Rozdział 11

420 21 2
                                    

  *oczami Laury*

  -Hahahahaa. Nie wierzę, że ty się tam popłakałaś Laura.-Cal miał niezły ubaw ze mnie bo popłakałam się podczas kręcenia ostatniej sceny. Jak Austin wyjeżdża w trasę a Ally zostaję sama bo dostała wspaniałą propozycję wydania płyty.
-Spadaj! Jestem dziewczyną mam prawo.- uderzyłam go lekko w ramię na co on udał, że umiera.
-Hahahha. Cal z tobą nie da się nudzić, a co dopiero smucić!- zaśmiała się Raini.
-Masz całkowitą rację kochana.- szturchnęłam ją lekko w ramię.
Po jakiś pięciu minutach spacerku byliśmy pod "naszą" pizzerią. Ja i Raini poszłyśmy do toalety,a chłopcy zajęli stolik.
-No laska opowiadaj jak było na plaży!- uśmiechnęła się moja przyjaciółka kiedy poprawiałyśmy makijaż.
-Było niesamowicie. Ross dał mi łańcuszek, który jest w jego rodzinie od lat.- pokazałam łańcuszek z różowym kryształkiem.
-Laura.. On jest śliczny. Musiał kosztować fortune.
-Wiem.. Ale naprawdę mi miło, że Ross mi go dał.
- Dobra chodźmy bo się jeszcze chłopcy zaczną niepokoić.- usmiechnęłam się do Raini i wyszłyśmy z toalety.
- Wy jeszcze nie zamówiliście? Serio? Co wy robiliście tyle czasu?- Raini poruszyła tak śmiesznie barwami i wybuchłyśmy śmiechem.
-Co wy nam zarzucacie? - zapytał Ross.
-Nic skarbie, nic.- pocałowałam mojego księcia.
-Mmm a to za co?- szepnął mi do ucha.
-Ehem nie jesteście sami gołąbeczki. - Cal zaczął się śmiać.
-No tak przepraszamy. -odpowiedzileliśmy wspólnie.
-Dokończymy później.-szepnęłam mu na ucho.
-Ej może tak zamówimy tą pizze w końcu?-oddawała się Raini.
-Słuszna uwaga piękna.- uśmiechnął się Calum. Łołoło ten wzrok i to uśmiechanie się do telefonu raz on, raz ona, jeszcze powiedział do niej piękna. O MÓJ BOŻE! Oni chyba flirtują ze sobą. Tak się cieszę!
 
Po kłótni o to jaką pizzę zamówimy zdecydowaliśmy się kebabową. Ja i Raini wzięłyśmy sobie sok pomarańczowy,a chłopcy cole. Siedzieliśmy tam do 20 i  bardzo dziwne, że Cal i Raini musieli wyjść w tym samym momencie. My też udaliśmy się do samochodu Rossa, który był na parkingu studia. Szliśmy całą drogę w przyjemnej ciszy. Byłam naprawdę zmęczona i jedyne o czym marzę to iść spać. Najlepiej z moim facetem.
Kiedy dotarliśmy do samochodu Ross otworzył mi drzwi i sam również usiadł po czm odpalił auto.
-Wiesz...mam prośbę.- przerwał moją ciszę.
-Jaką?-posłałam mu ciepły uśmiech bo widziałam, że jest zdenerwowany.
-Moja rodzina chciałabnie.  poznać i... Chcieliby, żebyś wpadła dziś na wieczór gier rodzinnych. Co ty na to?- no to mnie zaskoczył.
-Tak jasne ale na noc wrócę do domu ok?
-Ja bym wolał żebyś została. Skończymy grać pewnie koło północy. No proszę...- ehh zrobił tę swoją słodką minę i jak tu się nie zgodzić.-a po za tym mieliśmy dokończyć to co zaczęliśmy w pizzeri. -kurwa i jak tu się nie skusić.
-ok.- westhnęłam.
-Kocham cię kruszynko.- mówił tak do mnie bo jestem mała, a on w przeciwieństwie do mnie wysoki.
-Kocham cię wysoki.-Ross popatrzył na mnie z uniesioną brwią i wybuchliśmy śmiechem.
-Jesteśmy!- krzyknął mi do ucha, a ja myślałam, że go w tym momencie zabije.
-Nie drzyj mi się do ucha!- krzyknęłam.
-Okey!
-DEBIL!
-Twój debil skarbie.-mruknął mi do ucha.
-Dobra chodźmy lepiej,a i mam u ciebie jakieś ciuchy no nie?- nie chciało mi się iść do domu po ciuchy i miałam nadzieję, że będą jakieś u Rossa.
-Tak skarbie. Pozwoliłem sobie kupić ci jakieś ładne ubrania.- pocałował mnie w policzek.
-Nie musiałeś przecież... Ale dziękuje.- Zrobiło mi się trochę głupio, że on mi kupuje ciuchy.

Kiedy przekroczyliśmy próg domu Lynchów od razu poczułam zapach szarlotki. UWIELBIAM SZARLOTKE! Kiedy tylko ściągnęłam buty Ross pociągnął mnie za rękę do salonu gdzie siedzieli już Rydel i jej chłopak Ratliff. Riker, Ryland, Rocky i tata Rossa,a z kuchni wyszła właśnie mama Rossa Stormie. Od razu widać, że jest naprawdę sympatyczną osobą.
-Ross przedstawsz nam swoją towarzyszkę?- odezwał się tata mojego chłopaka, posyłając mi przy tym miły uśmiech.
-A więc to moja dziewczyna Laura Marano. Znacie ją na pewno gdyż mieszka na tej samej uliczce co my.- przedstawił mnie na co się usmiechnęłam i lekko zarumieniłam.
-Dobry Wieczór! - usmiechnęłam się do wszystkich i usiadłam na kanapie obok Rossa i Rydel.
 
  Graliśmy tak jak mówił Ross do północy. Bardzo dobrze się bawiłam. Jego rodzina jest naprawdę wspaniała, nie da się ich nie lubić. Jego rodzice choć są starsi zachowują się jak by mieli po dwadzieścia lat co mi się podobało. Moi rodzice też są wspaniali, ale kto by im kazał grać w jakieś durne gry ich zdaniem skoro mogą iść poczytać książkę, albo oglądnąć film. Zaprzyjaźniłam się z Rydel, która jest wspaniałą osobą. Umówiłyśmy się nawet na zakupy. Rocky zaprosił mnie  na ich koncert czego Ross nigdy nie zrobił. Obiecałam, że przyjdę, bo jestem nawet ciekawa jak to będzie wyglądało. Byłam na kilku koncertach, ale to co innego to koncert mojego chłopaka i jeszcze wejde na backstage.
  Po wspólnym graniu pomogłam Stormie która kazała mi mówić do siebie po imieniu i Rydel sprzątnąć salon i włożyć naczynia do zmywarki. Później wzięłam szybki prysznic i udałam się do Rossa, który leżał na łóżku. BOŻE JAKI ON JEST SEKSOWNY!
-Hej misiu.- położyłam się okok niego.
-Hej. -dał mi buziaczka.-Emm.. Pamiętasz że my no ten...-przerwałam mu pocałunkiem, który z sekundy na sekunde stawał się coraz bardziej namiętny.
-Wiem mieliśmy dokończyć.- powiedziałam między pocałunkami.

        To był pierwszy raz kiedy kochałam się z chłopakiem. Nie żałuje tego bo tym moim
         pierwszym był Ross Lynch. Mój Ross Lynch.   

-----------------------------------
  Nie umiem pisać erotycznych scen wybaczcie😂 może kiedyś napisze jakąś, ale na razie raczej nie😜. A i pamiętajcie że gwiazdka lub komentarz=motywacja

Przypadek? Nie Sądzę...~Raura |book one|Where stories live. Discover now