na ostrzu - point 6

820 83 11
                                    

Spieszyłem się do domu jakby od tego zależało moje życie

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Spieszyłem się do domu jakby od tego zależało moje życie. Louis dziś szybciej kończył, więc postanowiłem zrobić mu niespodziankę. Po drodze do domu kupiłem w kwiaciarni bukiet słoneczników, a w sklepie wiaderko czekoladowo-waniliowych lodów.

Miałem plan spędzić cale popołudnie ze swoim ukochanym, obżerając się lodami. W mój plan oczywiście wchodziło też leżenie na kanapie. Uprzednio zamykając drzwi na klucz, aby czasem nikt nam nie przeszkadzał.

Cały w skowronkach stanąłem przed drzwiami i nacisnąłem dzwonek. Jak miała być niespodzianka, to całą parą.

Kiedy drzwi się otworzyły, wychyliłem twarz za bukietu. Z mojej twarzy od razu zszedł uśmiech. Byłem zdziwiony... bo zamiast Louis'a miałem przed sobą jakąś długonogą dziewczynę. Po czym poznałem, że ma długie nogi?

Po tym, że jej sukienka ledwo zasłaniała jej dolne partie ciała. Myślę, że jakby się nachyliła, to każdy mógłby zobaczyć jaką ma bieliznę... no chyba, że jej nie ma.

Ale dobra... Co ona do cholery jasnej robiła w moim domu?! Gdzie jest Lou?!

-pan do kogo? -unoszę jedną brew do góry i przyglądam się jej.

-a pani to?

-asystentka Louis'a, a pan?

Asystentka?! Louis miał asystentkę?! Poważnie?! A ja o tym nic nie wiem?!

-a Louis, gdzie?

-wyszedł...

No brawo, brawo... Wyszedł i zostawił prawie nagą dziewczynę w naszym mieszkaniu. Nie ma co... pogratulować!!

Postawiłem nogę na progu chcąc wejść do swojego domu.

-a pan...

Dziewczyna nie miała zamiaru pozwolić mi wejść do środka.

-słuchaj, dziewczyno. Chcę wejść do swojego domu. Więc rusz swój tyłek i mi tego nie utrudniaj.

Dziewczyna stanęła jak wryta, więc wcisnąłem się do środka. Położyłem wszystko na ziemi, powiesiłem marynarkę na wieszaku. Zdjąłem buty i wstawiłem je do szafki. Wziąłem moje "zakupy" i ruszyłem w stronę kuchni. Kwiaty rzuciłem na stół, a lody wrzuciłem do zamrażalnika. Oparłem się o blat i zastanawiałem się co tu jest grane. No cholera!

-czy ty naprawdę tu mieszkasz? -odwracam się do dziewczyny -bo jeśli nie, to Louisek mnie zabije, że kogoś wpuściłam...

-Louisek? -unoszę obie brwi do góry i wpatruję się w nią. Chce mi się śmiać. Kto mądry nazywa Louis'a... Louiskiem.

Podchodzę do dziewczyny, biorę ją za łokieć i prowadzę do salonu. Przystaję pod ścianą ze zdjęciami. Wskazuję na jedno z nich, a później na siebie.

-a teraz jak pozwolisz, to zrobię Louiskowi obiad...

Zostawiam dziewczynę w salonie i idę do kuchni. Biorę ogórka i go obieram. Kładę go na desce i kroję z prędkością światła w plasterki. Nie wiem po co to robiłem, ale miałem taką potrzebę krojenia, że lepszy ogórek niż ta dziewczyna w salonie.

Słyszę jak otwierają się drzwi wejściowe.

-wróciłem!

Prycham -ta wróciłem...

Staję w drzwiach liczący salon z kuchnia i patrze na to co się dzieje między dziewczyną, a moim Lou.

Dziewczyna stała zbyt blisko mojego kotka i prawie trzymała dłoń na jego pośladkach.

-mówiłem, że zostawiłem te dokumenty u klientki.

Odchrząknąłem. Wtedy Lou na mnie spojrzał.

-Harry?!

-nie ciocia Matylda -odpowiadam obojętnie, tak jakby to co widzę, w ogóle mnie nie ruszało.

-zawieź to wszystko, a później do mnie zadzwoń.

-może w drodze powrotnej zajadę...

-zadzwoń... a teraz już jedź. -Odwrócił się w moją stronę -kochanie, co tak szybko? -widzę jak idzie w moim kierunku

Wyciągnąłem rękę przed siebie. Tak się składa, ze trzymam w niej nóż. Louis zatrzymuje się przed samym ostrzem, a ja patrzę na dziewczynę, która nam się przygląda.

Opuszczam nóż i pozwalam Lou, podejść do mnie i pocałować mnie w usta. Mina dziewczyny była bezcenna.

Nie wiem co się ze mną dzieje, ale pozwalam Louis'owi całować mnie na oczach tej dziewczyny i czuję przy tym satysfakcję.

Nie mam pojęcia kiedy, zrobił się ze mnie taki dupek.

Był sobotni poranek, a my zamiast leniuchować siedzieliśmy w aucie i byliśmy w drodze na pierwszy w naszym życiu kurs gotowania. Nie wiem po co nam to potrzebne, ale wszystkiego trzeba spróbować w życiu.

Spojrzałem na Louis'a, który trzymał jedną rękę na kierownicy, a drugą za oknem. Miałem oczywiście dość tego, że palił papierosy ale chyba nie da rady go od tego oduczyć. Westchnąłem głęboko i oglądałem mijane przez nas otoczenie.

Nim się obejrzałem wylądowaliśmy pod wysokim budynkiem. Już z zewnątrz było można poczuć zapachy wydobywające się stamtąd.

-jeśli czegoś nie spalimy... to będzie cud -Louis śmiał się głośno. Pokręciłem tylko głową i wysiadłem z auta. Pajac.

Kolejną godzinę spędziliśmy na słuchaliśmy młodego chłopaka z francuskim akcentem. Następną, oglądaliśmy ja przyrządza dania... później przez dwie godziny mieliśmy sami coś popróbować. Mieliśmy tyle szczęścia, że mogliśmy pracować w duetach. Louis w stu procentach nadawał się na szefa kuchni... rozkazywanie to on chyba miał we krwi.

Egzamin, jeśli można było to tak nazwać, odbył się dość szybko. Okazało się, że w naszej grupie tylko my jesteśmy żółtodziobami. Reszta nie przyszła tu dla przyjemności, tylko po certyfikat. Swój właśnie trzymałem w ręku i jarzyłem się jak żarówka.

-możemy założyć swoją restaurację -śmieje się

-czy po tych paru godzinach, umiesz gotować lepiej niż przed?

-nie... -pokręciłem głową

-no właśnie, ja też nie...

Oboje w tym samym momencie wybuchnęliśmy śmiechem... i to nic, że bolało mnie jeszcze pół twarzy, po upadku... śmiech Lou, to było lekarstwo na wszystko.

List of 20 dreams(book3) •Larry Stylinson☑Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz