9&

90 7 2
                                    

9&

- Tak mi przykro... - szepnął kładąc mi dłoń na ramieniu. - Jesse, tak cholernie mi przykro...

Wpatruję się tępo w postaci za szybą, czując łzy zbierające się w kącikach moich oczu. Nie powinienem płakać, bo wreszcie jest szczęśliwa. Nie ma nikogo kto burzyłby jej ustabilizowany tryb życia. Jest spokojnie i bez niespodzianek. Wygląda na trochę młodszego ode mnie. Może być w jej wieku, ewentualnie lekko starszy. Coś wbija mi się w serce. To chyba ona. Zresztą czego mogłem spodziewać się po trzech latach? Jestem pusty. Resztki mojej nadziei i świadomości wymarły. Całuje ją, a ona się uśmiecha i odpowiada mu tym samym. Jak wyjęci z jakiegoś filmu. Szczęśliwi i beztroscy, a ja gram ten czarny charakter, który zawsze wszystko psuje. Całe życie go gram, ale co mam zrobić, zabić się? Nie skuteczne.

Stoje jak słup po drugiej stronie ulicy i patrzę, patrzę jak ją przytula i całuje, jak ona smieje mu się prosto w usta ze wplecionymi w jego włosy palcami. Patrze tak już od jakiś dziesięciu minut, czuję się jak psychopata. Nie, nie prawda. Ja w ogóle się nie czuje. Los chciał zeby spojrzała za okno. Nagle jej uśmiech całkowicie zgasł, a ona zastygła w bezruchu. Patrzy na mnie. Ja patrzę na nią. Jest taka piękna i promienna. Oblizuje nerwowo wargi. Mówi coś do niego, po czym znika w innym pomieszczeniu, żeby zaraz potem wyjść przed dom. Cholera. Nie jestem w stanie wyczytać emocji z jej twarzy, coś pomiedzy złością a... no właśnie. Pomiędzy złością a współczuciem. Przechodzi na drugą stronę ulicy i zatrzymuje się dopiero jakiś metr ode mnie. Patrzę na nią czekając na kolejny ruch. Zauważam jej lekko przeszklone oczy. Samotna łza, chcąca spłynąc po jej policzku szybko zostaje stłumiona przez jej rękaw. Próbuje zachować całkowitą powagę, chociaż widzę jaką sprawia jej to trudność.

- Co ty sobie wyobrażałeś? - pyta w końcu.
Jej głos bądzi w mojej głowie próbując przypasować się do dawych jej wypowiedzi. Nie jestem w stanie niczego powiedzieć. - Jesse. - dodała, a na dźwięk mojego imienia wypowiedzianego z jej ust robi mi się cieplej, a kolana zaczynają robić się miękkie.

-Ciebie. - mówię. Ona śmieje się bezradnie. Rozumiem, że ta odpowiedź nie była zbytnio satysfakcjonująca. - Chciałem... chciałem sprawdzić czy wszystko u ciebie w porządku...

- Nie, nie prawda. - rzuca szybko. Marszczę brwi. - Tak naprawdę myślałeś, że przyjedziesz tutaj, trochę posłodzisz, a ja rzucę wszystko i wrócę do ciebie.

Próbowałem ogarnąć dlaczego ona wciąż potrafi wyczytać ze mnie wszystko co tylko chce.

- Chciałem na własne uszy usłyszeć jak mówisz, że nie chcesz żeby cię szukał. - próbowałem brzmieć stanowczo. - Nie wierzę, że już niczego do mnie nie czujesz. - Widziałem jak coraz więcej łez zbiera się w jej oczach, przygryza nerwowo wargę. Otwiera i zamyka parę razy usta, próbuje cos powiedzieć. Widać, że jest jej cięzko. - Chce to usłyszeć z twoich ust. - dodaje. Nie wiem skąd we mnie tyle stanowczości i jakim cudem nie zacząłem jeszcze ryczeć. Ręce mi się trzęsą. - Wtedy... wtedy obiecuje, że już nigdy więcej mnie nie... zobaczysz. - wydusiłem czując słoną ciecz na policzkach.
Teraz już nie kryje swoich łez, powoli spływają po jej policzkach spadając na zimny beton.

- Już niczego... do ciebie nie czuję Jesse... To co było... To już jest... skończone. - wykrztusza, w dalszym ciągu próbując zachować spokój. Czuję, że coś we mnie pękło. A raczej zostało brutalnie, cholernie boleśnie ze mnie wyrwane. Zamykam oczy czując znów napływające łzy. Kiedy je otwieram widzę jak cicho szloha. Kłamała. Uśmiecham się do niej smutno.

- Dobrze.. więc chce tylko żebyś wiedziała... Że dalej jesteś nieodłaczną częścią mnie i... i zawsze nią będziesz, ze mną czy... z kimś innym. - poczułem nagły przypływ energii. - I przez te 3 lata... Nie było dnia żebym o tobie nie myślał, żebym nie wyobrażał sobie jakby było wspaniale gdybyś była ze mną. I kiedy Zach powiedział mi że... powiedział mi o tobie... Nie mogłem w to uwierzyć. Przyjechałem tutaj za ostatnie pieniądze, w kieszeni mam tylko 20$ i bilet powrotny do Nowego Yorku. Wszystko po to żeby znów cię zobaczyć, sprawdzić czy wszystko w porządku bo... bo kocham cię. Tak cholernie cię kocham... ale nie przejmuj się mną. Mam nadzieję, że to porządny chłopak i, że będziesz z nim szczęśliwa. Z nim, ze mną, czy z kimkolwiek innym będziesz... zawsze będziesz na pierwszym miejscu w moim pieprzonym sercu. A właściwie jego resztach. Ale te resztki to ty, i tylko ty... - wypowiadam co jakiś czas czując łamiący się głos. Wtedy kątem oka zauważam jak tamten chłopak, wychodzi z mieszkania i kieruję się w naszą stronę. Wpatruję się smutno w nią, ona wpatruję się we mnie. Chłopak staję przy nas, lustrując to mnie, to zapłakaną Devon. Wtedy obejmuję ją w pasie i przyciąga bliżej siebie posyłając mi cos w rodzaju ostrzeżenia, śmieję się pod nosem, widząc jak dobrze trafiła. Cały czas obserwowany przez jej piękne oczy zbliżam się do chłopaka i klepię go po ramieniu.

- Dbaj o nią, i nigdy nie pozwól nikomu jej sobie zabrać. - mówie do niego usmiechając się przy tym smutno. Ostatni raz spoglądam w jej stronę, po czym odwracam się i odchodzę, czując coś w rodzaju zgubnej satysfakcji, i wszyscy dobrze wiemy w co ona się z czasem zaczenie zamieniać. Jednak teraz, kiedy adrenalina i emocje dalej się mnie trzymają, i czuję się na swój sposób dobrze, mogę odetchnąć z ulgą i odejść. Narazie, bo to tylko okres przejściowy. Wiem, że nie ma dla mnie miejsca w jej życiu. Wiem, że dla mnie nigdzie nie ma miejsca, jestem wyrzutkiem. Będę musiał dalej męczyś się sam ze sobą, dopóki nie umrę samotnie w wieku 70 lat, albo nie strzelę sobie w łeb. Zobaczymy, ta kwestia jest jeszcze otwarta i ma szeroki wykres wyborów. Słyszę jak Zach coś do mnie mówi, ale nie jestem w stanie zarejestrować poszczególnych słów. Idę przed siebie uśmiechając się pod nosem, pomimo że żaden z moich probelmów nie został rozwiązany, tylko jeszcze bardziej je pogłębiłem. Uśmiecham się bo nic innego mi już nie pozostało. Po prostu. Jestem skończony, pusty i coraz starszy. Ale ja chyba taki po prostu jestem. Głupi. Może teraz stać mnie na jakieś refleksje, ale tylko czekać aż znów zacznę użalać się nad sobą i swoimi będami. Tylko czekać, aż to wszystko w końcu zdoła wbić się do mojej świadomości. Tylko czekać...

LET'S GET DRUNK | Jesse Rutherford (book2)Where stories live. Discover now