Rozdział 4

1.4K 98 6
                                    


~Elaine~

Wstaję z łóżka, zapalając lampkę na szafce. Jestem gotowa. Ubrana w krótkie spodenki i bluzkę, zakładam bluzę. Wiem, że Zayn już na mnie czeka. Muszę po prostu wymknąć się i uciec. To nie może być takie trudne, póki nie ma Harry'ego. Chociaż muszę przyznać, że mój tata nie jest idiotą. Często wie, że uciekam, ale nie ingeruję. Tym razem chyba jest zajęty i ma naradę. Jest późno, ale oni pracują nieważne o jakiej porze. Tak to jest, gdy mówią o tobie "Louis Tomlinson, największy gangster Miami". Nikt nie może go złapać i w  sumie bardzo dobrze, nie chcę zostać sierotą. Nie potępiam zawodu mojego ojca. Są policjanci, to są też i gangsterzy. To nie jest zły człowiek. Wręcz przeciwnie. Troskliwy i kochany, ale... ja naprawdę muszę teraz uciec. Mam ciekawsze zajęcia niż siedzenie w łóżku. 

— Cześć, mała

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

— Cześć, mała. Gotowa? — odpala silnik i odjeżdża stąd.

— Głupie pytanie. Gdzie jedziemy? Klub?

—   Nie, mój dom. 

— Nie uważam, że powinnam z tobą jechać do twojego domu — mówię trochę zdziwiona.

W klubie są ludzie, nie jesteśmy sami i mimo wszystko mogę czuć się bezpiecznie. 

— Nie panikuj — wywraca oczami.  — Napijesz się, porozmawiamy. Nie jestem gwałcicielem. Poza tym jeśli byś się bała, nie wsiadłabyś do auta, prawda? — zerka na mnie. 

Kiwam głową, przygryzając wargę. Tak, on ma rację. Chcę ryzykować i dlatego tu jestem. Nic mi nie zrobi. To chyba obsesja ojca mi się udziela. Nie powinnam się czymś takim przejmować. To mój wieczór i zamierzam się dobrze bawić. 

— O której musisz wrócić? Jakaś godzina policyjna? —pyta, wyprzedzając zręcznie dwa samochody przed nami. — Jeżdżą jakby chcieli a nie mogli. Litości.

— O około trzeciej muszę być w domu - śmieję się na jego reakcje. Naprawdę wygląda teraz jak ojciec. Louis Tomlinson nie zna słowa "wolno" i "przepisy". 

— To mamy sporo czasu, maleńka — uśmiecha się i kładzie dłoń na moim kolanie, co wcale mi nie przeszkadza.  

Patrzę na mijane budynki. Wszystko się rozmazuję. Noc okrywa i bierze w ramiona Los Angeles. Ale ci, których natura budzi się dopiero teraz, wychodzą na ulicę, zaznać zabawy. Zaczynam do nich należeć. Ta Elaine, która traktowała naukę jako priorytet, mając piętnaście lat, dorasta. 

Zayn wjeżdża na osiedle strzeżone. Widzę bogate wille z wysokimi ogrodzeniami. Nie robi to na mnie żadnego wrażenia, bo sama mieszkam w takim domu. Przyzwyczajona do wysokich standardów, nie otwieram szeroko oczu, widząc piękno w willach. Naprawdę. Zatrzymujemy się przy ostatnim domu na ulicy. Nie różni się od pozostałych. Prosta bryła z dużymi oknami, pomalowana na biało z szarą dachówką. 

— Zapraszam — mężczyzna wysiada i obchodzi auto. Otwiera mi drzwi. 

Biorę plecak i dołączam do Zayna, który obejmuje mnie w talii i prowadzi do środka.  Przechodzimy przez grube metalowe drzwi, które idealnie pasują do całej koncepcji. Rozglądam się już od progu. Dom Zayna jest przestronny i prosto urządzony. Na ścianach wiszą czarno - białe zdjęcia różnych kobiet. 

— Sam je robiłem — mówi, widząc, gdzie patrzę.

— Robią wrażenie. — Kiwam głową i skręcam do dużego salonu.

Mulat wskazuje na białą kanapę w kształcie litery L, więc siadam. Przed sobą mam ogromny telewizor, a po prawej stronie kominek. Podoba mi się tutaj.

— Czego się napijesz, mała? — dochodzi do mnie jego głos i odwracam głowę, żeby zobaczyć, że stoi przy barku.

— Czegoś mocnego — odpowiadam, kładąc rękę na oparcie kanapy. Widzę, że się uśmiecha i przygotowuje mi drinka.

Podchodzi do mnie i podaje szklankę, po czym siada obok. Sam ma trochę whisky, co mi nie przeszkadza. W razie czego wrócę taksówką, ale nie sądzę, by taka ilość go upiła. Patrzę na Mulata, który bierze łyk i zerka na mnie. Wydaje się zadowolony, odprężony. Powinnam pójść w jego ślady.

— Może powinienem ci pomóc się dobrze zabawić? — proponuje, kładąc dłoń na moim kolanie. — Zamknij oczy. 

— Zaufać ci? —pytam, uśmiechając się z nad szklanki.

Ściska moje udo i śmieje się krótko.

— Skarbie, obawiam się, że nie masz wyjścia. Przykro mi. Jesteś skazana na mnie, więc raczej musisz mi zaufać.

Odstawiam szklankę i poprawiam się na kanapie, zamykając oczy. Nie mam pojęcia co zrobi i ten dreszczyk emocji cholernie mi się podoba. Nie wiem czego się spodziewać. Siedzę spokojnie, słysząc jak chodzi po salonie. To nie trwa długo, bo w końcu sofa znów ugina się pod ciężarem Zayna. Do moich nozdrzy dochodzi dziwny zapach i cudem powstrzymuję się przed otwarciem oczu. 

Czuję jego oddech na swojej twarz. Mieszanka alkoholu i mięty oraz ...czegoś innego. Palce Zayna przesuwają się po mojej wardze. Rozwieram usta, a po chwili wpuszcza do nich dym. I już wiem. Uśmiecham się, chłonąc narkotyk. Podoba mi się sposób w jaki mi go podaje. Unoszę rękę i przyciągam go na ślepo za kark. Zayn znów się śmieje. Kolejny raz prawie łączy nasze usta. 

— Podoba ci się, kotku? — mruczy, odgarniając mi włosy z policzka.

Powoli otwieram oczy i uśmiecham się do niego.

— Chcę więcej — mój wzrok pada na skręta, którego trzyma w ręce. 

Zayn zaciąga się i wypuszcza dym dla mnie. Wzdycham, przechodząc na jego kolana. Uśmiecha się do mnie, co odwzajemniam, bawiąc się jego włosami. Nasze usta łączą się w wolnych, czułych, ale zarazem erotycznych pocałunkach. I niczego więcej nie chcę. Odprężam się, wyłączam umysł. Liczy się tu i teraz. 

Insane |ZM|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz