Chapter 4 Świat u stóp wariatów

Start from the beginning
                                    

- Gdzie jest mój przyjaciel, który wychodził ze mną do baru, doradzał w sprawach sercowych i był zawsze, gdy go potrzebowałem?

- To nie byłem prawdziwy ja, Niall. Wszyscy dookoła mówili mi, kim mam być, ale nie chciałem tego - Już nic nie rozumiał - przez te wszystkie lata miałeś do czynienia z moją grą.

- O czym ty mówisz?

- Ja zawsze się zgrywałem. Tak samo jak zawsze uwielbiałem zapach krwi. On mnie podniecał i sprawiał, że czułem się dobrze. Zawsze byłem inny, Niall. Zrozum to. Nie jestem jak ty, Louis, Zayn, czy Liam. Ja uwielbiam zabijać i patrzeć na zwłoki, a oni lubili takie pierdoły jak chodzenie na imprezy. Dlatego - zrobił jeszcze jeden krok w tył - lepiej odsuń się, jeśli chcesz jeszcze żyć.

- Nie wierzę - chłopak zaczął się trząść. Tych wszystkich emocji było dla niego za dużo - ty zawsze byłeś taki...

- Jaki? - spytał, oblizując wargę. Wiedział, że długo się nie powstrzyma i prędzej, czy później chcąc lub nie chcąc rzuci się na Niall'a - Miły, przyjacielski i zabawny? Błąd - skarcił przyjaciela - Za każdym razem po powrocie do domu zamykałem się w swoim pokoju, rysowałem dziwne dla ludzi rzeczy i grałem na fortepianie. Przez co rodzina się mnie wyparła - Niall podrapał się po głowie. Mógł rozważyć opcję pójścia do rodziny Harry'ego. Może dowiedziałby się czegoś więcej w bardziej przyjazny sposób? Chociaż oni się go wyparli. I właśnie ta myśl złamała wszystko. Pewnie nawet nie chcieliby rozmawiać o Harry'm - pomyślał.

- To jeszcze nic nie znaczy - zaprzeczył, aczkolwiek łagodnie. Nie chciał się do tego przed samym sobą przyznać, ale bał się Harry'ego. To już nie był dla niego ten sam człowiek co kiedyś.

- Nie? - spytał, po czym skierował się do piwnicy. Po zapaleniu światła zaczął chodzić po całym pomieszczeniu, przyglądając się swoim dziełom. Chciał wybrać odpowiednie. W końcu wziął ten, co namalował ostatnio, czyli umierająca dziewczyna z podciętymi żyłami. Ten widok bardzo go podniecał, ale nie mógł się dać. To nie było odpowiednie miejsce ani pora.

Wrócił do Niall'a i pokazał mu portret. Blondyna po raz kolejny przeszły okropne dreszcze. W życiu nie widział czegoś bardziej drastycznego.

Gdy Harry zauważył strach malujący się na twarzy przyjaciela, zaśmiał się psychicznie. Uwielbiał strach ludzi. Był dla niego niewyobrażalnym ukojeniem.

- I co na to powiesz? - przeszył Niall'a wzrokiem, przez co ten nawet przez chwilę pomyślał o ucieczce. Jednak szybko oddalił się od tego pomysłu.

- Ty tego nie namalowałeś - brunet skinął powoli głową.

- Nie, nie ja. Moja zdecydowanie lepsza strona - przerażenie Nialla rosło, i rosło. Nic nie rozumiał z tego, co mówił jego przyjaciel. A może to nie on? - pomyślał. Wiedział, że to niemożliwe. To musiał być Harry. Te same oczy, włosy, tylko trochę dłuższe.

- A teraz zmiataj, bo nie wiem, jak długo siebie powstrzymam - po raz kolejny oblizał wargi, wewnętrznie walcząc z ciemnością, która za wszelką cenę chciała opanować jego podświadomość.

- Wybacz, ale nic nie... - nie powiedział już nic więcej, ponieważ zauważył, jak źrenice Harry'ego niebezpiecznie się powiększają. Chłopak po raz kolejny stracił kontrolę. Rzucił płótno gdzieś za siebie i złapał Niall'a za ramiona, tym samym wciągając go do domu. Zamknął drzwi i oparł się o nie. Ciężko dyszał, a to wszystko przez zmiany, jakie zachodziły w jego mózgu. Długa jednak tak nie stał, bo chwilę później odepchnął się i brutalnie popchnął oszołomionego Niall'a z taką siłą, że ten wylądował na ścianie. Syknął z bólu, zdając sobie sprawę, że jego największym błędem życiowym było odnalezienie Harry'ego. Jednak już było za późno. Pozostało mu tylko modlenie się o życie.

Nawet nie zauważył, kiedy Harry znalazł się przed nim i złapał go za szyję. Po czole Niall'a spływały kropelki potu, a w oczach tlił się strach, natomiast tęczówki Harry'ego... one w zasadzie prawie zniknęły przez źrenice, które zajęły prawie całą ich powierzchnię. Nagle brunet zastygł w miejscu. Znów jego dobro, toczyło wojnę z szaleństwem, które było o stokroć silniejsze. Miało przewagę, gdyż Harry stale je umacniał i uaktywniał. Chociaż w głębi serca tego nie chciał, robił to, bo taka już jest natura psychopatów. Tobią coś, czego nie chcą, ale nie wiedzą, dlaczego. A może wiedzą, tylko ich mózg jest tak zepsuty, że nie myśli racjonalnie? Tego się jednak nie dowiemy, bo nie jesteśmy nimi i nie wiemy, co czują.

Jednak tym razem stała się rzecz niezwykła, Harry puścił gardło Niall'a, aczkolwiek jego tęczówki nadal były zajęte źrenicami. To właśnie znaczyło, że nie myślał racjonalnie. Złapał blondyna za koszulkę i skierował się w stronę schodów. Wszedł na samą górę, ciągnąc za sobą wystraszonego chłopaka.

Szedł tak przez korytarz, aż doszedł do odpowiednich drzwi znajdujących się na samym końcu. Otworzył je i wrzucił Niall'a do środka, przez co ten stracił równowagę i wylądował na schodkach, prowadzących na poddasze.

- Jeszcze się policzymy - warknął brunet, po czym zatrzasnął drzwi, zamykając je na klucz.

Bez kontroli, bez skazy, gnał przez świat smakując urazy. Nie myśląc, nie patrząc nie oddychając. Chwaląc to, co wyblakło już dawno. Wyznawając jeden cel, bez światła, bez szczęścia. Zamknięty w swoim świecie, niebezpiecznym, ale pięknym. Z dumą swoją, uniesioną głową z ciemnymi oczami i bezwstydnymi snami.

Beauty And The MuddleWhere stories live. Discover now