Rozdział 16, Suzie

68 7 0
                                    

"By zapragnąć przyjaźni, nie potrzebujesz wiele czasu, lecz sama przyjaźń jest owocem, który dojrzewa powoli. " - Arystoteles

Właściwie nie rozmawiałyśmy z dziewczynami za wiele o tej strasznej nocy. Siedziałyśmy teraz wszystkie w pokoju w grobowej ciszy. Ann czytała jakąś książkę, Hanna odpisywała na list od rodziców a ja chodziłam niespokojnie po pokoju. Nie umiałam znaleźć sobie miejsca a w mojej głowie kłębiło się mnóstwo pytań.
- Dziewczyny... - zaczęłam niepewnie przełamując ciszę. Popatrzyły na mnie wyczekująco.
- Właściwie kto był przy tym jak mnie znalazłyście?  - słowa szybko ze mnie wpływały. Nie wiem czemu ale bałam się spytać o cokolwiek co mogło być związane z tamtą nocą.
- Był tam Douglas, Synther, jacyś drugoklasiści i kilku z trzecich klas... - wymieniała Ann.
- I Matt - Hanna popatrzyła na mnie podejrzliwie. Mnie natychmiast dopadła jakąś euforia.  Do końca nie wiedziałam co ona miała oznaczać ale chciałam wiedzieć więcej tylko nie wiedziałam jak o to się spytać nie budząc podejrzeń.
Podejrzeń? Masz coś do ukrycia Su?
Chyba oszalałam i jednocześnie zgasiłam samą siebie w myślach. Dobrze że ta trzeźwa Su jest nadal obecna i w gotowości.
- Naprawdę? Pewnie uważa mnie za jakąś chorą psychicznie i rozgada to całej klasie... - wymusiłam na sobie załamaną postawę. One tylko patrzyły na mnie nadal podejrzliwie. Po chwili zauważyłam ze wyraz twarzy Ann się gwałtownie zmienił. Uśmiechała się pod nosem jakby ją coś rozbawiło. Postanowiłam to zignorować.
- Właściwie to się przejął. Nawet bardzo - stwierdziła nadal czujnie mi się przypatrując Hanna.
- Co to oznacza? - zapytałam cicho.
- Podbiegł do ciebie - oznajmiła Ann.
Musiałam z nim pogadać. Nie chciałam żeby zaczął mnie traktować z litością lub jak mała bezbronną dziewczynkę. Każdy mnie teraz tak traktował a ja nie umiałam tego znieść. Nie powinni widzieć mnie w takim stanie. Zdecydowanie musieliśmy sobie to wyjaśnić ale sama myśl o rozmowie przyprawiała mnie o mdłości. Nie wiedziałam jak zacząć rozmowę. Nie myśląc wiele wyszłam bez słowa z pokoju i ruszyłam prosto do schodów które prowadziły na dół. Wiedziałam że znajdę go w sali plastycznej. Zawsze idąc lub wracając z chóru widziałam go tam malującego.

Szłam przed siebie po piętrze gdzie znajdują się sale lekcyjne. Trwała teraz przerwa. Wszyscy uczniowie patrzyli na mnie. Czułam setki oczu które śledzą mój każdy ruch. Poczułam się bardzo skrępowania a zarazem zła.  Czułam tą litość, ten strach, odrazę. Oni już wydali na mnie wyrok. Postanowiłam przyspieszyć kroku. Szybko znalazłam się na korytarzy w którym były same sale do zajęć artystycznych. Szybko odnalazłam tą właściwą niestety coś mnie zatrzymało przed wejściem tam. W środku siedział Matt z jakimś wysokim brunetem o niebieskich oczach i szczupłą szatynką o ciemnej karnacji. Rozmawiali o czymś śmiejąc się.

Kompletnie siebie nie rozumiałam. Na ten widok coś mnie zakuło. Wiedziałam że z mojej rozmowy nici ale teraz stwierdziłam że nie będę robić kolejnych prób jej zaaranżowania. Niech myśli że jestem chorą psychopatką. Skończona idiotką czy wariatką. Nie zależy mi na tym żeby miał o mnie dobre zdanie. Nie wiem co chcę przez to osiągnąć ale zawsze wolałam żeby ludzie się mnie bali niż żeby traktowali mnie obojętnie. Uwielbiałam poczucie kontroli sytuacji i dopiero teraz zauważyłam jakie mam do tego predyspozycje.

Nie oszukujmy się, nie zawsze umiem być stanowcza poza tym co niby mnie tak zabolało?
Przecież ten dureń był dla mnie jak każdy inny i gada tylko ze swoimi przyjaciółmi. Albo przyjacielem i dziewczyną. Na tą myśl rozbolała mnie głowa. Nie czułam już smutku tylko wściekłość. Odeszłam nie zauważona i znów musiałam przejść tym okropnym korytarzem pełnym ciekawskich ludzi. Nagle coś uderzyło mnie mocno w bok sprawiając że zachwiałam się na nogach i zaczęłam lecieć do tyłu. W mgnieniu oka ktoś złapał mnie za nadgarstki ratując od upadku. Spojrzałam na tego tajemniczego "kogoś". Wysoki i umięśniony, czarnoskóry chłopak wpatrywał się we mnie lekko speszony. Znałam go. Nazywał się Adam i chodziliśmy do jednej klasy.
- Nic ci się nie stało? - zapytał przejęty całą sytuacją. Miał niski, przyjemny dla ucha głos. Wciąż trzymał mnie za nadgarstki a kiedy spojrzałam w tamtą stronę szybko zabrał ręce.
- Prze...przepraszam - wyjąkał drapiąc się po głowie.
- Nic się nie stało.  Wszystko w porządku - zapewniałam go.
Kiedy chciałam już odejść dobiegł do mnie jego głos.
- Suzie, wszystko u ciebie w porządku? - zapytał z troską. Znowu poczułam się jak jakaś sierota a krew we mnie buzowała. Postanowiłam jednak pozostać tą potulną osóbką i nie zdradzać swojej chęci mordu.
"Dlaczego ja muszę być takim trudnym człowiekiem? " - zapytałam siebie w duchu.
- Tak, wszystko w porządku. Pierwszy raz coś takiego mi się zdarzyło. Po prostu lunatykowałam - skłamałam chociaż nie wiem czy to dobry pomysł w ogóle ciągnąć ten temat. Może zwykłe "w porządku" by w zupełności wystarczyło.
- Cieszę się że już wszystko dobrze - posłał mi delikatny uśmiech. Odruchowo go odwzajemniłam i w głowie zaczęłam szukać jakiejś wymówki. Chciałam zakopać się w pościeli i nie wychodzić do jutra a najlepiej już nigdy.
- Muszę już iść. Pewnie koleżanki się martwią - powiedziałam niepewnie. Świetne, znowu ta sama stara wymówka! Gratuluje kreatywności!
- Do zobaczenia - pożegnał się znowu się uśmiechając i dołączył do swojej paczki składającej się z kilku bezmózgich sportowców i tapeciar. To było do przewidzenia.

Jeszcze bardziej wkurzona i załamania światem ruszyłam do pokoju. Ze złości szurałam idąc nogami zamiast je podnosząc co sprawiło że upadłam kilka razy na schodach. Za każdym razem podnosiłam się coraz bardziej wściekła. Po chwili kiedy byłam u granicy wytrzymałości zaczęłam tak tupać nogami że słyszała mnie cała Akademia Newrom. Wpadłam do pokoju zatrzaskując za sobą drzwi. Ann podskoczyła a Hanna wlepiła we mnie swój wzrok.
- A tobie co? - spytała zdziwiona Hanna.
- Nic - odpowiedziałam przez zaciśnięte zęby i rzuciłam się na swoje łóżko zakrywając się cała kołdrą.
- O cholera! - wykrzyczała Annie.
- Co jest tym razem? - zapytała tym razem lekko zdenerwowana Hanna.
- Mamy jutro sprawdzian z fizyki - jęknęła zrezygnowana Ann.
Nagle wszystko runęło. Jeden głupi sprawdzian przeważył szalę. Wybuchnęłam głośnym płaczem połączonym z jękiem.
- Su? - spytała zdezorientowana Hanna. Nadal płakałam nie zważając na słowa pocieszenia ze strony Annie i Hanny. Nie był to płacz spowodowany smutkiem tylko złością. Chciałam krzyczeć, rozszarpać, uderzyć. One tylko bardziej mnie irytowały dlatego gwałtownie zerwałam się z łóżka i czym prędzej pognałam do drzwi. Szybko pobiegłam przed siebie korytarzem zanim ktoś wyjdzie z pokoju i mnie zauważy. Wbiegłam do publicznej łazienki. Było tu kilka umywalek i kabin z toaletami. Głębiej było wejście pod prysznice. Ruszyłam do tamtego pomieszczenia i usiadłam w kącie obejmując się rękami i podciągając nogi jakby mogło by mnie to ocalić przed całym światem.

Łazienka emanowała smutkiem i tajemniczością. Było tutaj ciemno. Jedynym źródłem światła były malutkie okienka przy samym suficie. Mój płacz roznosił się po niej echem. Jeszcze nigdy nie czułam się tak samotna. Szybko jednak porzuciłam te uczucie. Zauważyłam tę samą mała dziewczynkę jaką widziałam "tamtej" nocy. Stała po drugiej stronie pomieszczenia powoli się do mnie zbliżając.

Stanęła przede mną. Jej oczy były przepełnione smutkiem i cierpieniem.
Co jej się stało?
- Wiem jak to jest cierpieć - powiedziała bardzo delikatnym głosem. Wpatrywałam się w nią ze zdziwieniem. Na chwilę odebrało mi zdolność mowy.
- Jesteś duchem? - zapytałam drżącym głosem.
Przytaknęła lekko głową.
- Umarłaś tutaj? - zadałam kolejne pytanie. Znowu potwierdziła.
- Dlaczego cię widzę? - to pytanie tak bardzo mnie nurtowało. Chciałam wiedzieć co się ze mną dzieję.
- Jesteś wyjątkowa. Widzisz i czujesz rzeczy których inni nie mogą doświadczyć. To niebezpieczne... - oznajmiła cicho. Wyglądała jak porcelanowa lalka. Delikatnie kiwała się na swoich nogach w przód i w tył.
- Mogę ci jakoś pomóc? - sama nie wiedziałam co mam przez to na myśli ale przygnębiało mnie to że w moim otoczeniu błąka się dusza małej dziewczynki. Trzeba było jej jakoś pomóc.
- Jeszcze będziesz mogła mi pomóc - wyszeptała a jej postać zaczęła znikać. Chciałam ją zatrzymać ale rozmyła się, wyparowała. Nie wiedziałam czy to dzieję się naprawdę czy tylko w mojej głowie. Wszystkie wątpliwości rozmył mały guzik z jej sukienki który leżał na ziemi w miejscu w którym stała. Szybko zabrałam go i włożyłam do kieszeni.
Musiałam o wszystkim powiedzieć dziewczynom...

Akademia NewromWhere stories live. Discover now