❃ old man in sorrow, 1890.

4.6K 575 173
                                    

'cause sometimes to stay a l i v e
you gotta k i l l your mind

Życie potrafiło zaskakiwać ironią losu. Luke prawdopodobnie nigdy nie będzie w stanie zrozumieć zależności, które kierowały światem, wpływały na spotykające nas doświadczenia i lubiły zachwiać naszym poglądem na rzekome istnienie przypadków. Ale Luke wierzył w karmę. Wierzył, że dobre uczynki w końcu do nas wrócą, ale wiedział, że to te złe były bardziej skłonne do odbijania na nas swojego piętna.

Zaciskając blade dłonie na ranie Ashtona, Luke zastanawiał się, czy on również wierzy w pojęcie równowagi w świecie. Jeśli tak, to pewnie właśnie przeklinał się w myślach, ponieważ karma wróciła szybciej, niż mógłby się spodziewać. Z drugiej strony blondyn nie był pewien co do tego, czy Ashton w ogóle jest jeszcze w stanie sformułować jakąś myśl. Przez palce Luke'a przepływała krew, zostawiała ciemne ślady wzdłuż wystających żył, ostentacyjnie pokazywała Luke'owi, że jego marne próby ratowania życia są istotnie bardzo nieudolne.

Luke rozejrzał się dookoła, rejestrując wzrokiem puste, ogromne magazyny, przypominające hangary na lotniskach. W porcie znajdowało się kilka statków i mniejszych łódek, otoczenie oświetlały rozmyte blaski ulicznych latarni, jednak rozpraszały się one wraz z wiszącą nad ziemią mgłą. W promieniu kilometra nie było zapewne żywej duszy.

Chłopak podwinął nieco granatową koszulkę Ashtona, chcąc lepiej przyjrzeć się ranie. Nie był lekarzem, lecz na jego oko nie uszkodzono żadnych ważnych i wewnętrznych części ciała. Zadany nożem cios był długi i wąski, ale głęboki, zaś krew Ashtona miała bardzo niską krzepliwość, zdawała się płynąć w nieskończoność. Luke miał ją na spodniach, na koszulce i rękach. Mimo wszystko wciąż uciskał ranę, zastanawiając się kto dotrze tu szybciej — Calum, czy karetka.

Luke nie chciał, żeby Ashton umarł. Owa myśl w nim samym wywołała zaskoczenie, ponieważ zazwyczaj obojętnie patrzył na inne ludzkie istnienia, a Irwin nie należał do grona jego przyjaciół, czy choćby znajomych. Cios, który dostał Ashton, przeznaczony był dla Luke'a, który w ostatniej chwili i dość nieświadomie, przesunął się za starszego od siebie mężczyznę, równocześnie wydając na niego wyrok.

Tak to jest, gdy prosisz o przysługę nierozgarniętych osiłków, pomyślał. Jego zdaniem Ashton za bardzo się starał. Prawdopodobnie w którymś momencie mógłby zrobić mu porządną krzywdę, lecz Ash wolał uciekać się do podstępów. Walka wręcz nigdy nie była jego mocną stroną.

Luke bardziej poczuł, niż usłyszał nadjeżdżający samochód. Calum używał auta Luke'a, którego silnik wydawał specyficzny pomruk. Blondyn potrafił rozpoznać go z daleka. Kilka sekund później czarny pojazd z piskiem opon zatrzymał się tuż przy leżącym Ashtonie i siedzącym przy nim Luke'u. Calum niemal wyskoczył ze środka i podbiegł do nich, klękając obok.

– Co tu się, do cholery, stało? – spytał brunet głosem nieznoszącym sprzeciwu. Jego ciemne oczy szybko oceniły sytuację, a pokryte kilkoma tatuażami dłonie zaczęły tworzenie prowizorycznego opatrunku z oderwanego kawałka bluzki. Calum zbyt wiele razy zajmował się ranami Luke'a, by nie umieć zająć się Ashtonem. – Luke, zadałem ci pytanie – niecierpliwił się Cal. Jednak Luke wpatrywał się w chłopaka, który właśnie w tej chwili wysiadł ze strony pasażera i z okrzykiem przerażenia upadł przy swoim przyjacielu.

Mózg Luke'a przetwarzał informacje zdecydowanie zbyt wolno, albo dziejące się naraz rzeczy były zbyt skomplikowane, by jego spaczony umysł mógł je ogarnąć. Może gdyby wziął wieczorną dawkę leków, to byłoby lepiej, ale teraz nie miało to znaczenia. Rozmyślanie o przeszłości nie mogło jej zmienić. Luke nie rozumiał, co Michael tutaj robił, ani dlaczego przyjechał akurat z Calumem, ale mało obchodził go konkretny powód. Obchodziło go natomiast to, że coś w jego sercu drgnęło na widok zaniepokojonego chłopaka o kolorowych włosach.

art ❃ muke [EDITING]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz