie klepał mnie po ramieniu w geście wsparcia, ani nie starał się rozpocząć rozmowy. Ludzie zrozumieli, że nie mam nic do powiedzenia, a takim zachowaniem nie są wstanie mi pomóc. Stałem się szmacianą laleczką, pustą skorupką, która przestała dbać o szczegóły.

Mało jadłem. Nie było to skutkiem niechęci, po prostu nie odczuwałem takiej potrzeby, by cokolwiek wsadzić do ust. Czasem potrafiłem nie sięgnąć po posiłek cały dzień lub zadowolić się jednym jabłkiem, chociaż rozum podpowiadał mi, że sobie szkodzę. Nie żeby miało to jakieś znaczenie.
Sen również poszedł w odstawkę, ale już nie z mojej własnej inicjatywy. Ja bardzo chciałem zasnąć. Chciałem zamknąć oczy, otworzyć je ponownie i przekonać się, że wszystko co się wydarzyło było tylko złym snem, jednak nie było mi to dane. Noce spedzałem poza Zapadliskiem, wpatrując się w granatowe niebo. Niestety ono też nie potrafiło dać mi odpowiedzi.
Ograniczyłem kontakty z przyjaciółmi. Nie chciałem widzieć ich pogrążonych w żałobie i smutku twarzy, ani tym bardziej wysłuchiwać marnych słów pocieszenia. Jedyną osobą, z którą codziennie wymieniałem kilka zdań, był Chen. Często wieczorami dołączał do mnie na powietrzu, przynosząc ze sobą ciepły koc, którego sam nigdy nie zabierałem. Rozprawialiśmy wtedy na tematy przynoszące chociaż chwilową ulgę, gdybaliśmy. Zastanawialiśmy się "co by było gdyby" i choć przynosiło to często łzy, które dzieliliśmy razem, to czasem pojawiał się też nieznaczny uśmiech. Ledwie widoczny pod osłoną nocy, jednak szczery.

Po zobaczeniu mnie na tej schowanej w cieniu ławce, możnaby z łatwością stwierdzić, że się rozpadam. Kawałek po kawałeczku tracę całego siebie, nie mając motywacji, by cokolwiek posklejać. I mimo tego, że na zewnątrz nie pokazywałem żadnych emocji, w środku cierpiałem, krzycząc o pomoc, której nie otrzymałem. Nie było już osoby, której rękę mogłem chwycić, żeby się podnieść. Ona odeszła, a wraz z nią pękł mój świat. Jak bańka mydlana, przebita palcem dziecka.

Około południa poczułem znajome ukłucie w klatce piersiowej. Moje płuca domagały się świeżego powietrza, a ja nie zamierzałem im go odbierać. Chwiejnie wstałem, kierując się do najbliższego wyjścia, instynktownie mrużąc oczy przed światłem słonecznym, które uderzyło mocno, zmuszając mnie do szybkiego ewakuowania się pod rozległe korony drzew. Stanąłem prosto, przeczesując wzrokiem oddalone o tysiące kilometrów wzgórza. Za nimi mieściło się moje rodzinne miasto, w którym tak dawno nie byłem. Prawie zapomniałem, jak wyglądają jego ulice, wszystkie sklepy i osiedla takie jak to, na którym mieszkałem.

Changes || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz