16. Być może inna strona Pandory

3.7K 275 9
                                    

- Nie obchodzi mnie co macie na swoje usprawiedliwienie! Jesteście na siódmym roku, a zachowujecie się jak dzieciaki! To niewiarygodne! - Profesor McGonagall chodziła po gabinecie ze złością zaciskając usta.
Czwórka huncwotów siedziała na krzesłach próbując opanować śmiech. Nauczycielka transmutacji wygladała jakby zaraz miała wybuchnąć.
- Potter, jesteś prefektem naczelnym! Twoje zachowanie jest niedopuszczalne! Powinieneś brać przykład z panny Evans, która ma więcej rozumu niż ty! Gdyby to ode mnie zależało nigdy nie dałabym ci tej funkcji!
- Pani profesor - zaczął James opanowanym tonem - Chciałem tylko zauważyć...
- Ani słowa więcej!
Nikt się nie zdziwił, gdy Pandora Grenwild wracając z zielarstwa została zaatakowana łajnobombami. Jej wrzask słyszał chyba cały Hogwart.
- Spokojnie, pani psor - rzucił Syriusz - Nic się nikomu przecież nie stało.
- Nic się nie stało?! Cały korytarz jest brudny i to wszystko wasza wina! Wyczyścicie go własnymi rękoma! Bez użycia różdżek! Zapraszam dzisiaj po kolacji i bez spóźnień, bo przedłużę wasz szlaban o miesiąc!
- Przecież to...
- Black, dobrze ci radzę zamilcz!
Żaden z huncwotów już się nie odezwał. 
Syriusz był najwyraźniej oburzony słowami opiekunki, ale zacisnął tylko usta w kreskę.
- A teraz zejdźcie mi z oczu! Jeszcze nigdy w mojej karierze...- zaczęła mruczeć do siebie siadając za biurkiem dając znak huncwotom, żeby opuścili gabinet.
Wyszli i gdy tylko zamknęły się drzwi cała czwórka ryknęła śmiechem.
- Widzieliście jej minę?
- Wyglądała jakby chciała nas zabić na miejscu - powiedział Peter - Nieźle się wkurzyła.
- I widzisz Lunio? Warto było obrzucić Grenwild łajnobombami?
- Od jej wrzasku prawie mi bębenki pękły - Remus przewrócił oczami - Następnym razem, gdy będziemy coś jej robić to wezmę zatyczki do uszu. Nie wiedziałem, że można mieć tyle powietrza w płucach.
- Nie słyszałeś mojej mojej matki, gdy porozwieszałem plakaty w swoim pokoju - mruknął Syriusz.
W gabinecie rozległ się dźwięk książek uderzających o podłogę. Huncwoci wymienili zdziwione spojrzenie.
- Może lepiej stąd chodźmy - jęknął James - Zanim McGonagall postanowi wyjrzeć na korytarz. Coś czuje, że jak nas jeszcze tutaj zobaczy to nasz szlaban potrwa conajmniej do końca roku.

Pandora krytyczne przyjrzała się sobie w lustrze. Jej włosy, ubrania, skóra - wszystko pokryte było śmierdzącą substancją. Nie miała pojęcia co to jest, ale musiała zatkać nos żeby nie zwrócić śniadania. Westchnęła i odkręciła kran.
Obmyła ciepłą wodą ręce próbując pozbyć się tego czegoś.
- To łajnobomby - irytujący, dobrze znany jej głos, który spowodował, że zadrżała - Nigdy żadnej nie widziałaś?
Odwróciła się, powoli obrzucając chłopaka stojącego w drzwiach lekceważącym spojrzeniem. Stał uśmiechając się szeroko jakby jej niewiedza była dla niego zabawna. Jasne włosy opadały mu na oczy, które uparcie się w nią wpatrywały.
- Co ty tu robisz? - warknęła.
Wzruszył ramionami.
- Helena mnie puściła. Chyba się nie lubicie co?
Prychnęła. Chwyciła mydło i zaczęła nacierać skórę próbując ignorować chłopaka.
- Nie wiem co zrobiłaś bandzie Pottera, że tak cię załatwili, ale pewnie ci się należało.
Gwałtownie się odwróciła w jego stronę rozpryskując przy tym wodę na wszystkie strony.
- Przyszedłeś tutaj żeby mi to powiedzieć? - spytała unosząc brwi - Od kiedy marnujesz swój cenny czas na kogoś takiego jak ja?
Ku jej zdziwieniu parsknął śmiechem.
- Zmieniłaś się - powiedział, a ją zamurowało - Robisz z siebie sztuczną idiotkę, a nikt nie wie jaka jesteś naprawdę. Te wszystkie wyćwiczone gesty... Jestem pod wrażeniem.
- Dosyć tego - spojrzała na niego ze złością - Wynoś się stąd natychmiast!
Zaśmiał się.
- Daj spokój. Prawda boli?
Oparła się o umywalkę zaciskając wargi, żeby nie wygarnąć mu co o nim myśli.
- Kiedy prawdziwa Pandora wróci? Kiedy ta śmieszna kreacja opadnie i przestaniesz się zachowywać jak królowa tej szkoły?
Nie wytrzymała. Chwyciła najbliższą butelkę z szamponem i cisnęła w niego ciężko dysząc. Nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia.
- Zastanów się zanim będzie za późno - powiedział beznamiętnie.
- Idź do diabła Brendan!
Pokręcił głową z rozbawieniem.
- A i na przyszłość - na jego twarz powrócił kpiący uśmieszek - Zwykłym mydłem się tego nie pozbędziesz.
Wyszedł. Zamknął drzwi. Pandora opadła na podłogę zaciskając dłonie w pieści. Tylko on potrafił wyprowadzić ją z równowagi. Czekała na dzień, w którym Brendan Sneider przestanie się w końcu wtrącać w jej życie, które już i tak przypominało mało śmieszną komedię.

- Mam nadzieje, że to zapisujcie? Przecież to ważne informacje! Panno McKinnon czy ja pani przeszkadzam?
Marlena podskoczyła na krześle z trudem nie spadając przy tym na podłogę. Lily posłała jej zdziwione spojrzenie.
- Nie, oczywiście, że nie - Wyjąkała blondynka poprawiając spódniczkę.
- Mam nadzieje, że zrobiła pani notatki?
Marlena z westchnieniem spojrzała na swój prawie pusty pergamin.
- Byłam w trakcie...
- Panno McKinnon! To niedopuszczalne! Lekcje są do tego by uważać, a pani trochę mija się z celem!
Profesor Myrguite posłała jej karcące spojrzenie.
Marlena spuściła wzrok.
- Przepraszam - powiedziała.
- Mam nadzieje, że pani zachowanie się poprawi.
- Oczywiście.
Profesor wróciła do prowadzenia lekcji, a Marlena z trudem powstrzymała się od przywalenia głową o ławkę.
- Wszystko w porządku?
- Tak, tylko... Nie spałam zbyt dobrze.
- Trzeci dzień z rzędu?
- Lily ja... porozmawiamy po lekcji, dobrze?
Rudowłosa kiwnęła głową niezbyt przekonana. Marlena ostatnimi czasy była nieobecna. Nikt nie wiedział dlaczego, a ona nie chciała o tym mowić.
Lily przegryzła wargę i jej wzrok powędrował na Remusa, który notował wszystko na swoim pergaminie.
Dlaczego oni musieli być tacy uparci? Dorcas była wściekła i nie odzywała się do Lupina już kilka dni. Lily nie rozumiała czemu Remus nie przyszedł wytłumaczyć Marlenie wszystkiego.
Westchnęła.
Zobaczyła jak mały zwitek papieru przeleciał jej nad uchem i upadł na skraj ławki. Złapała go i uważnie obserwując czy nauczycielka ciagle jest odwrócona, rozwinęła go.
"Patrz uważnie."
Tylko tyle. Żadnego podpisu, nic. Odwróciła się delikatnie. Wszyscy notowali, nie patrząc na nią. Nikt nie zwracał na nią najmniejszej uwagi. Huncwoci siedzieli za daleko, zresztą byli zajęci rozmawianiem. Kto jej to wysłał? I na co miała patrzeć?
Wlepiła wzrok w swoją ławkę. Nieśmieszne żarty. Pokręciła głową i wróciła do pisania.
Wtedy ktoś z tyłu utkwił spojrzenie w jej plecach, a na ustach pojawił się półuśmiech.

Wesołych świąt!

One snitch, one seekerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz