7&

107 7 1
                                    



- To jak... pomożesz mi?

- To nie takie proste... - zaczął, a ja już wiedziałem, że nie.

Wrócił po latach, właściwie wszedł w moje życie z buciorami kompletnie nie pytając mnie o zdanie. Chciałem zacząć żyć na nowo i odciąć się od wszystkiego co było przedtem. Ale gdzie tam.

- Dzięki Zach. Zawsze wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć. - spojrzałem na niego z politowaniem i poklepałem po ramieniu opuszczając pomieszcznie.

Szczerze to naprawdę miałem nadzieje, że zaoferuje swoją pomoc, przynajmniej da mi jakieś wskazówki, adres, cokolwiek. Sam nie mam pojęcia od czego zacząć... W sumie dalej stoje w tym samym mijescu. Wiem po prostu, że żyje i podobno wszystko z nią dobrze...ale... nie odpuszczę dopóki sam tego nie sprawdzę.

Westchnąłem ciężko siadając na kanapie. Zdążyłem już trochę ochłonąć, jednak to co przekazał mi Zach dalej było dla mnie cholernie ciężkie. Nie mogłem w to uwierzyć... Wiem... wiem, że przez to, że ja dałem ciała to ona musiała cierpieć. Nie dziwne jest to, że nie chce mnie oglądać ale... czy to możliwe że jej uczucie całkowicie wygasło? Podszedłem do barku wyciągając parę butelek z resztkami alkoholu. Zacząłem po kolei opróżniać wszystkie, dopóki do pokoju nie wszedł Zach, siadając koło mnie i zabierając się za pozostałe butelki. Nie byłem pewnien o co mu chodzi.
Nie, nie miałem o tym zielonego pojęcia. Po prostu siedział obok i wtórował mi we wlewaniu sobie starych wiskey do gardła.

Machnąłem ręką i wróciłem do alkoholu, którego po paru minutach już zupełnie zabrakło, a ja czułem, że to i tak zdecydowanie za mało.

- To nie takie proste bo ona najprawdopodobniej jest w Strasburgu – odparł wlewając w siebie ostatnie krople.

To było dla mnie tak niedorzeczne, a za razem oczywiste że nic z tego nie rozumiałem. Francja. A ja – pierdolony debil – od prawie trzech lat jeżdżę po stanach i ani razu przez myśl nie przeszła mi tak oczywista rzecz. Ani jebanego razu.

- No właśnie. W pieprzonej Francji. - burknął śmiejąc się żałośnie.

- Skąd o tym wiesz?

Zasmiał się sięgając po paczkę papierosów. Moich papierosów.

- Bo tam byłem i z nią rozmawiałem Jesse. - wypalił w końcu, a ja o mało co nie dostałem zawału. Boże... on ją widział... rozmawiał z nią i... słyszał jej głos. Jak brzmi jej głos?

- Rrr-oozmawiałeś z-z nią? - krztusiłem drżącym głosem. Zach pokiwał głową. - Jaak ona wygląda...?

- Jesse... - rzucił żałośnie. - Dobrze... wszystko z nią okej... dlatego może nie warto je...

- Warto. Chociażby wyrzuciła mnie na zbity pysk za drzwi. Warto, nawet jeśli miałbym zobaczyć ją na dwie minuty. Nie ma nic bardziej wartościowego. - odparłem będąc całkowicie pewnym moich słów. Zawsze było warto. - Ale co ty tam robiłeś?

- Szukałem jej... - odparł żałośnie. Słysząc to zrobiło mi się jakoś dziwnie ciepło na sercu. Usmiechnałem się do niego lekko.

- Dziękuję.
W odpowiedzi uśmiechnął się do mnie i pokiwał głową.

Prawda jest taka, że nie widzałem go od prawie 3 lat, a przez te parę dni odkąd znów pojawił się w moim życiu zamieniłem z nim może parę zdań. Co bym dał żeby było jak dawniej... Tęsknilem. Tak cholernie za nim tęskniłem.  Za jego durnymi docinkami i tym genialnym zmysłem wyciągania mnie z największych bagien w jakie wpadałem.  -

- Zach?

- Hm?

- Cieszę... cieszę się że wróciłeś.... Brakowało mi cię stary. - zbliżyłem się do mniego wykonując ,, męski uścisk''. Tego też mi brakowało.

LET'S GET DRUNK | Jesse Rutherford (book2)Onde histórias criam vida. Descubra agora