22- Czy to już nasz koniec?

6.5K 520 73
                                    

MARINETTE

Jestem cała obolała i mam pełno siniaków, a to wszystko przez ostateczna walkę z Władcą Ciem. Na szczęście został on pokonany i Paryż jest od teraz bezpieczny. Nasze Miraculum także. Jak na razie broszkę Hawka posiada Adrien. Tikki wspomniała mi ostatnio o tak zwanym Mistrzu Fu, do którego  powinniśmy z tym iść. Musimy oddać mu to, co należy do niego, jako strażnika. Włącznie z Miraculum, które zdobył Wild Wolf. Nie będzie zbyt wesoły, jestem tego pewna. Nie wiem dokładnie ile ich ma, powiedział mi tylko że jest w posiadaniu kilku. Zastanawiam się jak on je zdobył. Dostał? Ukradł? Zabił posiadacza? Im więcej o tym myślę, tym gorsze pomysły przychodzą mi do głowy. Będę musiała z nim porozmawiać, czy tego chce czy nie.

Adriena nie było w szkole dzień po tamtej walce. Sądziłam, że także jest obolały, ale gdy przez dwa następne dni znowu był nieobecny, powoli zaczynałam myśleć inaczej. Zaczynałam podejrzewać, że albo nie chce mnie widzieć, albo ma trudną sytuację w domu. Postanowiłam to sprawdzić. Dziś rozwieje wszystkie swoje wątpliwości. Cały dzień byłam myślami gdzie indziej, a każda lekcja potwornie mi się dłużyła. To było coś strasznego. Po wyjściu ze szkoły, czułam, jakbym spędziła tam jakieś dwa dni. Nigdy więcej. Następnym razem, gdy będzie mnie coś męczyć, znajdę sobie jakieś zajęcie, które mnie w pełni zajmie. Dzięki temu, szkoła zleci w mgnieniu oka, a chociażby mam taką nadzieję.

Nie czekając nawet na Alye, wróciłam do domu i odłożyłam plecak. Zamierzałam wziąć kilka ciasteczek i pójść w odwiedziny do Adriena. Mogłabym dzięki temu sposobowi, udać, że przychodzę w odwiedziny z pysznymi, nowymi wypiekami, a tak naprawdę upewniłabym się, jaki jest powód jego nieobecności. Wrzuciłam kilka zdobyczy do papierowej torby i już otwierałam drzwi, gdy usłyszałam głos mojej zakłopotanej mamy:

-Oh, Marinette! Znowu wychodzisz? Ciebie ciągle nie ma w domu. Mogłabyś dziś trochę zostać i nam pomóc

-A no.. ja.. mój kolega był dziś nieobecny i muszę ten.. - przerwałam, by wymyślić jakąś dobrą wymówkę. - Zanieść mu lekcję! Właśnie tak!

-Bez zeszytów idziesz? - zapytała już mocno zirytowana.

No racja, mogłam o tym pomyśleć. Trochę spostrzegawcza jest, nie ma co.. No cóż, chyba nie mam innego wyjścia. Mruknęłam ciche 'Pomogę' i położyłam torebkę z ciastkami na ladę. Pognałam za mamą do kuchni, gdzie tato siedział już nad stertą surowego ciasta i tworzył z nich przeróżne kształty. Nasze zaplecze było pierwszej klasy. Białe blaty, dwie wielkie lodówki no i ten genialny piec. Pizze odmrażał w trzy minutki! Spojrzałam pytająco na mamę, a ona, łapiąc mnie za nadgarstek, zaprowadziła do 'stoiska' z dekorowaniem wypieków.

-Mamy zamówienia na dwa torty, więc musisz je ładnie ozdobić Mari - powiedziała po chwili, pełna entuzjazmu.

Nie dziwie się jej zapałowi. W tak krótkim czasie stali się bardzo popularną cukiernią i piekarnią. Teraz dostają coraz więcej sporych zamówień. Co za tym idzie.. mogliby sobie załatwić jakąś pomoc kuchenną! Nie marudząc, ubrałam specjalne rękawiczki i wzięłam się za swoją robotę. Im szybciej skończę, tym szybciej wyjdę! Oczywiście nie mam zamiaru robić dekoracji byle jak. Włożę w to całe swoje serce, aby ludzie, którzy będą na niego patrzeć, pomyśleli sobie: 'Co za utalentowana osoba go robiła'. Wiem, dziwne marzenia, ale taka już jestem. Lubię, gdy ktoś docenia moją ciężką pracę.

Po prawie czterech godzinach, torty były już gotowe. Jeden był niebieski z białymi elementami i smoczkiem z masy cukrowej, którego sama wykonałam. Z tego co mi wiadomo, ma być on z okazji urodzenia dziecka, także dodałam od siebie co nieco, żeby na taki wyglądał. Drugi tort był cały czekoladowy. Jako główną polewę użyłam mlecznej, ale gdzieniegdzie nalałam gorzkiej, by wytworzyć z niej kwiatowy wzór. Uwielbiałam go. Nie wiem na jaką ma być okazję, jednak wiem po sobie, że im więcej czekolady, tym lepiej! Na samym środku, postawiłam ręcznie robioną, brązową fontannę z masy cukrowej, która oblałam także tą mleczną słodkością. Nad tą figurką spędziłam godzinę. Chciałam, żeby każdy szczegół był realny. Wiem, że ktoś i tak ją zje, nie patrząc na te perfekcyjne wykonanie, jednak zawsze może trafić się osoba, kto akurat zechcę na nią spojrzeć z bliska, a wtedy nie będzie zawiedziona. Wychodząc z kuchni, spojrzałam na zegarek. Wskazywał trochę po 19. Trochę się zasiedziałam, a na dworze zaczynało się już robić ciemno. Czy wypada o tej godzinie wpadać do kolegi w odwiedziny? Raczej nie. Normalna znajoma nie powinna robić czegoś takiego.

Miraculum: Biedronka i Czarny Kot OdkrycieWhere stories live. Discover now