IV

4.7K 746 156
                                    

- Taehyung, podwijaj rękawy! - Głos krzyczącego Jimina stworzył nieprzyjemne echo w głowie śpiącego chłopaka.

- Daj mi spokój, pogięło cię? - Taehyung zakrył sobie twarz poduszką, próbując z powrotem uciec w objęcia Morfeusza.

- Podwijaj rękawy. - Przyjaciel jednym szarpnięciem zabrał mu poduszkę i podciągnął go za ręce do siadu.

- Jimin, co ty odwalasz? - Legł w końcu i spojrzał na rudzielca, leniwie przecierając przy tym oczy.

- Co to jest? - Jimin przystawił mu żyletkę tak blisko twarzy, że Taehyug musiał zezować, żeby ją zobaczyć.

- Żyletka, a co?

- I co ona tu robi?

- Chyba leży, ale nie wiem, może stoi. - Taehyung wzruszył obojętnie ramionami, próbując obrócić sytuację w kiepski żart. - Grzebałeś mi w rzeczach?

- Szukałem twoich tabletek.

- Czyli grzebałeś mi w rzeczach...

- Nie zmieniaj tematu, co ona tu robi?!

- No mówię, leży... albo stoi, zależy jak spojrzysz. - Młodszy uśmiechnął się złośliwie.

- Pokazuj ręce.

Blondyn grzecznie podwinął rękawy swojej szarej bluzy, odsłaniając skórę niemal do samych ramion. Ani jednej kreski. Popatrzył z satysfakcją na Jimina, który wydawał się równocześnie szczęśliwy i zaszokowany. Ale na pewno odczuł wielką ulgę.

- I co?

- I nic - starszy odłożył żyletkę do szafki, w której ją znalazł.

- Golę się nią, przecież do tego służy żyletka, Chim - zaczął się nagle tłumaczyć Taehyung.

- Przecież ty nawet nie masz z czego się golić - prychnął pomarańczowowłosy.

- Kwestionujesz moje męstwo? - Taehyung kopnął go lekko w udo.

- Chyba męskość - obaj parsknęli śmiechem.

Taehyung dał mu czyste ubrania na przebranie i Jimin w końcu wyszedł z jego pokoju.

Chłopak opadł na niepościelone łóżko, wzdychając przy tym głośno. Jakie to szczęście, że nie zdążył wczoraj użyć tej żyletki. Było blisko. Dobrze, że Jimin jest taki naiwny. Sam nigdy się nie ciął, więc wiedział o tym tyle, co z Tumblra, czyli nic. Pocięte nadgarstki, wydłubane serduszko, jakiś mały krwisty znaczek, czy imię - tak sobie to wyobrażał jego przyjaciel. Nastolatki, szukające uwagi w sieci i nic więcej. Taehyung postanowił nie wyprowadzać go z błędu.

Poluzował odrobinę sznurki w dresach i zsunął spodnie do kolan. Wyglądał, jakby miał uda poobwiązywane czerwoną nitką. Cięcia nie były głębokie, ale było ich mnóstwo. Jedno przy drugim, jedno dłuższe od drugiego. Wyglądało to obrzydliwie, sam tak uważał, ale to nie powstrzymywało go od ponownego chwytania za żyletkę.

Przejechał palcami wzdłuż najświeższych ran. Nic nie poczuł. Czyli czas poprawić.

Tak naprawdę ból wcale go nie satysfakcjonował. Właściwie nie robił nic. Po prostu był i nie przeszkadzał Taehyungowi. Sam nie potrafił wytłumaczyć dlaczego właściwie to robił. Dlaczego to było dla niego taką samą rutyną, jak jedzenie śniadania, czy chodzenie do pracy. Nie miał pojęcia.

- Za dwadzieścia dziewiąta - krzyknął do Jimina, który prawdopodobnie właśnie wykradał mu w łazience najdroższe kosmetyki.

Założył z powrotem spodnie, ale jedną dłoń zostawił pod materiałem, wciąż delikatnie jeżdżąc palcami po czerwonych rysach na skórze. Wiele razy obiecywał sobie, że przestanie, przecież Kook byłby na niego taki wściekły. Pewnie nawet by go zostawił. Po co komu taki chłopak, który nie radzi sobie sam ze sobą?

Ale nie potrafił. Był zbyt słaby. Ich miłość była zbyt słaba.

Przykładał żyletkę do skóry, wyobrażał sobie zwiedzionego Jungkooka, widział jego pogardę, przebijał pierwsze warstwy skóry, zaczynał płakać, żałował.

Jakby nie patrzeć, wszystko sprowadzało się do Jungkooka, a raczej jego odpowiednika, zamieszkującego wyobraźnię Taehyunga.

- Co ty robisz?! - Jimin zatrzymał się w drzwiach i spoglądał zmieszany na blondyna, trzymającego dłoń w spodniach.

- Spadaj - burknął Taehyug, wcale nie przejmując się tym, co mógł sobie pomyśleć jego przyjaciel.

- Wypierz mi moje cichy, może wpadnę po nie jeszcze kiedyś. - Rudzielec zaczął powoli ubierać buty, starając się unikać kontaktu wzrokowego z drugim chłopakiem.

- Ej, Jimin, myślisz, że tobą bym się podniecił? - zaśmiał się Taehyung, nadal leżąc na zwiniętej w kłębek kołdrze.

- No, czemu nie?

- Głupi. - Taehyung wydobył spod siebie poduszkę i cisnął nią z całej siły w Jimina.

- Jak będziesz mnie potrzebował, to dzwoń, byle nie w czasie pracy - starszy narzucił swój karmelowy płaszcz, oddał Taehyungowi poduszką i szybko wybiegł z mieszkania, unikając kolejnego ciosu.

Uff, zapomniał potruć Taehyungowi o tabletkach, które powinien brać, i których Jimin dzisiaj tak zawzięcie szukał, przewalając przy tym wszystkie inne szafki. Nie miał ochoty rozmawiać na ten temat z nikim, a już na pewno nie z Jiminem, który przez pierwsze tygodnie "terapii" traktował go jakby był małym dzieckiem. Wtedy Taehyung jeszcze łykał te podejrzanie zielone pigułki, ale też z wielkim oporem, czasem Jimin musiał mu grozić konfiskacją telefonu. Naprawdę traktował go jak dziecko, albo i gorzej.

"Oddałem te 50 wonów Jinowi"

Pierwszy SMS od ośmiu dni i szesnastu godzin, Taehyung prawie spadł z łóżka, kiedy zobaczył, kto jest jego nadawcą. Wielki uśmiech pojawił się na jego bladej twarzy, już myślał jak mógłby poprawnie ułożyć słowa, żeby i Jungkook się uśmiechnął.

Ale zaraz...

Rachunki zostały wyrównane.

Czy to znaczy, że teraz zerwali już oficjalnie?

teach me how to love you [taekook] ✓Where stories live. Discover now