VIII

4.3K 761 140
                                    

Nawet nie zdążył otworzyć szuflady, zacisnął tylko dłoń wokół niezwykle kanciastej klamki i popatrzył na Jungkooka. Płaszcz chłopaka był wilgotny, Taehyung nie musiał nawet dotykać materiału, żeby to wiedzieć. Starczyła mu sama poza chłopaka, który jakby trochę się skurczył. Znowu wyglądał tak niewinnie, tak dziecięco i poniekąd uroczo. Kichnął, zakrywając usta rękawami, a Taehyung zapomniał o wszystkim, co się przed chwilą "zdarzyło", miał ochotę podbiec do chłopaka i go udusić (przytulając, oczywiście).

- Możesz - wydukał zamiast tego.

Jungkook uśmiechnął się do niego, powiesił kurtkę i zdjął buty. Nie żeby to miało już jakiekolwiek znaczenie, i tak kafle w przedpokoju wyglądały jak prawdziwe bagno, a ich kakaowy kolor w niczym nie pomagał. Chłopak albo specjalnie wskakiwał w każdą z kałuż po drodze, albo po prostu bardzo, bardzo się śpieszył, nie patrząc kompletnie pod nogi. Kim obstawiał to pierwsze.

- Jimin mi powiedział. - Jungkook podszedł niepewnie do starszego i kucnął na ziemi, między jego nogami.

Nie wyglądał na złego, ani na zbytnio przejętego. Ani nawet na zawiedzionego. Może tylko na lekko zasmuconego, bo wciąż się uśmiechał. Patrzył na Taehyunga od dołu, podpierając się ramionami o jego kolana. Gdyby atmosfera była trochę inna, ich pozycja mogłaby się trochę źle kojarzyć.

- Powiedział o czym? - Blondyn już dawno uznał, że udawanie głupiego (prawie) zawsze wychodzi na dobre.

- O twojej schizofrenii, Taehyung.

- Nie mów tak, jakby to była moja własność - warknął.

Znowu był zagubiony w kłębku własnych emocji. Z jednej strony wiedział, że Jungkook chce dla niego jak najlepiej i że przyszedł tutaj ze swoich własnych intencji. Z drugiej jednak strony, brzydził się jego zachowaniem. Przyszedł tutaj tylko dlatego, że dowiedział się o problemach chłopaka? Gdyby Taehyung był całkowicie zdrowy, to już by się nim nie przejmował? Nigdy więcej by ze sobą nie zamienili ani słowa?

Prawdopodobnie.

- Przepraszam. Przepraszam, że tak się zachowywałem, nie miałem pojęcia - nie do końca był pewien co ma na myśli, mówiąc "tak zachowywałem", ale taki układ słów był najbezpieczniejszy.

- Wybaczone. - Taehyung sam nie wiedział już, za co konkretnie oczekiwał przeprosin.

- Chcę ci pomóc. - Jeon przyklęknął na jedno kolano, krążenie w jego nogach już widocznie odmówiło jakiejkolwiek współpracy.

- Nie potrzebuję pomocy - bąknął pod nosem Taehyung, uciekając od wzroku młodszego.

- Potrzebujesz.

- Ja nie jestem świrem, Jungkook. - Wpatrywał się w ciemne włosy chłopaka, w myślach licząc każde pojedyncze pasmo, układające się w inną stronę, niż reszta.

- Nikt nie twierdzi, że jesteś - nagle ta puchata czupryna wbiła się w klatkę piersiową Taehyunga, który ledwo co utrzymał równowagę, unikając zderzenia się kręgosłupem z (dosyć twardym) materacem.

Jungkook opierał się czołem o starszego chłopaka, ręce nadal miał położone na jego nogach, tylko teraz trochę wyżej. Ten drugi nie mógł zobaczyć jego twarzy, z której przed chwilą zniknął uśmiech. Tak bardzo chciał mu pomóc w jakikolwiek sposób, nawet jeśli musiałby zaciągać go do psychiatry siłą.

Miał żal do Jimina, że nie dopilnował swojego przyjaciela lepiej. Miał żal to Taehyunga, że ukrywał przed nim chorobę. I miał też żal do samego siebie, że był na tyle zadufany w sobie, żeby nie zauważyć, jak bardzo inni go potrzebowali.

Śmieszne było to, że Taehyung w pewnych momentach myślał dokładnie tak samo, ale on był schizofrenikiem, a Jungkook nie.

Bo przecież nie był z niego żaden Narcyz. To on przez te wszystkie miesiące podtrzymywał ich (i tak sypiący się od pierwszego dnia) związek. To on wyciągał Taehyunga na spacery, to on organizował wypady do kina, to on kupował mu prezenty, on zawsze pierwszy życzył drugiemu dobrej nocy, a rano to on pierwszy wysyłał SMS-a, składającego się prawie z samych emotikonów.

- Ty twierdzisz. - Jasnowłosy próbował się odsunąć, ale nie miał zbyt dużego pola manewru.

- Nigdy tak nie powiedziałem - Jeon objął go w pasie, na wszelki wypadek, gdyby jednak znalazł drogę ucieczki. (A poza tym, chciał to zrobić już od dawna.) - Nawet przez myśl by mi to nie przeszło.

- Powiedziałeś... w mojej głowie. - Taehyung odczuwał dziwną satysfakcję, prowokując Jungkooka.

- Czyli to nie byłem ja, tylko ty. - Jungkookowi było wstyd za swojego odpowiednika, zamieszkującego umysł blondyna.

- Nie, to byłeś ty.

- Taehyung, ja jestem tutaj i mówię, że jesteś całkowicie normalnym człowiekiem, którego po prostu przytłaczają jego uczucia - przytulił się do niego bardziej, prawie miażdżąc mu mostek. - Chciałbym, żeby to, że cię kocham, nie było dla ciebie czymś, z czym nie potrafisz sobie poradzić.

- Czyli nie radzę sobie ze sobą? - Chłopak uwolnił się z ramion młodszego jednym szarpnięciem.

- Ze mną, i obaj sobie nie radzimy - westchnął Jungkook i krzyżując nogi, opadł na podłogę, nawet nie starając się zamortyzować upadku.

Starszy zachichotał, a brunet poczuł się, jakby właśnie udało mu się przenieść Mount Everest z Azji do Afryki. Widok radosnego Taehyunga zaczął być dla niego na wagę złota.

- Nie mam ochoty faszerować się jakąś chemią. - Jasnowłosy usiadł głębiej na łóżku i oparł się plecami o zimną ścianę.

Jeon już dawno przyzwyczaił się do nagłych zmian nastroju Taehyunga, cieszył się tylko, że tym razem jego nastawienie tak szybko się polepszyło, a nie pogorszyło (bo to była rzadkość).

- W porządku, ale pójdziesz ze mną na terapię, dobrze?

- Nie, nie, nie, nie - kręcił głową tak energicznie, że Jungkookowi zrobiło się niedobrze. - Nic mi nie jest.

- Proszę, pójdziemy tylko na jedną sesję. - Młodszy niepewnie położył dłoń na palcach Taehyunga.

- Tylko na jedną?

- Obiecuję.

- I nie wyjdę na psychola?

- Nie wyjdziesz. - Jungkook wsunął palce między palce drugiego chłopaka, cały czas obserwując jego reakcję.

- Okej, ale tylko na jedną.

- To lekarz, jak każdy inny, Taehyungie. - Uklęknął, żeby znowu opierać się jednym łokciem o udo chłopaka. - Gdybyś miał chore serce, to nie poszedłbyś do kardiologa?

- Poszedłbym do ciebie.


teach me how to love you [taekook] ✓Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon