34. Sorry

9K 365 24
                                    

Muzyka przewodnia:

Justin Bieber - Sorry 

"Czy jest za późno, by rzec przepraszam? Bo brak mi więcej, niż Twojego ciała. Czy jest za późno, by rzec przepraszam? Wiem, nie zawiodę Cię, czy już za późno, by przepraszam rzec?" 

- Annie... - usłyszałam gdzieś z oddali cichy, męski głos. Oszalałam? Tak bardzo chcę spotkać Justina, że aż wydaje mi się, że go słyszę? Powieki miałam strasznie ciężkie, ale jakoś udało mi się je uchylić. Mój wzrok od razu zatrzymał się na postaci, pochylającej się nade mną. Musiałam zamrugać kilka razy, bo obraz przed oczami miałam niewyraźny. Wlepiłam spojrzenie w blondyna i uśmiechnęłam się lekko. 

- Jestem w niebie? - zapytałam, a na ustach chłopaka momentalnie pojawił się delikatny uśmiech.

- Skoro widzisz mnie, to raczej w piekle. - jego głos był cichy i spokojny, całkiem do niego nie podobny. Wyraz twarzy też miał strasznie zatroskany, co mimo wszystko bardzo mnie ucieszyło. Martwił się... 

Powoli rozejrzałam się po pokoju, w którym właśnie się znajdowałam. Byłam w sypialni Justina, a nawet nie pamiętałam jak się tu znalazłam. Ostatnie, co chodzi mi po głowie, to moja rozmowa z Cody'm. No właśnie...

- Jak się tu znalazłam? Ty mnie uratowałeś? - powoli usiadłam na łóżku. Ciało już mnie tak bardzo nie bolało, ale lewą rękę miałam zabandażowaną, więc pewnie chłopaki opatrzyli mi głębsze rany.

- Tak.

- Skąd wiedziałeś, gdzie jestem? - znów na niego zerknęłam, przez co on zmarszczył brwi. 

- Wysłałaś mi wiadomość. 

- Ja? Nic nie wysyłałam. Nie miałam nawet komórki... - zastanowiłam się chwilę. Cody... Na pewno on wysłał do niego tę wiadomość, przecież zabrał mój telefon. - I nie mam twojego numeru... 

Ta sprawa coraz bardziej nie dawała mi spokoju. Skąd blondyn znał numer Justina? Czemu napisał akurat do niego? Czemu mi w ogóle pomógł?

- No to ja nie wiem. Wiadomość na pewno przyszła z twojej komórki. Mam zapisany twój numer. - chłopak wzruszył nonszalancko ramionami po czym podał mi szklankę wypełnioną wodą. Upiłam spory łyk. O tak, od razu lepiej. W ustach mi wyschło na wiór.

- Co zrobiliście z ludźmi, którzy tam byli? - odstawiłam szklankę i uważnie przyjrzałam się blondynowi. Błagam nie mów, że wszystkich zabiliście, błagam... 

- Zabiliśmy wszystkich, którzy tam byli. - pomógł mi się znów położyć. - Leż i odpoczywaj, nie przejmuj się niczym. Montero już ci zagrażać nie będzie. 

Nie przejmowałam się wcale losem tych dupków, którzy mnie przetrzymywali. Żal mi było tylko i wyłącznie Cody'ego. Pomógł mi, a chłopaki tak po prostu go zabili... Jednak, skąd mogli wiedzieć? Gdyby mnie nie przymroczył, powiedziałabym im, że mają go zostawić w spokoju, a tak to nawet nie mogłam mu pomóc.

Justin usiadł na łóżku obok mnie, a rękę przełożył pod moimi plecami, przyciągając mnie prosto w swe silne ramiona. Niepewnie oparłam głowę na jego torsie, a rękę ułożyłam tuż przy jego szyi. W jego ramionach zaczynałam się uspokajać, a wszystkie myśli, które mnie przygnębiały, schodziły na dalszy plan. 

- Potrzebujesz czegoś? - jego palce jeździły po moim ręku, delikatnie drażniąc wrażliwą skórę. 

- Nie, teraz mi dobrze. - szepnęłam, uśmiechając się lekko.

You're mine now, shawty.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz