Rozdział 8.

12.4K 697 13
                                    


Biegłam ciągle przed siebie, chociaż tak naprawdę nikt mnie nie gonił. Chciałam jednak uciec jak najdalej od tego szaleńca, który śmiał nazwać mnie swoją mate. Zwolniłam, gdy dotarłam na obrzeża jakiegoś miasteczka.

Kompletnie nie wiedziałam co mam robić. Nie chciałam wracać do stada Patricka, ale z drugiej strony, tylko ono mogło mi zapewnić bezpieczeństwo przed tym ogromnym wilkołakiem, Wstyd było mi przyznać nawet przed samą sobą, ale był pierwszym którego tak naprawdę się bałam. Przymknęłam oczy, zmęczona. Nie mogłam teraz od tak zmienić się znowu w człowieka, bo byłabym wtedy zupełnie naga. Musiałam wcześniej skombinować sobie jakieś czyste ubranie. Gdzie ja mogłam takie znaleźć, kiedy byłam pod postacią wilka?

Dodatkowo wstawał nowy dzień, robiło się coraz jaśniej, a ja nie miałam żadnej kryjówki. Schowałam się przy jakimś śmietniku, zwinęłam w kłębek i przyglądałam się ulicy. Robiło się coraz jaśniej, coraz więcej ludzi zaczynało wychodzić z domu. Zauważyłam młodą kobietę niosącą torebkę z jakiegoś pobliskiego sklepu. Miałam tylko kilka sekund na podjęcie decyzji. Podniosłam się, wybiegłam z uliczki, chwyciłam plastikową torbę i po mimo krzyków, uciekłam nawet się nie oglądając. Znalazłam ustronne miejsce, przemieniłam się i zajrzałam do środka. Uśmiechnęłam się szeroko, w środku była jakaś sukienka. Szybko się w nią ubrałam, była trochę za duża, ale zasłaniała to co powinna. W reklamówce znajdowało się też kilka złotych, pewnie reszta z zakupów. Podeszłam chyba do jedynej budki telefonicznej i szybko wybrałam numer do ojca Patricka.

-Halo?- Odezwał się beznamiętny głos w słuchawce.

-Dzień dobry proszę pana, z tej strony Larisa. Czy mógłby pan po mnie przyjechać? Zgubiłam się i dzwonię z jakiegoś miasteczka- powiedziałam nerwowo rozglądając się na boki.

-Skarbie co się stało? W jakim mieście jesteś? Musisz podać mi jego nazwę- jego spokój sprawił, że rozejrzałam się na boki.

–Jestem w Cleary. Pokłóciłam się z pana synem, bo uważa, że ta ludzka dziewczyna jest ważniejsza ode mnie- powiedziałam z ledwo tłumioną złością. Wiedziałam, że on mnie zrozumie. On też nigdy nie znalazł swojej mate, więc dla niego dobro stada było ważniejsze niż miłość synka. Słyszałam jego ciche przekleństwa.

-Nie ruszaj się nigdzie, przyjadę po ciebie- to były jego ostatnie słowa i rozłączył się. Oparłam czoło o szklaną szybę budki z ulgą.

Teraz powinno się wszystko ułożyć. Odzyskam pozycje przyszłe Luny w stadzie, tamten alfa mnie zostawi. Przed sobą widziałam tylko świetlaną przyszłość.

Po godzinie przyjechał po mnie mój przyszły teść. Powitałam go z uśmiechem i wyraźną ulgą.

-Larisa, strasznie cię przepraszam za tego szczeniaka – przyjęłam z wdzięcznością, podaną mi, butelkę zimnej wody. Nic nie powiedziałam, tylko wypiłam ją całą i usnęłam.

-Jak możesz być tak głupi synu? Tyle czasu zabiegałem, żeby to ona była twoją partnerką

-Ale ja znalazłem swoją mate, tato- powiedział Patrick.

-Ale to człowiek!- jego ojciec brzmiał, jakby zaraz miał dostać zawału. Podniosłam się z kanapy. Na fotelu koło mnie siedziała, ta ludzka dziewczyna i wpatrywała się w moją twarz z nienawiścią.

-Oni kłócą się przez ciebie- rzuciła od razu.

-Nie, oni kłócą się przez ciebie. To bardzo skomplikowana polityka, którą ty zaburzyłaś- powiedziałam spokojnie. Ta cała Rene wstała oburzona. Przyjrzałam się jej dokładnie, jak na zwykłego śmiertelnika była okropnie przeciętna. Co to mate potrafiło robić z porządnymi istotami, było przerażające.

-Naznaczył cię- mój głos był pozbawiony emocji, kiedy wpatrywałam się w ślad zębów na jej szyi. Dziewczyna szybko przykryła bliznę dłonią, jakby dopiero teraz zorientowała się, że ją ma.

-Tak, to znak jak mocno Patrick mnie kocha, coś jak obrączka. Już nikt nas nie rozdzieli- powiedziała spokojnie, wręcz z dumą. Czasami ludzkie istoty były tak uroczo naiwne...

-Ale wiesz, że teraz nie będziesz mogła nawet spojrzeć na innego mężczyznę i bez jego pozwolenia nie odejdziesz z tej rezydencji dalej niż na kilometr? Inaczej poczujesz ogromny ból i będziesz mogła nawet umrzeć?- wychodząc słyszałam jak wciąga przerażona powietrze. Chyba dopiero teraz w pełni pojęła konsekwencje tego oznaczenia. Jak to dobrze, że na wilki działał w bardziej pozytywny sposób niż na ludzi.

-Znowu złamałeś zasady naszego świata- powiedziałam wchodząc do gabinetu, gdzie zażarcie kłócił się ojciec z synem.

-Och Larisa, jak dobrze, że już wstałaś- odezwał się starszy z nich.

-Byłam bardziej zmęczona niż sądziłam- oznajmiłam spokojnie i cicho.

-Widzisz ją? Oziębła jak lód, albo jadowita jak żmija! Ona nie jest dla mnie- krzyknął Patrick. Jaki on był emocjonalny... zupełnie jak rozpieszczone nastolatki, a nie przyszły alfa.

-To ty jesteś zbyt emocjonalny. Naznaczyłeś tą panienkę, ale nie wyjawiając jej wszystkiego co się z tym wiąże. Mogłabym zgłosić to radzie- powiedziałam poważnie. Mina Patricka była bezcenna, chociaż potem opanował się, a jego spojrzenie oziębło.

-Chyba, że już nigdy stąd nie wyjdziesz, a przynajmniej nie żywa.- tego było już za wiele. Niczego nie znosiłam gorzej niż gróźb.

-Tylko spróbuj. Mój ojciec mógł oddać mnie komuś potężnemu jak moją siostrę, ale on poświęcił mnie takiemu niedojrzałemu idiocie jak ty, żeby zachować równowagę w radzie!- krzyknęłam i rzuciłabym się na niego, gdyby nie powstrzymał mnie jego ojciec.

-Patrick, Larisa spokojnie. – spojrzał na syna- Synu, naznaczyłeś tamtą dziewczyną, trudno. Pamiętaj jednak, że to Larisa nada naszemu stadu znaczenia. Musicie we trójkę dojść do porozumienia. Bo chociaż dla ciebie ważniejszy jest człowiek, to dla stada ważniejsza jest Larisa. – spojrzał w moją stronę- wzbij się ponad emocjami, jak przystało na kogoś z twoim pochodzeniem i pokaż jaka jesteś silna. – skinęłam głową twierdząco i wyszłam. Zapowiadał się koszmarny czas z tamtą dwójką.  


*********

Przepraszam moje wilczki :( 

Wczoraj dodałam, a teraz wchodzę i ten rozdział jest oznaczony jako szkic, zamiast opublikowany :(

Mam nadzieję, że się spodoba :D Pamiętajcie 25 ✮ = nowy rozdział :*

OddanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz