Prolog

798 26 2
                                    

Dlaczego ludzie wyprowadzają się ze swoich mieszkań, burząc tym samym harmonię innych mieszkańców? Jakby nie mogli całego swojego życia przesiedzieć w jednym miejscu. Przecież, kiedy będą znudzeni można dla odmiany pojechać na miesięczne wakacje. Ale nie, zawsze w najmniej odpowiednim momencie w grę musi wchodzić miłość. Ludzie powinny pryskać Amorom gazem pieprzowym prosto w te ich rozbiegane oczy.

Tik – tak. Tik – tak.

Zmrużyłam oczy wpatrując się w zegar wiszący na ścianie. Tiktakał tak głośno, że przysięgam, ten dźwięk na stałe wybił się w mojej głowie. Jednak jak na poważną, dorosłą osobę przystało zachowuję fakt, że jestem wkurzona przez zegar, tylko i wyłącznie dla siebie. Próbując zignorować irytujący dźwięk myślę o nowym mieszkańcu, który lada dzień ma się wprowadzić do naszej klatki, a o którym nic nie wiemy. Właściwie zaczynam o nim myśleć, dopóki z głośnego zegara nie wyskakuje kukułka, oznajmiając wszem i wobec, że wybiła dwudziesta pierwsza.

– No do cholery ludzie! Musicie mieć to kukakające coś w domu?! – krzyknęłam, niemal zgniatając w dłoni telefon.

– Kukakające? – Josh powtórzył moje słowa i wybuchnął śmiechem.

Przysięgam, gdybym miała teraz miecz z gwiezdnych wojen palnęłabym nim Josha prosto w głowę. Jestem pewna, że w odpowiedzi usłyszałabym echo.

Głośne echo.

– Uspokój się, jesteś za nerwowa – Powoli przeniosłam spojrzenie z Josha na Emily. Doskonale wie, że z wkurzoną mną się nie zadziera. A z wkurzoną mną, będącą na diecie, podwójnie nie powinno się zadzierać – No na miłość boską, jadłaś coś dzisiaj?!

– Cały dzień nie jadłam! – odkrzyknęłam.

– Nie mam pojęcia dlaczego się głodzisz. Dobrze wyglądasz i mówi to facet, jakbyś miała jakiekolwiek wątpliwości. Trzymaj. – Josh podał mi pudełko z przyniesioną na wynos chińszczyzną.

Przez chwilę walczyłam sama ze sobą, jednak po chwili dałam za wygraną i z wdzięcznością wzięłam od Josha pudełko.

Jęknęłam na eksplozję smaków, kiedy wzięłam pierwszy kęs.

Boże, niebo w gębie.

– Dzięki, Josh. – Posłałam mu szczery uśmiech. – Jak myślicie, kto się wprowadzi? – zmieniłam temat, wpatrując się w przyjaciół i jednocześnie wpakowując w usta chińszczyznę. Wyjątkowo cała nasza czwórka ma wolny piątek, więc postanowiliśmy spędzić go razem. Właściwie jak większość wieczorów w tygodniu.

– Przydałby się jakiś facet. – Chelsea oparła się o sofę i zamknęła oczy w rozmarzeniu – Wysoki, bardzo wysoki blondyn z niebieskimi oczami i opaloną skórą. – Uśmiechnęła się z wciąż zamkniętymi oczami.

– Właśnie opisałaś Josha – zauważyłam.

– Nie psuj mojej fantazji! – Zaśmiała się, a po chwili popatrzyła na nas z niepocieszoną miną. – Tylko dlaczego Fred nie chciał nam nic powiedzieć na temat płci nowego lokatora? - przerwała na sekundę, zapewne rozważając możliwe opcje - Bardzo  prawdopodobne, że obawiał się naszej reakcji kiedy dowiemy się że to kobieta. Może bał się, że od razu będziemy do niej źle nastawione?

– I w sumie jeśli to prawda, to dobrze myślał – zauważyłam. – Już nie znoszę suki. I to wszystko wasza wina. – Wytknęłam palcem Emily i Josha. – Gdybyście trzymali swoje hormony na wodzy nie doszłoby do tego. – Wskazałam oskarżycielsko na pierścionek zaręczynowy, przez który to wszystko się stało.

Emily wywróciła oczami.

– Dzieci drogie, znamy się od zawsze. Mieszkamy tu razem od początku studiów. Nic dziwnego, że nowa kobieta nie jest mile widziana w naszym gronie.

WickedWhere stories live. Discover now