Rozdział 10

4.7K 543 215
                                    

Każda firma potrzebuję integracji. Niezależnie od tego, czym się zajmuję, zawsze jej głowa — w moim przypadku, właśnie ja — organizuję spotkanie dla wszystkich pracowników. Ja wybrałem formę imprezy. W moim domu mody pracuję wiele młodych ludzi, zaledwie kilka starych, dobrych i poczciwych krawczyni można nazwać „starostą" mojego przedsięwzięcia.

Dlatego właśnie postanowiłem zrobić po prostu jedną wielką imprezę.

Moja wielka kolekcja, która przy okazji wyznaczy mój powrót po prawie dwóch latach mojej nieobecności w świecie mody, sprawia, że nie tylko ja się stresuje i mam tego świadomość. Każdy ciężko pracuję, ma swój wyznaczony dział, którym opiekuję się pod moim okiem. Jestem ostry, czasem także strasznie bezwzględny do osób, które zatrudniam (lub zwalniam), lecz właśnie dzięki temu, jestem w takim miejscu w jakim jestem.

Dzisiaj nadszedł dzień „imprezy integracyjnej". Ubrałem na siebie śnieżnobiałą koszulę, którą wciągnąłem w czarne, wygodne, ale zarazem obcisłe czarne rurki. Rozpiąłem kilka guzików od góry, tak by było widać moje obojczyki, a mankiety podniosłem. Wziąłem ze sobą także czarną bomberkę, nigdy nie wiadomo jak może być później, gdy będę wracał. Nie przychodziłem z nikim, co było zaskoczeniem dla niektórych, widziałem to po ich oczach.

Zawsze przychodziłem tutaj ze swoją aktualną wybranką. Chyba dopiero dzisiaj, przychodząc kompletnie sam jak palec, zrozumiałem, jak głupi byłem, że zawsze pojawiałem się na niej z kimś innym, totalnie dla mnie nieznaczącym.

Tymczasem w głębi serca żałowałem, że nie mogę złapać za rękę Baekhyuna. Wejść z nim do klubu i po prostu cieszyć się z tego, że jest właśnie ze mną. Nie patrzyłbym się na nikogo innego, tylko w jego lśniące oczy. Pewnie podziwiałbym to, jak się uśmiecha i byłbym zazdrosny nawet o jakieś nietaktowne spojrzenie od na przykład barmana. Trzymałbym go mocno cały czas przy sobie, nigdzie nie puszczał. Cholerny ze mnie zazdrośnik, jednak gdybym był przy Baekhyunie? Przysięgam, że nikt go by nawet nie tknął.

Jednak nie mogłem tego zrobić, bo jestem tchórzem i to wielkim jebanym tchórzem, który nie potrafi nawet do niego podejść i powiedzieć coś tak dobrego, by po prostu zgodził się ze mną spędzić jakiś czas.

Z drugiej strony, miałem też świadomość, że Baekhyun jest inny i nie jest wart jakiś tandetnych tekstów na podryw wyrwanych jakby z internetu lub książki „Jak poderwać dziewczynę lub chłopaka jednym tekstem?".

Z dnia na dzień jednak czułem się bardziej na siłach. Mogę nawet powiedzieć, że jak tylko zobaczę tego pięknego człowieka, zaproszę go na drinka i po prostu powiem mu wszystko, co mi leży na sercu, pogodzimy się i będzie dobrze, prawda? Musi być.

W klubie w wyznaczonej loży była już ta większa część mojej firmy, wszyscy witali się, niektórzy wypijali już jakiś drink, wokół można było usłyszeć śmiechy, śpiewy, a niektórzy już nawet ruszyli na parkiet. A ja czekałem tylko na niego.

Nagle drzwi się otworzyły, a moje serce złamało na pół, ćwiartki, sam już nie wiem. Zobaczyłem jak trochę wyższy od niego chłopak obejmuję Hyuna, szepcząc mu coś do ucha. Mój oddech przyśpieszył jeszcze bardziej, a pięści zacisnęły, kiedy pocałował go w policzek. Szybko zrozumiałem kto to jest — Kim Jongdae. Wielki dziennikarz przy okazji zboczeniec, któremu próbowałem osuszyć spodnie w okolicach krocza, chociaż tam wcale nie wylano wody. Boże, co to był za wstyd.

Napiłem się trochę mojego drinka i próbowałem uspokoić oddech. Zazdrość — tak, na pewno zazdrość — która opanowywała moje ciało, była okropna. Żołądek, jak i chyba wszystkie inne narządy mocno się ściskały, ciśnienie podnosiło. Miałem ochotę uderzyć te ucieszoną buźkę dziennikarza, tak po prostu za to, że obejmuję mojego Baekhyuna.

RUN(A)WAY | ChanBaekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz