DŁUGI kutas lub w banku

2.7K 216 14
                                    

Wczoraj umierałem. Słyszałem głosy. A dzisiaj było cicho, biało i smętnie. Padał deszcz. Tylko dlaczego siedziałem sam w pokoju? Dlaczego znowu sam trzymałem nogi na kaloryferze? Dlaczego sam wypiłem dwie kawy? Dlaczego sam patrzyłem w okno? Dlaczego znowu wyplułem leki? Dlaczego czułem się beznadziejnie? Dlaczego nie miałem wystarczająco siły aby się podnieść? Dlaczego chciałem wyrwać sobie jelita? Dlaczego byłem sam? Dlaczego sam paliłem papierosa? Dlaczego sam piłem kawę? Dlaczego sam czytałem gazetę? Dlaczego byłem jak jakiś, kurwa, market? Jak jebany superSAM?

To proste. Dlatego że ten dzień był jak każdy inny. Nikogo przy sobie nie miałem. W szpitalu byłem sam, w domu byłem sam. Co z tego, że wokół mnie rozmawiali ludzie? Gdybym tak usilnie pragnął cudzych jęków, ataki schizofrenii nazywałbym orgazmem lub chociaż afrodyzjakiem. Ale mi wcale nie chodziło o zbędne gadanie, o pieprzenie bez sensu. Od dawna miałem na myśli pieprzenie z sensem - na przykład pieprzenie dziewczyny spod numeru 57. Ona odeszła. Odeszła na amen. A wiecie, co jest najbardziej przykre w tym wszystkim? Odeszła. I nie wiem, w jaki sposób odeszła, po prostu mnie to nie interesuje. Nie interesuje mnie, czy jej zwłoki gniją na cmentarzu, bo być może w jej ciele nadal płynie krew. Nie interesuje mnie, czy ma dziecko, czy zarabia, gdzie mieszka i czy pracuje. Dla mnie odejście kogoś wcale nie wiąże się z jego śmiercią, a z końcem współdzielenia codzienności. Znałem jej ojca i widziałem jego obrazy. Sama malowała podobne. Wiedziałem, że pali papierosy bez filtrów, bo często paliliśmy w kiblu publicznym. Mówiła mi, że nigdy nie jadła pomidora i dlatego nie chciała zostać weganką. Jej matka miała kręcone włosy i duże usta, no cóż, identyczne jak ona. Wieczorami grała na gitarze, w nocy spała na podłodze. Trzymała słodycze w szafce nocnej, podpalała i cięła skórę na udach. Ważyła 41 kilogramów, nigdy nie uczyła się biologii, nosiła dżinsową kurtkę z naszywką Iron Maiden, miała wyjątkowo długie nogi. Któregoś razu zwymiotowała w parku. A potem ot tak zniknęła z mojego życia. Nagle przestałem uczestniczyć w tym, co robiła i w tym, co się wokół niej działo. Pytanie tylko - kto pierwszy wypadł z tej gry? I który dwudziestolatek wciąż żywi prawdziwymi uczuciami swój nastoletni obiekt westchnień? Chuj, koniec, szlus. Ubrałem szary płaszcz i znowu wyszedłem z domu. Kupiłem ciastko, zapalniczkę i fajki Marlboro w osiedlowym, poszedłem na przystanek. Wypaliłem dwa papierosy. I dwa wypalone papierosy zgasiłem w bitej śmietanie wieńczącej ciastko. Hybrydę wykonaną z bitej śmietany i petów wywaliłem do kubła, ściągnąłem płaszcz i akurat przyjechał tramwaj. Kolejny raz jechałem bez biletu. Wysiadłem, bo obok mnie jechał jakiś podejrzany koleś w koszuli ze znaczkiem MPK. Byłem w pobliżu centrum - kilka sklepików, restauracji, kafejek i bram. Takich bram pełnych graffiti. Te bramy są, bądź co bądź, idealne do palenia papierosów, więc wszedłem do jednej i wypaliłem trzy.

I kiedy kończyłem trzeciego, podszedł do mnie jakiś facet. Widać było, że wczorajszy. Czułem nawet, że procenty z wypitej wódki pozostały w jego organizmie pod postacią promili, bo emanował wonią alkoholu, wymiocin, klubów i dość drogich perfum. Na oko wydawał się być młody, a po całonocnym, jak mniemam, imprezowaniu, zostało już tylko kilka papierosków związanych gumką. Dla jasności dodam, że gumką do włosów. Poczęstował mnie. Wyjąłem dwie fajki, odpaliłem je jednocześnie i jedną z nich podałem temu kolesiowi. Ale on zdążył kolejną odpalić, więc co jakiś czas wymienialiśmy się trzecią. Lekko się zatoczył, oparł się o mur. Odpalił kolejnego papierosa i przeczesał włosy. A potem spytał się mnie, gdzie kupiłem płaszcz. Przypuszczałem, że to jakiś gej. Sam nie identyfikuję się z żadną z utartych orientacji seksualnych, nie zaglądam ludziom do łóżek ani nie oceniam ich pod kątem tego, co i gdzie wkładają [jeśli ktoś wkłada dziecko do śmietnika to inna sprawa], ale czasami po kimś po prostu, kurwa, widać, że jest gejem. Tak to działało w przypadku tego gościa. Na pozór był względnie męski, ale po krótkim kontakcie z nim zauważyłem, że prostuje mały palec podczas palenia i mimo upojenia ma naprawdę delikatne ruchy, no takie pełne gracji. I ma ładne nogi, zadbane paznokcie, obcisłe spodnie. Kiedy zapytał mnie, gdzie kupiłem płaszcz, od razu wiedziałem, że mogę go zaciągnąć do łóżka. Wstyd było mi powiedzieć, że wróciłem w cudzym płaszczu do domu, więc skłamałem, że to Balmain. Nawet nie mam pojęcia, skąd wytrzasnąłem Balmaina, ot taką nazwę powiedziałem. A on już wiedział, że zmyślam. No faktycznie. Kto normalny zostawiłby na mieście płaszcz za trzy tysiące? Poczęstowałem go kolejnym papierosem. Kolejnym i kolejnym. Wypalił połowę mojej paczki. I zaczął kaszleć. Komplementować moją figurę. Na chuj? Źle się czułem. Obcy gościu mówił o moich nogach, palił moje fajki i na domiar złego chciał wepchnąć mnie do jakiejś agencji modeli. No jasne, już widzę tę agencję modeli. Pewnie skończyłbym pod postacią zgwałconych zwłok w jeziorze. Albo jeszcze lepiej - w roli niewolnika zbierającego za darmo oliwki w Hiszpanii.

mainstreamowe opowiadanie o szaleńcachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz