Rozdział 1

8.9K 529 24
                                    

Tydzień przed rozpoczęciem roku szkolnego siedzimy z Daisy na kanapie i oglądamy bajkę, którą dziewczynka wybrała. Mama krząta się w kuchni przygotowując kolację, a Josh pojechał na lotnisko odebrać swojego brata, który dziś wraca z wakacji.

Wiem o nim tylko tyle, że jest dużo młodszy od Josha i jak to mężczyzna ujął: "mniej rozsądny ode mnie". Ma się u nas zatrzymać, ponieważ jego mieszkanie jest remontowane, gdyż sąsiad z góry je zalał.

— Rose chodź tu i mi pomóż — słysząc to niechętnie wstaję i ruszam w stronę drugiego pomieszczenia.

Nie wiem czym ona się tak bardzo denerwuje. Od rana sprząta cały dom, a w kuchni siedzi już dobre dwie godziny. Po całym domu rozchodzi się zapach przeróżnych przypraw.

— Tak mamo? — mamroczę, wchodząc do pomieszczenia.

— Weź te talerze i nakryj do stołu — wskazuje ręką na szafkę, na której stoi zastawa, mieszając coś na patelni. Wzdycha, gdy łyżka wypada jej z ręki, uderzając w jasne kafelki.

— Nie denerwuj się tak, to tylko zwykła kolacja z bratem twojego partnera. To nie jego rodzice, więc wyluzuj bo boję się co to będzie przed kolacją z przyszłymi teściami — nic nie mówi ale piorunuje mnie wzrokiem, więc wolę wykonać to co mi poleciła, żeby nie narażać się jeszcze bardziej.

Chęć zrobienia wszystkiego perfekcyjnie i na czas trochę mnie bawi ale rozumiem mamę.
Chce żeby rodzina jej przyszłego męża ją polubiła.

O tym, że zamierzają wziąć ślub dowiedziałam się miesiąc temu. Czy byłam zła? Absolutnie nie. Cieszę się ich szczęściem, tym że mama w końcu ułoży sobie życie po wielu nieudanych związkach. Jestem pewna, że Josh jest odpowiedni, ponieważ ma w sobie tyle czułości i jest ona widoczna w każdym jego słowie i zachowaniu w stosunku do kobiety.

Mój ojciec zostawił nas, gdy miałam cztery lata. Nie pamiętam go zbyt dobrze, ponieważ kontakt urwał nam się gdy miałam jakieś dziesięć lat. Mając moje siedemnaście nie brakuje mi go już tak bardzo jak wcześniej, gdy potrafiłam przepłakać całą noc w ramionach mamy i zastanawiałam się czy to moja wina, że odszedł i założył nową rodzinę. Teraz rozumiem, że to była tylko i wyłącznie jego decyzja. To on zdradził moją mamę, a gdy jego kochanka zaszła w ciążę, postanowił się do niej przeprowadzić twierdząc, że jego uczucie się wypaliło i kocha Carmen.

Gdy stół jest już gotowy, udaję się na górę po uprzednim sprawdzeniu czy Daisy nadal ogląda telewizję.

Skoro ta kolacja jest tak ważna dla mamy to myślę, że nie wypada mi na nią iść w powycieranych czarnych dżinsach i zbyt luźnej koszulce. Decyduję, założyć czarną jeansową spódniczkę z wysokim stanem oraz białą, krótką koszulkę z rękawami do łokci.

Włosy rozpuszczam i od razu lekkie fale okalają moją twarz. Słyszę, że przed dom podjeżdża samochód, więc przeglądam się ostatni raz w lustrze i kieruję się na dół.

Pierwsze co słyszę gdy schodzę po schodach, to głos dziewczynki.

— Wujeeek! Co mi przywiozłeś? — Daisy przytula się do młodego chłopaka. Nie wiedziałam, że różnica wieku jest aż taka duża.

— Daisy! Dopiero weszliśmy do domu, a ty już o prezentach. Nie wolno tak — karci ją Josh. Mała robi niewinną minkę.

Zauważyłam, że używa jej zawsze wtedy, kiedy chce żeby coś jej kupiono albo gdy zwraca się jej uwagę. Ludzie pod wpływem jej spojrzenia robią dokładnie to co ona chce. Spryciula.

— A co byś chciała księżniczko? — głęboki, lekko zachrypnięty głos wyrwał mnie z zamyślenia.

Widać, że chłopak wrócił z wakacji, ponieważ od czarnej koszulki widocznie odznacza się lekka opalenizna. Blondyn jest szczupły, ale umięśniony oraz odrobinę wyższy od swojego brata. Kolor włosów musi być u nich rodziny, ponieważ wszyscy mają jasne włosy.

— Księżniczki najbardziej lubią dostawać sukienki. Ale, że ja nie jestem jak te wszystkie rozpieszczone księżniczki z bajek wystarczy mi jakaś fajna lalka.

Josh parska śmiechem, a ja ledwo powstrzymuję się przed tym samym.

— Mówisz, że chciałabyś lalkę. Hmm... a co ty na to, żeby poszukać jej w tamtej torbie? — nim kończy to mówić, mały potwór już otwiera i sprawdza jej zawartość.

Śmieję się z reakcji Daisy co sprawia, że zwracam na siebie jego uwagę, gdyż odwraca się w moją stronę i mówi z przyjaznym uśmiechem na twarz oraz oczami skupionymi na moich.

— A ty pewnie jesteś Rose. Miło mi poznać. Matt — uścisnęliśmy sobie dłonie, przyglądając się sobie uważnie.

Puszczam jego rękę, gdy mama każe nam iść do jadalni marudząc, że jedzenie wystygnie. Uśmiecham się do brązowookiego, jak zdążyłam zauważyć przy powitaniu i łapię za dłoń czterolatki, która zachwyca się swoim nowym nabytkiem oraz opowiada mi z jakiej bajki ta pochodzi, ruszam za mamą i Joshem.

Matt okazuje się bardzo towarzyski i zabawny. Opowiada nam o swoim wyjeździe. Obawy mojej mamy okazały się całkowicie niepotrzebne, ponieważ dobrze się dogadują.

— Od kiedy wracasz do pracy? — pyta Josh.

— Dopiero od października. Dogadałem się z Samem, więc godziny mojej pracy nie będą mi przeszkadzać w chodzeniu na zajęcia. Salon będzie zamknięty do tej pory, ponieważ próbuje załatwić formalności, ale ma jakieś problemy w urzędzie.

— Co studiujesz?

— Malarstwo na ASP — odpowiada mojej mamie i posyła jej uśmiech.

Zauważyłam, że gdy się uśmiecha w jego policzkach pokazują się dołeczki i wygląda wtedy bardzo uroczo. Jego usta są tak samo pełne jak moje, a oczy zawsze świecą jak u małego dziecka, więc domyślam się po kim odziedziczyła to Daisy. Uśmiecha się bardzo często, pokazując przy tym białe zęby. Blond kosmyki niesfornie opadają mu częściowo na czoło ale podejrzewam, że jest to zasługa długiej podróży samolotem.

— Co ty na to Rose? — nie wiedziałam o czym rozmawiają i zorientowałam się, że od dłuższej chwili wpatrywałam się w Matta. Mam nadzieję, że nikt tego nie zauważył.

— Słucham? Przepraszam, zamyśliłam się i nie słyszałam o czym rozmawiacie.

— Matt zaproponował, że zabierze cię jutro do miasta i pokaże ci twoje liceum oraz jak do niego dotrzeć. My jesteśmy zajęci pracą, a wakacje niedługo się kończą. Uważam, że to bardzo dobry pomysł.

— Umm... okej. Możesz mi też pokazać ogólnie całe miasto. Nie jestem pewna czy sama to ogarnę — zgadzam się.

— Nie ma sprawy. Więc, może być jutro o jedenastej? Wpadniemy po drodze do mojego kumpla. Muszę się z nim przywitać, a później jestem cały twój — uśmiecha się i odwraca do Daisy, która coś do niego mówi.

Zmieszałam się na jego ostatnie słowa, ale nie dając tego po sobie poznać, śmieję się na tekst młodej o tym, że nie może się doczekać, aż pójdzie do przedszkola i pozna dużo nowych przyjaciół, z których jeden na pewno zostanie jej chłopakiem.

Jutrzejszy dzień zapowiada się ciekawie i nie mogę się doczekać, aż w końcu porobię coś innego, niż ciągłe siedzenie w domu.

Broken artist | 1&2Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt