Rozdział --

1.3K 110 6
                                    


    UWAGA! Jako, że niedawno był dzień kobiet, a w ostatnim rozdziale było mało Lilki, dziś rozdział, z czyjej perspektywy?!

PERSPEKTYWA LILY EVANS


   Lily siedziała w dormitorium. Nie mogła się skupić. Przerobiła już numerologię, transmutację, eliksiry, zaklęcia... Zastanawiała się co jej jeszcze zostało. Po krótkim czasie zdała sobie sprawę, że ma jeszcze Historię magii, wróżbiarstwo, opiekę nad magicznymi stworzeniami i obronę przed czarną magią. Ma jeszcze cały tydzień... Wróżbiarstw nie musi się uczyć... I tak nie zamierza kontynuować tego przedmiotu. Zresztą... Opieki nad magicznymi stworzeniami też... Więc zostaje Historia magii oraz Obrona przed czarną magią. A właśnie... Jeszcze zielarstwo. Jak już mówiła profesor McGonagall na rozmowie o swojej przyszłości chce zostać uzdrowicielką. Czyli, że najbardziej zależy jej na Transmutacji, Zaklęciach, Eliksirach i Zielarstwie, chociaż słyszała, że wymagają teraz jeszcze obrony przed czarną magią. Trochę tego jest. Na szczęście została jej tylko ta Obrona. Pójdzie do Severusa, on na pewno jej pomoże. Wyszła ze swojego dormitorium i ruszyła w stronę Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Znalazła się właśnie za rogiem korytarza prowadzącego do lochów. Nagle usłyszała głos swojego przyjaciela. Zastygła w połowie obrotu.

   -A jakim prawem sądzisz, że Czarny Pan nas przyjmie?

   -Mówią, że on przyjmuje wszystkich, którzy są ze Slytherinu...

   -Właśnie... musimy zrobić coś okrutnego... coś przez co będziemy mieli zagwarantowane miejsce w Armii Czarnego Pana.

   -Musimy sobie wybrać ofiarę!

   -Moją na pewno będzie Potter i cała reszta jego walniętych przyjaciół! - warknął Sev.

   Tego już za wiele. Lily wyłoniła się zza rogu i na twarzach wszystkich zastygło przerażenie. Był tam nawet Goyle, który nie tak dawno zagwarantował jej wizytę w Skrzydle Szpitalnym.

   -Severusie, chciałam cię prosić, byś mi pomógł w Obronie przed czarną magią. - mruknęłam onieśmielona bacznymi spojrzeniami Ślizgonów.

   -Już idę! - Sev ucieszył się, ale kiedy ruszał za Lily ta zobaczyła, że próbował bezsłownie porozumieć się z całą bandą Ślizgonów. TEGO BYŁO ZA WIELE! 

   -Sev, wytłumacz mi to!

   -Nie rozumiem cię Lily...

   -Słyszałam waszą rozmowę.

   Severus był bledszy niż zwykle, jeśli było to w ogóle możliwe.

   -Lily... ja... ty... na pewno źle coś zrozumiałaś...

   -A co jest do rozumienia w zdaniu: Musimy zrobić coś okrutnego... Albo... Musimy sobie wybrać ofiarę, a ty oczywiście na pierwszym planie wykrzykujesz, że twoją ofiarą ma być Potter! Wyjaśnij mi to do cholery! - Lily osiągnęła szczyt złości. Nigdy, ale to nigdy nie przeklinała. 

   -Lily... ty...

   -Co ja?

   -Cholera?

   -Sev, do jasnej cholery! Nie gadamy o mnie tylko o tobie! No... Miałeś mi powiedzieć co w tych zdaniach jest trudnego do zrozumienia.

   -Lily to nie jest rozmowa na teraz. -Powiedział stanowczo Sev. - Najpierw musisz się uspokoić i to dokładnie przemyśleć. A może odwiedzisz skrzydło szpitalne?

   -Sugerujesz, że jestem chora psychicznie?!? Tak! Może jeszcze nazwiesz mnie szlamą! - włosy nastroszyły jej się współgrając z zaczerwienioną twarzą.

   Odeszła. Zniknęła na schodach powracając do Pokoju Wspólnego Gryfonów. Rozsiadła się w fotelu pod kominkiem. Już trochę ochłonęła. Wyjęła książkę z torby, którą miała wziąć do Severusa i zaczęła ją studiować. Rozdział o Animagii, wilkołakach, boginach... Wszystko z powtórzenia przeleciało jej przed nosem. Nie rozumiała Animagii. Głowiła się nad tym długo. Robiła notatki, które cały czas przekreślała. Nie potrafiła sama tego zrozumieć.

   -Hej, Evans! Co tam masz?! - Syriusz wraz z Jamesem stali za oparciem fotela.

   -Animagia! - mruknęła zrezygnowana Lily.

   -To świetnie. My znamy się na Animagii bardzo dobrze. - powiedział James

   -Serio! Pomożecie? - Lily zrobiła oczy jak pięć knutów.

   -Wiesz... Ja właściwie słabiej z tym stoję niż James, więc się będę zmywał.

   Syriusz zrobił to umyślnie, ale teraz każda pomoc jest dobra.

   -Czego nie rozumiesz?

   -Wszystkiego! To jest takie... niezrozumiałe...

   -Słuchaj... Wyobraź sobie... Hmm... Wiesz jaki mam przydomek?

   -Tak, Rogacz!

   -Więc wyobraź sobie, że ja zmieniam się w jelenia. Stoisz przede mną. Potrzeba wiele lat ćwiczeń. Potrzeba jest wiele lat, a i tak jest niewielu czarodziejów, którzy to potrafią. Nawet tych najsilniejszych.

   -No dobrze... A prawo?

   -Każdy kto chce zostać animagiem jest obserwowany przez ministerstwo, ponieważ przemiana w zwierzę jest niezwykle niebezpieczna. Każdy czarodziej, któremu się uda jest rejestrowany. Chociaż zdarzają się też niezarejestrowane animagi. To jest bardzo złożone. Np. McGonagall jest kotem i znajduje się w rejestrze.

   -Aha... No coś już rozumiem... Coś jeszcze?

   -Każdy kto próbuje stać się animagiem nie wie w jakie zwierzę się zamieni. Jest to zwykle tajemnicą. Może to zależeć od umiejętności, charakteru... 

   -Dzięki James!

   -To ja dziękuję, że mogłem się na ciebie trochę pogapić. Było miło, ale muszę lecieć do reszty Huncwotów. I pamiętaj... Jak na SUMach skopiesz animagię to będę czegoś od ciebie oczekiwał...

   -Zależy...

   -Dostanę buziaka w policzek?

   -Przynajmniej już mam jedną motywację by tego nie skopać...

Mecz o wszystko - James & Lily    [zamknięte]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz