32. Groźne, wyrośnięte chomiki.

3.3K 263 13
                                    

- Jesteś wredna Evans.
Lily uniosła brew wpatrując się w rozżaloną twarz Syriusza i Jamesa, który powstrzymywał się by nie parsknąć śmiechem.
- Niby dlaczego? - spytała w końcu.
- Nasłałaś na nas Filcha, to się stało!
- Byłeś przecież chętny na szlaban - uśmiechnęła się złośliwie - Tylko wyświadczyłam ci przysługę.
- Evans, ty wiedźmo! Na miejscu Jamesa uciekałbym od ciebie jak najdalej.
- Nikt was tu nie trzyma.
- Czy Dorcas każe ci być wredną dla nas?
- Syriusz, sądzę że naprawdę powinieneś pogadać z Dor.
- Znowu zaczynasz Evans?
- Lily ma racje - wtrącił James - Idź do niej teraz.
- Czy wy próbujecie się mnie pozbyć?
- Ależ skąd.
- Dobra...ale pózniej to wrócę, więc się nie oddalajcie.
- Oczywiście - Lily uśmiechnęła się szeroko.
Syriusz posłał im ostatnie, uważne spojrzenie i korzystając z zaklęcia zaczarował schody do dormitorium dziewczyn, tak że bez problemu się tam dostał.
- No to - powiedział James odwracając się w stronę Lily - Uciekamy?
W oczach dziewczyny pojawił się niebezpieczny błysk.
- Czy w Hogwarcie jest jakieś miejsce, którego nie zna Syriusz?

Anna wypatrywała się w drzwi dobre 2 minuty zanim zdecydowała się wejść. Gdy jej wzrok padł na Maxa siedzącego przy jedynym wolnym miejscu w sali poczuła narastającą irytację. Czy ten chłopak ją śledził?
- Anno, witaj. Właśnie zaczynaliśmy, cieszę się, że jesteś - Abby Wisers, Krukonka odpowiedzialna za organizacje wszystkich szkolnych imprez obdarzyła ją swoim najlepszym sztucznym uśmiechem. Miała cienkie, czarne włosy i idealnie białe zęby.
Anna żałowała dnia, w którym zapisała się do szkolnego kółka od wszystkiego. Była wtedy na piątym roku i nie do końca miała co robić ze swoim czasem.
Temat dzisiejszego spotkania - bal z okazji... W sumie Anna sama nie pamietała dlaczego właściwie organizują bal na początku listopada.
Nie patrząc na Maxa usiadła na swoim miejscu.
- Dużo cię nie ominęło - poczuła jego głos tuż przy swoim uchu.
- To dobrze - rzuciła sztywno.
- Tylko tam gadanina o dekoracjach.
- Cudownie.
- Może pójdziemy gdzieś razem?
- A wyglądam jakbym była chętna?
- Mam nadzieje, że rozmawiacie o motywach muzycznych, których użyjemy - powiedziała cierpko Abby.
- Oczywiście! Max właśnie mi mówił, że chciałby postawić na klasykę. Ja osobiście uważam, że nie chcemy zanudzić gości, więc jego pomysł odpada.
- Anna ma racje - wtrąciła Maite Dorok - Ludzie wolą jakieś szybkie kawałki do tańczenia.
- Dobrze. Zaraz zapiszemy wszystkie propozycje. Anno mam nadzieje, że przyniosłaś swój projekt o kolorystyce balonów.
- A widziałaś żebym cokolwiek miała? - Anna przewróciła oczami starając się zachować cierpliwość.
Abby i Max stworzyliby dobrą parę. Oboje mieli niezwykły talent do irytowania jej.
- W takim razie idź po niego teraz.
- Żartujesz sobie?
- Czy ja się śmieje?
- Dobra, tylko nie mów, że jest beznadziejny, bo robiłam go dwie godziny - Lub też 15 minut, ale Abby nie musiała o tym wiedzieć - I to w sobotę! - to akurat była prawda.
- Pójdę z nią.
- Nie.
- Dlaczego jesteś tak negatywnie nastawiona?
- Bo cię nie lubię?
- Cisza - Abby zmarszczyła brwi - Max pójdziesz z Anną i pomożesz jej to przynieść. Koniec dyskusji.
Anna robiła wszystko żeby zabić Abby wzrokiem.
Wyszli z sali w ciszy, którą przerywało tylko groźne tupanie Anny.
- To jak tam u ciebie?
- Nie odzywaj się do mnie - warknęła.
- Nie bądź taka... Ja cię po prostu bardzo lubię.
- Czy ty postanowiłeś mnie dręczyć czy coś? Bo to nie jest zabawne.
- Mówię prawdę.
- Taa...
- Nie wierzysz.
- Jakoś nie.
Pociągnął ją za nadgarstek tak, że stała teraz twarzą do niego.
Jego oczy były tak intensywnie niebieskie, że gdyby Anna była kimś innym zakochałaby się w nich bez pamięci. Przypominały ocean, głęboki i niezmierzony. Anna w duchu musiała przyznać, że mimo iż Max działał jej na nerwy, bardzo podobały jej się jego oczy.
- Co ty robisz? - spytała.
- Pokazuje ci, że naprawdę cię lubię.
- Stojąc tu i się na mnie patrząc?
- Nie.
- Nie?
Max zaśmiał się i korzystając ze zdezorientowania Anny pochylił się i delikatnie złączył ich usta. Dziewczyna poczuła jak zastyga bez ruchu.
Max objął ją w pasie przyciągając bliżej, a Anna miała w głowie totalną pustkę.
W końcu oddała lekko pocałunek sama w to nie wierząc.
- Anna?
Oderwała się od Maxa gwałtownie go odpychając.
Pare metrów od nich stały Marlena i Alicja z szokiem wymalowanym na twarzach.
- Idiotko! Po co się odzywałaś, przerwałaś taką ładną chwile - syknęła Alicja, a Marlena spłonęła rumieńcem.
- Przepraszam... To my idziemy, zapomnijcie o tym...
Szybko ich minęły, a Alicja posłała Annie znaczące spojrzenie.
Czekała ją długa relacja, gdy wróci do dormitorium.
- Co to miało być? - spytała Anna starając się by jej ton brzmiał normalnie.
Max zaśmiał się, a jej twarz przybrała wściekle czerwoną barwę. 
Jeszcze nigdy nie zarumieniła się przy chłopaku. Czy to początki szaleństwa? Dopadła ją ta sama choroba co Lily?
- Pocałunek.
- Tego się domyśliłam.
- Chciałem ci pokazać jak bardzo cię lubię.
- Nie znasz mnie.
- Ale mi się podobasz.
Prychnęła wymijając go.
- Abby czeka.
- Ja też czekam. Aż spojrzysz na mnie z czymś więcej niż niechęcią.

One snitch, one seekerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz