Last

126 14 3
                                    

Jest prawie zupełnie cicho, jednak jak przez mgłe słyszę czyjeś głosy. Rozmawiają. Nie wiem o czym, nie rozumiem, ale wiem na pewno że to dwie kobiety. O dziwo nic poza głową mnie nie boli. Pamiętam wydarzenia z wczorajszego dnia, pamiętam właściwie wszystko, czego tak naprawdę niechciałbym pamiętać.

Czuję, że trzymam coś w dłoni. A raczej coś trzyma moją dłoń. Nie mogę podnieść głowy, żeby zobaczyć co to, więc postanawiam lekko zacisnąć owe ,,coś''. Wtedy udaję mi się wysłyszeć moje imię wypowiadane przez jedną z nich. Próbuję rozchylić ciężkie powieki, przez co zaraz moje oczy zostają zaatakowane oślepiającym światłem. W końcu udaje mi się zarejestrować zarys postaci nachylającej się nademną. To chyba Devon. Tylko coś mi tu nie pasuje. Pamiętam, na sto procent jeszcze wczoraj miała inny kolor włosów, i jakby... głos jej się zmienił, stał się taki jakiego pamiętam go za tamtych lat, słodki i dźwięczny.

Jeszcze nie dokońca mogąc rejestrować całą sytuację unoszę się na przedramionach i staram rozejrzeć dookoła. Jestem w szpitalu, ale jestem prawie pewnien, że w tym już kiedyś byłem, a do tej pory w Nowym Yorku, nie odwiedzałem żadnego znich.

- Jesse, wróciłeś! - pisnęła, po czym mocno mnie przytuliła, co było dla mnie totalnym zaskoczeniem, przecież jeszcze wczoraj...

- Przecież... - mówię, wciąż zupełnie zdezorientowany, ale nic nie zdziwiło mnie bardziej niż to co się właśnie stało. Myśl przerwały mi jej usta, które złączyła razem z moimi. Byłem tak zszokowany, że nawet nie odwzajemiłem gestu, tylko zastanawiałem się co w nią wstąpiło.

Wtedy otworzyły się drzwi i do środka weszła Vie. Tylko znów coś mi tu nie pasuje, ubrana jest w biały kitel, a włosy ma spięte w wyskokiego kucyka, chociaż zawsze zarzekała się, że nienawidzi tej fryzury i nikt nie zmusi ją żeby ją nosiła. Mi się tam podobało.

Kiedy na mnie spojrzała, momentalnie znalazła się przy tych wszystkich aparaturach, starannie coś z nich wyczytując.

- Vie? Przeciez ty się na tym nie zna... - ugryzłem się w język przypominając sobie wydarzenia z poprzedniego dnia.

- Vie? Przepraszam, nazywam się Rachel Sumerly, jak dobrze że się pan w końcu wybudził. - odparła uśmiechając się do mnie.

Co się dzieje do jasnej cholery? Czy ja umarłem, jestem w niebie i nagle wszystkie moje grzechy zostały mi przebaczone? Nie, na pewno nie jestem w niebie. Dla takich jak ja pewnie nie ma tam wstępu.

- Rachel? Vie, w co ty znowu grasz...? - spytałem podejrzliwie. Wtedy obie spojrzały po sobie niepewnie.

- Przepraszam, moglibyśmy na chwilę zostać sami? - spytała ją w końcu Dev, ta pokiwała głową i jak zaprogramowany robot, momentalnie ulotniła się na zewnątrz.

- Co ty opowiadasz? Jaka Vie? - pyta podejrzliwie Devon. Patrzę na nią jak na idiotkę.

- Jak to jaka Vie, ta która... która była wczoraj u mnie w domu, przecież o nią się pokłociliśmy... - odpowiadam wolno, zastanawiając się czy na pewno wszystko z nią w porządku.

- Jesse, jakie wczoraj, przecież ty się dopiero co obudziłeś!

- No tak, ale ile ja mogłem spać, 12 godzin? Devon, wszystko okej? - pytam czując się jak totalny debil musząc mówić do niej w ten sposób. - W ogóle to kiedy zdążyłaś przefarbować włosy i... dlaczego ty mnie pocałowałaś... Nie jesteś już na mnie zła?

- Jesse... - mówi śmiertelnie poważnie. - Ty nie spałeś dwunastu godzin.... ty byłeś w śpiączce przez prawie pół roku...

Moje oczy przybrały wielkość pięciozłotówek. To nie możliwe, przecież ja wszystko pamiętam. Znów rozjerzałem się dookoła, i dopiero wtedy zaczynałem kojarzyć skąd znam ten szpital. Nie jest to żaden z tych w Nowym Yorku, czy jakim kolwiek innym mieście przez które się przewijałem. To jest mój szpital rodzinny, ten w Californii. Co ja tu do cholery robię?

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jun 18, 2016 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

LET'S GET DRUNK | Jesse Rutherford (book2)Where stories live. Discover now