Rozdział 4

695 36 4
                                    

Tris
Minęły już dwa dni odkąd postanowiliśmy zostać jeszcze w Agencji. Dzisiaj jedziemy na peryferie. Ciekawe co tam zastaniemy? Czekamy przed bramą z Chris na Tobiasa, który poszedł do garażu po samochód.
- Ile można na niego czekać? - mówi ze zniecierpliwieniem w głosie moja przyjaciółka.
- Stoimy tu dopiero pięć minut. Cierpliwości. Garaże są po drugiej stronie agencji.
- Dobra, dobra.
W tym momencie dochodzi do nas warkot silnika.
- Widzisz?! Nie czekałyśmy wcale tak długo.
- Tia.
- Wsiadajcie! - zawołał z auta Cztery.
Ledwo wsiadłyśmy do pojazdu, on już ruszył.
- Nadal nie jestem pewna czy to był dobry pomysł - wzdycha Christina.
- Jak się boisz to wysiadaj! - zawołał Tobias ze śmiechem i radością w głosie.
- Okej, okej, wyluzuj, tylko żartowałam - wszyscy wybuchamy śmiechem.
Droga na peryferie szybko nam minęła, bo nim się obejrzeliśmy, a już jesteśmy na miejscu.
- Nie wygląda tu najlepiej.
- Gorzej niż na terenie bezfrakcyjnych.
- Szkoda że nie możemy im pomóc - budzi się we mnie altruistka.
- Sztywniak zawsze pozostanie sztywniakiem - komentuje z uśmiechem Chris.
- A prawy zawsze pozostanie prawym - tym razem ja dodaję.
- Laski. Weźcie nie udawajcie tego gnojka Petera. To wkurza. - uspokaja nas mój ukochany.
- Spoko. Tylko się z niego nabijamy - odpowiadamy jednocześnie.
- Jak tak, to spoko.

Tobias
Wysiadamy z samochodu i ruszamy obok siebie do pierwszej prostopadłej uliczki. Lewą reką trzymam się z Tris, a prawa spoczywa na pistolecie który mam wsadzony za pas. Po dziesięciu minutach marszu, wychodzi nam na przeciw jakiś wysoki, umięśniony mężczyzna. Ukochana jeszcze bardziej się do mnie zbliża, a ja mocniej ściskam jej dłoń. Nagle podchodzi do każdego z nas dwóch umięśnionych mężczyzn którzy ciągną nasze ręce do tyłu i spinają je kajdanami.
- Czego tu chcecie? - mówi wrogim głosem facet.
- Przyjechaliśmy bo to jedyne miejsce do którego da się wyrwać z Agencji.
- Widzę że nie jesteście stamtąd.
- Jesteśmy z Chicago. Dzięki nam ludzie z agencji nie pamiętają co to jest defekt genetyczny i nikt z niej już wam nie zakłóci życia. Już nie kontrolują Chicago więc wracamy tam do spokojnego życia - opowiadam.
- A to wszystko dzięki niej - dodaje Chris wskazując na Tris - przeżyła przejście przez pomieszczenie gdzie rozpylono serum śmierci, a potem uwolniła serum pamięci - spojrzeli na nas z niedowierzaniem i podziwem.
- To czemu wy wszystko pamiętacie? - spytał niedowiarek.
- Zaszczepiliśmy się. Cała akcja była zaplanowana.
Korzystając z chwili nieuwagi strażników, wyciągam zza pasa broń i strzelam do nich po kolei. Następnie strzelam w kajdany Tris, które od razu się otwierają. Dziewczyna wyjmuje z kieszeni swoją broń i odstrzeliwuje najpierw moje a potem Christiny kajdany. Zbiega się więcej strażników i zaczynają do nas strzelać, my biegniemy ile sił w nogach w stronę swojego auta. Jednocześnie strzelamy za siebie na oślep. Wskakujemy do pojazdu i ruszamy jak najprędzej. Po dwóch minutach osiągamy prędkość 160 km/h. Bardzo szybko znajdujemy się w Agencji. Parkujemy w garażu i wysiadamy z samochodu. Dopiero teraz orientuję się że strasznie boli mnie łydka. Spoglądam na nią i widzę że mam rozerwane spodnie i leci mi krew. Pewnie dotknęła mnie kula jednego ze strażników.
- Tris.
- Tak?
- Chciałabyś opatrzyć mi nogę? Bo kiedy była ta strzelanina to jedna z kul otarła mi się o nią.
- Nie ja będę ją opatrywać tylko lekarz.
- Daj spokój. To tylko draśnięcie.
- Tak czy siak idziemy do skrzydła szpitalnego - mówi ostrym tonem Tris. Boże, jak ja kocham ten jej ton. Jest wtedy taka pewna siebie i wiem, że jest bezpieczna.
Po pięciu minutach, dla świętego spokoju zgadzam się pójść. Gdy lekarz opatruje mi nogę, informuje że rana jest nie groźna i nic mi nie będzie. Wychodzę od niego z gabinetu i słyszę radosne piski dochodzące z pokoju w którym leży mój przyjaciel. Razem z dziewczynami od razu ruszamy w tamtą stronę.
- Otworzył oczy! Mój synek się obudził! - woła matka Uriaha i Zekego. Starszy stoi tylko nad łóżkiem brata, ściska jego rękę i się uśmiecha. Do pokoju wbiega lekarz i staje przy łóżku.
- Uriah. Słyszysz mnie? - pyta spokojnym głosem - jeśli tak to mrugnij trzy razy.
Chłopak patrzy na niego i wykonuje zadanie.
- Pamiętasz co się stało? Jeśli tak to wiesz co masz zrobić. - Uriah mruga odpowiednią ilość razy. Tris mocno się do mnie przytula, a ja czuję jej łzy na mojej koszulce. Są to łzy szczęścia. Kocham te łzy.

Tris
Wieczorem siedzimy we trójkę w sypialni i rozmawiamy o wszystkim i o niczym. Są to raczej radosne tematy.
- To co? Wracamy do domu?! - pytam radosnym głosem.
- Jeśli chcecie to już jutro - odpowiada mój ukochany.
- A co z Uriahem? - przypomina nam Chris.
- Rozmawiałem z jego mamą. Powiedziała, że tutaj mają lepszą technologię niż w mieście, więc go wyleczą i cała trójka wraca do domu.
- To super.
- O której wyjeżdżamy?
- Południe?
- Mi pasuje! - odpowiadamy chórem z Christiną i wszyscy wybuchamy śmiechem.

**

Budzę się obok Tobiasa. Patrzę na zegarek. Jest 9:15. Po cichu wyślizguję się z łóżka i idę pod prysznic. Potem ubieram się, robię delikatny makijaż i pakuję swoje przybory toaletowe. Otwieram drzwi i zatrzymuję się, żeby nie wpaść na Tobiasa.
- Cześć skarbie.
- Hej książę - Szybko całuję go w usta i przechodzę pod jego ręką którą opiera się o framugę - nie wiem jak ty, ale ja się pakuję i idę na śniadanie.
- Ja już tylko biorę szybki prysznic i do ciebie dołączam.
- OK.
- Obudź Christinę - woła po czym zamyka drzwi.
Podchodzę do mojej przyjaciółki.
- Christina, pobudeczka - szepczę jej do ucha jednocześnie lekko potrząsając jej barkiem.
- Tak tak, już wstaję - stęka po czym znowu zasypia.
- Chris. Dzisiaj wyjeżdżamy a jest już 9:45 - mówię teraz już dosyć głośno.
- Co? - wyskakuje z łóźka jak oparzona. W tym momencie z łazienki wychodzi mój chłopak, a dziewczyna rzuca się w tamtą stronę i zatrzaskuje za sobą drzwi. Czas płynie bardzo szybko. Właśnie kończymy pakowanie i idziemy do garażu. Wsiadamy do samochodu i zmierzamy w stronę domu. Po godzinie jazdy jesteśmy na polach serdeczności. Ludzie z uśmiechami nas witają. Wszyscy nas znają. Szczególnie po tym, jak ukrywaliśmy się tutaj kilka miesięcy temu. Chociaż wiele się zmieniło, cieszymy się, że wreszcie wracamy do normalnego życia.

Hej, hej!!! 😃 Przepraszam was za długą nieobecność, ale były święta, a ja nie miałam weny. Dziękuję za wasze komentarze.
Mam nadzieję że rozdział się podobał. Jeśli tak to zostawcie po sobie jakiś znak. To naprawdę bardzo motywuje. 😘

Niezgodna - Inny (nie)koniecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz