Czarnoskóra kobieta opuściła pokój swojej klientki i ruszyła do gabinetu, gdzie mogła zamówić dla niej taryfę. Blondynka w tym czasie zbierała swoje ostatnie rzeczy i dokładnie przyglądała się każdemu zakamarkowi swojego dotychczasowego pokoju.

,,Kto by pomyślał, że te lata miną tak szybko?" pomyślała i wzięła do ręki swoją, zakupioną podczas wycieczki, torebkę i ciągnąć walizkę, wyszła z pokoju. Zamknęła dokładnie drzwi i ruszyła w kierunku schodów.

Zejście z nich z tym ciężkim bagażem nie należało do łatwych. Był to nie lada wyczyn dla takiej kruszynki, jaka była Elene. Jednak jak to kiedyś stwierdziła Harriet - była ona drobna, ale silna jak niejeden chłop. Był to swego rodzaju komplement.

-Taksówka już czeka, słonko - powiedziała czarnoskóra.

-Dziękuje - odpowiedziała. - W takim razie już wychodzę.

-To był dla mnie zaszczyt gościć Cie pod moim dachem Elene - łzy z policzków starszej kobiety poleciały ciurkiem.

-Oh, Harriet - blondynka rzuciła torby i objęła gospodynię. - Kiedyś Cię odwiedzę, obiecuję

,,Co za kłamstwo" pomyślała Elene. Dobrze wiedziala, że więcej jej noga tu nie ustanie. Wiedziała, że to ich ostatnie spotkanie... ale przecież nie powie tego biednej Harriet...

-Żegnaj.

-Miłej podróży.

Elene wzięła swoje bagaże i nie odwracając się, wyszła z budynku i prędko podążyła do taksówki, która czekała na nią na parkingu. Blondynka czuła natłok łez, zbierający sie w jej oczach, jednak nie pozwalała im ujść.

Przecież obiecała sobie, że gdy ten dzień nadejdzie, nie uroni ani jednej łzy.

Obiecała.

Gdy tylko wsiadła do samochodu, po jej policzkach popłynęła słona woda.

,, Ale jesteś słaba, Elene" powiedziała sama do siebie.

-Na najbliższe lotnisko, poproszę - wymamrotała w stronę kierowcy, który ruszył, nie pytając o więcej.

Droga minęła jej zaskakująco szybko. Pewnie dlatego, że myślami była w innym świecie...

-Dziękuje, reszty nie trzeba - powiedziała do kierowcy, dając mu opłatę za przejazd.

Facet był tak zdziwiony, a zarazem uszczęśliwiony z napiwku, że wysiadł z auta, aby otworzyć kobiecie drzwi i wyciągnąć jej bagaż. Nigdy, pomimo swojego zawodu, nie robił takich rzeczy. Nie należał do tego typu osób.

Elene usłyszała trzask zamykanych drzwi, a sekundę później dźwięk odpalania samochodu. Stała i wpatrywała się w wejście na lotnisko. Przez chwilę się wachała. Mogłaby jeszcze wrócić... mogłaby jeszcze wsiąść do taksówki.

Gdy usłyszała pisk opon, wiedziała, że nie ma już odwrotu

***

-Bilet na najbliższy lot do Paryża poproszę - zwróciła się do kasjerki.

-Następny lot jest za równo godzinę. Pierwsza klasa, czy ekonomiczna?

-Pierwsza, rzecz jasna - odpowiedziała.

-Oczywiście. Czy takie miejsce pani odpowiada?

Elene spojrzała na monitor stojący przed nią. Ze wszystkich kwadracików, jeden zaznaczony był na czerwono. Znajdował się po lewej stronie pokładu, przy oknie.

"Idealnie" pomyślała i kiwnęła głową w stronę obsługującej ją dziewczyny.

-Kartą.

-Oczywiście.

Po chwili w rękach kobiety wylądował pachnący i jeszcze ciepły bilet. Skinęła głową w kierunku kasjerki i odeszła bez zbędnego paplania. Złapała swoją walizkę i ruszyła w kierunku kawiarenki, w której spędziła wolny czas. Ostatni raz patrzyła na te niczym nie wyróżniające się lotnisko i okolicę.. Już więcej nie miała zamiaru tu wrócić. Nigdy nie odwiedzi pani Sparks, Thomasa, ani nikogo więcej, poznanego przez nią w Tybecie. W końcu nadszedł dzień, w którym mogła uwolnić się od tego miejsca i wrócić na stare śmieci.

Tęskniła.

Cholernie tęskniła za domem, rodziną, synem, a nawet za starym mężem, którego kiedyś z chęcią by udusiła.

Godzina minęła szybciej niż się tego spodziewała i po chwili, Elene siedziała już na wcześniej wybranym dla niej miejscu w samolocie.

"Tylko kilka godzin i znowu będę w swoim pięknym mieście" pomyślała i wyjrzała za okno, patrząc na piękne krajobrazy.

Miały w sobie coś, co kiedyś ją tu przyciągnęło. W końcu mieszkanie w Tybecie zawsze było jej marzeniem. Dlaczego więc czuła się tak lekko, opuszczając to miejsce? Czy nie takiego życia zawsze pragnęła?

Chyba już dawno się jej przejadło.

W końcu nadszedł czas, aby wrócić do domu.

***

Na pokładzie samolotu roznosiły się gromkie oklaski, spowodowane bezpiecznym lądowaniem. Elene nigdy nie bawiła się w tego rodzaju teatrzyk, jednak podczas każdego swojego lotu była świadkiem takich sytuacji. Nie przeszkadzały jej ani trochę... po prostu nie czuła wewnętrznej potrzeby, aby się do nich dołączać.

Po wyjściu z pokładu, Elene kierowała się do miejsca, w którym, jak inni, miała odebrać swój bagaż. Gdy w końcu kolejna się zmniejszyła i doszła do niej, kobieta podała, pracującemu na lotnisku mężczyźnie swój paszport i czekała z rozłożonymi rękoma na jej ukochaną walizkę, która była jedną z pamiątek po jej starym życiu.

-Proszę bardzo - powiedział facet, podając jej bagaż, a po chwili dokumenty.

-Witamy w Paryżu, pani Elene Agreste - dopowiedział kolejny, stojący przy nim.

Dziękuje, że tyle czekaliście na nowy rozdział! Miałam zamiar skończyć te opowiadanie, jednak czytając wasze komentarze nie mogłam 😭

Piszcie, co sądzicie o tym rozdziale. Pragnę, abyście w końcu byli bardzo aktywni. W końcu to dla was pisze, więc czemu ostatnio coraz gorzej z odzewem:(?

CHCECIE WIECEJ?
GWIAZDKA! KOMENTARZ!

Miraculum: Biedronka i Czarny Kot OdkrycieWhere stories live. Discover now