Rozdział 8

127 18 5
                                    

Geoffrey

Nie mogłem zasnąć. Ciągle myślałem o tym liście. Namierzyła mnie w dodatku mogła rozpoznać mojego ojca. Naprawdę ciężkie jest to życie. Leżałem tak już jakąś godzinę. W końcu postanowiłem się ruszyć. Ubrałem się i po cichu zszedłem na dół. Niestety okazało się, że ojciec zamknął drzwi dodatkowym kluczem, którego ja nie posiadam. Chcąc nie chcąc wróciłem do swojego pokoju. Była już 1:02. Chyba za późno jak na spacer. A może jednak? W sumie i tak nie mam nic lepszego do roboty, bo nie mogę zasnąć. Trudno, wyskoczę przez okno. Wcale nie jest tak wysoko jak się wydaje.

- Ok, dasz radę Geoffrey. - powiedziałem sam do siebie dla dodania otuchy.


Otworzyłem okno i zauważyłem, że dam radę postawić nogę na śmietniku. Zszedłem w miarę powoli i ruszyłem przed siebie. Po drodze długo rozmyślałem. Co by było gdybym nie trafił nogą w śmietnik i spadłbym albo bym się zabił? Jakby zareagowała moja rodzina? Czy w ogóle by to zauważyli? Ciekawe... Właściwie to czym jest śmierć? Myślę, że ludzie którzy popełniają samobójstwa zbłądzili w życiu. Chyba nigdy nie zrozumiem czemu to robią. Śmierć to koniec, jesteś i nagle cię nie ma. Nikt na ziemi nie dowie się co będzie potem. Ludzie różnie twierdzą, np. jedni mówią, że trafimy do nieba inni, że do piekła, a jeszcze inni twierdzą, że zmienimy się w inne istoty. Ja sam nie wiem jak jest. Poza tym po co się teraz tym zadręczać skoro mam ważniejsze sprawy na głowie. Chociaż Bradley też ma pewien związek ze śmiercią.


- Ech! - westchnąłem, zresztą nie pierwszy raz tego dnia, a właściwie piątek pierwszego dobiegł już końca!


Miałem teraz ochotę tańczyć na ulicy ze szczęścia, ale tego nie zrobiłem, ponieważ życie w Londynie i tak  nie zapowiada się miło. Dotarłem do stacji metra i wsiadłem w to, które akurat podjechało. Ledwie zdążyłem. Przejechałem dwie stacje i wysiadłem.


- Nie! - krzyknąłem.


Oczywiście musiałem wysiąść na stacji koło biblioteki i Starbucksa. Co prawda o drogiej w nocy to nie mogło mieć większego znaczenia, ale jednak znowu miałem złe przeczucia. Nie myliłem się... Szedłem długą ulicą oglądając w ciemnościach wystawy sklepowe. Nagle mój telefon zabrzęczał.
Ojciec: Uciekłeś?
Ja: Jeżeli stoisz w moim pokoju to pewnie widzisz, że tak.
Nic już nie odpisał, ale ja niestety zbytnio zapatrzyłem się w mój telefon i...


- Uważaj jak chodzisz! - krzyknął chłopak, ale w ciemnościach nie mogłem zobaczyć jego twarzy, lecz rozpoznałem głos.


Wszędzie go rozpoznam.  Bradley...
- Czemu dzisiaj uciekłeś?  Jesteśmy braćmi prawda? - zapytałem.


- Tak, Geoffrey. To ja jestem twoim bratem Bradley'em. Wcale nie popełniłem samobójstwa. - mruknął ze spuszczoną głową.


- I co odpowiada się bratu, który teoretycznie nie żyje? - zapytałem.


- Nie wiem. - odparł i odszedł.


- Nie uciekniesz od tej rozmowy! - krzyknąłem jeszcze za nim.


Znowu mi uciekł. Muszę z nim w końcu porozmawiać, ale jak to później wszystko wytłumaczyć. W dodatku wiem, że na 99% ojciec rozpoznał Rosalie. Mam tyle problemów na głowie, ale jakoś z tym sobie poradzę. Ruszyłem w stronę metra. Powoli zaczynałem być już zmęczony. Przyspieszyłem, bo zrobiło mi się zimno. W tym momencie się potknąłem i poleciałem jak długi na chodnik. Nie miałem już siły. Podsumowując ten okropny dzień i kawałek następnego nie wydarzyło się nic dobrego. Przeprowadziłem się do Londynu, dostałem pokój na poddaszu, w którym nie ma książek, pokłóciłem się z ojcem (jak zwykle), doprowadziłem mamę do płaczu, spotkałem Rosalie, która mnie rozpoznała, obraziłem bibliotekarkę, spotkałem Bradley'a, czyli niby zmarłego brata, mój ojciec spotkał Rosalie, uciekłem z domu, znowu spotkałem Bradley'a i teraz jeszcze się wywróciłem. W tym momencie zrobiłem coś co robiłem ostatni raz kiedy byłem małym dzieckiem, po prostu zacząłem płakać. Siedziałem na ulicy o drugiej w nocy i płakałem. Płakałem z bezsilności i chyba z tęsknoty za Susan, za mamą, a nawet za ojcem. Jednak najbardziej tęskniłem za moim ukochanym bratem Bradleyem. Wiem, że zrobiłem coś strasznego i jemu i... jeszcze komuś, ale o tym nie teraz. Miałem nadzieję, że jeszcze kiedyś mi wybaczy. Musi mi wybaczyć...


*Oto nowy rozdział. Mamy nadzieję, że niektóre rzeczy stały się jaśniejsze! Jeśli Wam się spodobało zostawcie po sobie gwiazdkę i komentarz :)*

Piątek PierwszegoWhere stories live. Discover now