Rozdział XXII CO?!?!

1.2K 97 33
                                    

   James stał nadal przed skrzydłem szpitalnym. Jego przyjaciele zniknęli już na rogu korytarza. Postanowił zapukać jeszcze raz i poprosić o chwilę czasu na pożegnanie się.

-Czego ty tutaj jeszcze chcesz? - zapytała Pielęgniarka.

-Czy mógłbym się pożegnać? - zapytał.

Pielęgniarka wahała się dobrą minutę, aż w końcu wykrztusiła ciche ,,Oczywiście'' i ponownie wpuściła chłopaka, którego przed chwilą wykopała.

PERSPEKTYWA LILY???

Słyszała głosy swoich przyjaciół. Usłyszała Severusa. Słyszała Huncwotów, którzy ją bronią. Bardzo zabolały ją słowa Sev'a:

-Gdyby Lily nie leżała tutaj już pół-martwa powiedziałaby ci, że masz się stąd wynosić!

-Ale aktualnie leży na tym łożu i nie ma mnie jak wygonić!

Bolało tak samo jak wtedy, kiedy nazwał ją szlamą. Na szczęście James mu się postawił, ale nie zrozumiała co mówił, bo wykrzykiwał te słowa tak szybko, a jej głowa pracowała tak wolno. Czuła, że ktoś obejmuje jej dłonie. Słyszała cichy chlipot swoich współlokatorek. Ach... Gdyby tylko mogła wstać, zrobiła by to od razu i powiedziała, że wszystko z nią w porządku, ale coś jej nie pozwalało. Coś kazało trzymać jej zamknięte powieki i sparaliżowało ciało. Po chwili usłyszała jak przyjaciele wychodzą. O, nie! Znowu zostawiają ją samą pośród tej beznadziejności. Znowu wspomnienia powracają...

Leży na podłodze ból rozchodzi się po jej ciele coraz szybciej i mocniej. Już czterech Ślizgonów stoi nad nią. Czuje stróżki krwi w ustach. Nie ma siły, by mówić. Poddaje się im, bezgłośnie błagając o śmierć. Oni krzyczą:

-Przyznaj się, że jesteś szlamą Evans!

Oddałaby wszystko by to powiedzieć, ale nie mogła. Ból zamknął jej ustach. Nagle słyszy szarpanie klamki. Ktoś się tłucze. Kolejny i ostatni Cruciatus, bo po nim traci przytomność. Zapada się w nicość. Ale nie do końca. Czuje czyjeś silne ręce, które błąkają się po jej szyi szukając pulsu. Czyjś błagalny głos. Chyba James'a. To on ją uratował! Potem zasypia gładko i czeka na śmierć, albo życie...

Usłyszała, że ktoś znowu wchodzi do sali i oplata swoimi dłońmi jej prawą dłoń. Słyszy głos przepełniony bólem i tęsknotą. Słyszy James'a...

-Lily... Wiele bym dał byśmy mogła to usłyszeć, ale i tak to powiem... Kocham cię od czwartej klasy, a ty tego nie dostrzegasz i nie rozumiesz. Lily ja za tobą szaleję. Jutro zabierają cię do Munga i nie będę mógł cię odwiedzać. Wiem, że to co ci tam robili było okropne, ale proszę... obudź się... Wszyscy będziemy cię bronić i wspierać. Ja będę...

I nagle stało się coś dziwnego. Tak jakby jej umysł tylko czekał na wezwanie ,,obudź się''. Uchyliła lekko powieki. Może na milimetr. Potem poczuła, że może znów panować nad swoim ciałem, które nadal było obolałe, ale jednak zdolne do ruchu. Poczuła ciepło przepływające od jej dłoni do ciała, które przekazał jej James. Poczuła, że żyje. Nie chciała jeszcze wstawać. Nie musiała... Słyszy jak on wstaje, ale ona nie chce być sama. On ostatni raz ściska jej dłoń i ona nie wytrzymuje. Podnosi się do pozycji siedzącej i otwiera szeroko oczy. Stoi przed nią James. Ale on nie wygląda jak typowy Potter. Jego poczochrane włosy oklapły na twarz, a brązowe oczy straciły te zabawne iskierki. Jego cera była praktycznie ziemista. Bez większego wyrazu. On spojrzał się na nią. Nagle wszystko się zmieniło. Oczy odzyskały swoje iskierki, a cera nabrała żywości. Podszedł do niej i po prostu ją przytulił. Nie czuła do niego ,,tego większego'' uczucia, ale czuła przyjaźń, radość i wdzięczność. On cały czas ją przytulił, a ona podniosła swoją martwą dłoń, jednocześnie pobudzając ją do życia i poczochrała jego włosy, które znów stanęły jakby wezwane na baczność.

-Wiesz jak masz na imię? - zapytał głupio.

-No jasne! Jestem Lily Evans... Dziewczyna, która zawsze daje ci kosza. Przyjaciółka Dor, Mary i Elizabeth no i mugolaczka zazwyczaj przezywana od szlamy, ale przyzwyczajona do tego. - Wyszczerzyła zęby w głupkowatym uśmiechu.

-Proszę Pani! Proszę tu przyjść natychmiast! - James wykrzyknął do drzwi, a Lily z rozbawieniem patrzyła jak pielęgniarka próbuje przebić się jak najszybciej do drzwi.

Mimo obolałego ciała miała w sobie tyle energii. Mogła natychmiast pojechać w góry i zacząć się wspinać bez zabezpieczeń. Miała ochotę się śmiać i żartować, a co najważniejsze... przebywać z przyjaciółmi.

Pielęgniarka stanęła w drzwiach i zaraz potem złapała się za serce widząc Lily w pozycji siedzącej. Przecież ona jest mugolaczką, a jednak przetrwała. TO nie na jej nerwy. Poszła zaparzyć sobie tonik ziołowy.

-James jak długo spałam?

Chłopak zaczął obliczać dni na palcach.

-Będzie z dziesięć dni. Cały Gryffindor pogrążony jest w ciszy. Wszyscy zalewają smutki ucząc się. Nawet my - Huncwoci i najwięksi buntownicy z naszej szkoły. I wiesz... spadł już pierwszy śnieg. Nie mogę się doczekać kiedy im powiem, że żyjesz!

-A mogłam umrzeć? - zapytała Lily śmiejąc się.

-Każdy może umrzeć. Ja, ty, Dumbledore... Na tym świecie już nie jest bezpiecznie. - odpowiedział dojrzale James, aż usta Lily ułożyły się w kształcie litery ,,O''.

James Potter dorósł! Właśnie to sobie uświadomiła. Dojrzał i wydoroślał. I rzadziej staje się tym... Huncwotem!

Pielęgniarka wyszła ze swojego pokoju i spokojnie podeszła do Lily.

-Panno Evans. Odwołałam już pani pobyt w Szpitalu Św. Munga. Jeśli tylko pani zechce może pani opuścić skrzydło szpitalne.

-No jasne! - powiedziała spojrzała na swoje ubranie. Super. Piżama ze szpitala. Wyjęła różdżkę i machnęła nią. Ubrań jak nie było, tak są teraz i to na jej ciele. Włożyła swój ulubiony strój. Gumkę znalazła na szafce nocnej, a włosy splotła w kucyka. - Idziemy James?

-No pewnie! Weź tylko te czekoladki. Są twoje. Ale nie wiem od kogo. Może pani Pomfrey kogoś wpuściła? - prawda była taka, że James wyłączył się kiedy Snape zostawiał czekoladki.

Dziewczyna złapała pudełko i najprościej w świecie wyszła z James'em ze skrzydła, mimo iż dopiero się obudziła. Zastanawiała się, czy pani Pomfrey nie wzięła jakiś ziółek spowalniających myślenie, ale... Korzystała z okazji, że może wyjść. I nadeszła ta chwila, w której oboje stanęli przed Portretem Grubej Damy. Lily spojrzała się na James'a. Jaka ona była głupia. Właśnie poczuła, że zawsze kochała Pottera, ale ona musiała dojrzeć do tego, aby przedstawić to przed sobą. Przecież ona go... KOCHA...

-------------------------------------------------------------------------------------

   Dobiliśmy rozdziału, w którym Lily się zakochała. Postanowiłam dzisiaj dodać jeszcze jeden rozdział i kończymy ,,maraton''. Może kiedy się ogarnę z nauką, będę dodawała dwa rozdziały tygodniowo. Kolejna ankieta:

    Jak odkryliście moją książkę i czemu ją czytacie. Lubię czytać wasze komentarze i odpowiadać na nie, tak, żebym mogła sobie z wami spokojnie porozmawiać.

   I jeszcze jedna kwestia... Chcecie rozdziały jak często w tygodniu? (MASŁO MAŚLANE) Postaram się sprostać waszym wymaganiom, ale nic nie obiecuję, przynajmniej na jakiś czas. 

Mecz o wszystko - James & Lily    [zamknięte]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz