Rozdział 5

149 18 6
                                    

Rosalie

- Geoffrey zaczekaj! - krzyknęłam i ruszyłam za nim wiedząc, że to na pewno nie będzie miłe spotkanie.

Chłopak jednak nie zwalniał. Wręcz wydawało mi się, że przyspieszył. Dlaczego mnie tak unika, ucieka przede mną? Nie poddam się tak łatwo.

-Geoffrey! – nie dawałam za wygraną.

Zatrzymał się natychmiast. Wiedziałam, że najchętniej uciekałby dalej. W końcu do niego dobiegłam. Mimo tak zimnej i deszczowej pogody byłam cała spocona.

- Czego chcesz? - zapytał wrednym głosem.

Totalny brak kultury, mógłby się wysilić i okazać choć trochę empatii. „Słucham?" lub nawet „O co chodzi?" byłoby bardziej na miejscu.

- Czemu jesteś taki dziwny? Dlaczego tak się zachowałeś wobec Pani Wethmet? – zarzuciłam go pytaniami.

Naprawdę nie wiem za kogo on się ma. Jeśli myśli, że jak jest nowy to może mieć do wszystkich nieuzasadnione pretensję, to jest chłopak w błędzie. Gdy dokładniej mu się przyjrzałam zauważyłam, że nie należy do najsilniejszych, ani do najprzystojniejszych. Jego okulary dodają mu trochę bardziej inteligentnego wyglądu, ale w praktyce pewnie do najinteligentniejszych też nie należy.

- Jeden - jestem jaki jestem. Dwa - Zdenerwowała mnie. - odparł i ruszył dalej.

Jednak ja jeszcze z nim nie skończyłam.

- Stój! – krzyknęłam naprawdę głośno.

Chłopak niechętnie się zatrzymał.

- Co jeszcze chcesz wiedzieć? – zapytał się w miarę spokojnie, lecz gołym okiem można było zobaczyć , że zaczynałam go irytować.

- To cię nie usprawiedliwia, poza tym chyba skądś cię znam. – oznajmiłam niepewnie.

W tym momencie Geoffrey zbladł, wyglądał prawie jak trup. Jednak po chwili zaczął odzyskiwać normalny odcień skóry.

-Ja ciebie nie znam. Musiałaś mnie z kimś pomylić, a co do tej bibliotekarki to przeproś ją ode mnie. – odparł nerwowo, jednak próbował to ukryć pod miną obojętności.

- Cóż, nie będę cię już dłużej zatrzymywać. Do niezobaczenia! – dodałam i poszłam rozzłoszczona.

W pewnym momencie chciałam się odwrócić. Zobaczyć jego reakcję. Został? Poszedł jak gdyby nigdy nic? Silna wola zwyciężyła i mimo tak wielkiej chęci nie odwróciłam się. Zastanawiałam się co teraz zrobić? Gdzie iść? Do biblioteki nie mam zamiaru dziś wracać. Przypomniało mi się, że w plecaku mam całe pudełko pysznych ciasteczek. Ruszyłam do parku, który znajdował się niedaleko. Idąc tam na latarni zauważyłam przyklejoną kartkę z napisem „Głowa do góry, jesteś piękna!". Jak zdefiniować piękno? Czym ono jest? Dla każdego jest czymś innym. Jedni bardziej biorą pod uwagę piękno wewnętrzne. Wewnętrzne, hmm... „Masz ładny żołądek i seksowne lewe płuco". Nie, nie. Nazwijmy to troszkę inaczej, piękno duchowe. Zdecydowanie lepiej! Inni natomiast biorą pod uwagę piękno zewnętrzne. Jednak jeśli tylko pod tym względem będziemy oceniać innych i szukać sobie tak przyjaciół to daleko nie zajdziemy. Dla książkoholika piękna może być nowa książka. Dla ornitologa nowy rodzaj ptaków, a dla malarza jego obraz. Dlaczego tak rzadko potrafimy znaleźć piękno w sobie? Czy to naprawdę takie trudne? Znowu tyle pytań bez odpowiedzi. W końcu dotarłam do parku. Ławki były mokre, jednak nie przejmowałam się tym. Usiadłam na jednej z nich i wyjęłam ciastka. Były naprawdę dobre, przecież nie mogło być inaczej. Nadal towarzyszyło mi uczucie, że skądś go znam. Skąd? Nie wiem, naprawdę nie miałam zielonego pojęcia.


*Czeeeść! Tym razem troszkę krótszy rozdział. Udało Wam się dobić ponad 300 wyświetleń! Naprawdę dobry wynik! Dziękujemy :) Jeśli ten rozdział Wam się spodoba to zostawcie gwiazdkę. Macie jakieś propozycje lub pytania? Piszcie w komentarzach lub w wiadomości prywatnej! Jeszcze raz wszystkim dziękujemy!!*

Piątek PierwszegoWhere stories live. Discover now