18. Myśli Lydii Martin

Zacznij od początku
                                    

Myśli Lydii dudniły w mojej głowie gdy otwierałam powoli oczy. Pierwszą twarzą jaką zobaczyłam, była twarz Dereka, pochylonego nade mną. Wbijał we mnie twarde, prawie nienawistne spojrzenie. Umknęłam mu szybko, i zaraz zobaczyłam resztę. Isaac siedział na blacie szafek z przyrządami i powoli wertował strony jakiejś książki, obok niego Lydia już zaglądała mu przez ramię. Stiles nie dowierzał chyba że widział Dereka bo patrzył na niego z rozdziawionymi ustami. W tej samej chwili, spojrzenie moje i Lydii skrzyżowało się porozumiewawczo. Pokiwałam głową, i wskazałam jej wyjście na zewnątrz.

Podczas ześlizgiwania się ze stołu, kręciło mi się w głowie ale odzyskałam szybko równowagę i przepchnęłam się obok Dereka. Lydia w tym czasie wzięła kurtkę Stilesa wiszącą na oparciu krzesła i wyszłyśmy na tylny podjazd kliniki weterynaryjnej. Oparłam się o mur ciężko dysząc.

- Co to było?

- Prawda. – odparła Lydia ze stoickim spokojem. – To musimy zrobić, żeby nie skrzywdzili reszty. Ktoś chce ich pozabijać, nas z resztą też ale ciężko jest zobaczyć własną śmierć. Nie ważne. – pokręciła głową. – Potrzebujemy planu, taktyki...

- Musimy wyjeżdżać? Nie chciałabym...

- I tak już opuszczasz szkołę. – wywróciła oczami. – Ja nawet nie chcę wiedzieć ile mam nieobecności. Musimy zwiewać jak najszybciej. Najlepiej zaraz, jutro.

- Nie lepiej stwarzać pozory? Znikać jedno po drugim. Trudniej będzie im się wszystkim rozproszyć. Na koniec zostaniemy we dwie. Najpierw pojedzie Derek z Liamem. Potem Stiles ze Scottem, kolejna będzie Kira z Isaacem, Jackson i na końcu ty a potem ja. – zaproponowałam. – Każdy pojedzie w inną stronę, ale jakoś się znajdziemy. Umówimy jeden punkt.

- Nie wiem czy to taki dobry pomysł. – Lydia zaczęła nerwowo chodzić w kółko. – Isaac nie będzie chciał cię zostawić bez opieki. Nie pozwoli żebyś sama pozostała w Beacon Hills.

- Mamy jeszcze stado Satomi. – próbowałam żeby mój głos brzmiał kojąco. – Kilku od nich przyjedzie kiedy zostaniemy we dwie. To musi się udać. W dodatku nie na długo. Wyjadę tydzień po tobie, maksymalnie dwa żeby przyzwyczaić Edythe. – uśmiechnęłam się. – To się może udać. Jeśli Liam ma być pierwszy, wolę żeby jechał z Derekiem. Będzie bezpieczniejszy.

- Prawdziwa Beta będzie bezpieczna z Prawdziwą Alfą.

- Nasza Prawidzwa Alfa nie zostawi Stilesa. – przypomniałam. – Pojedzie z nim. Scott ufa Derekowi. Odda mu swoją Betę.

- Co z Masonem?

- Na nie ma w mieście to i Masonowi nic nie grozi. – moje odkrycie dodało mi otuchy. – Nasz wyjazd wszystkim wyjdzie na dobre. Sama go zaplanowałaś a ja cię popieram. Jak przyjaciółka. Wracajmy.

Objaśniłyśmy wszystkim nasz plan. Najwięcej do powiedzenia w tej sprawie miał Isaac który upierał się że wyjedzie jako przedostatni i że Jackson może jechać z Kirą. Wtedy do protestu włączył się Stiles który pragnął zabrać Lydię ze sobą. Nie byłam w stanie ich przekrzyczeć, ani zatrzymać ich słowotoków. Zrezygnowana usiadłam na stołku i zaczęłam obracać w rękach swoją komórkę. Nie mogłam uwierzyć że planowanie może być aż tak trudne a jednak było istnym koszmarem. Doszukiwałam się najlepszy rozwiązań które zaraz zostały negowane przez towarzyszy. Grunt że nie było to Jacksona, Scotta czy Kiry lub Liama bo oni wydzieraliby się najgłośniej. Rezygnacja ustąpiła irytacji.

- Gdzie właściwie chciałybyście pojechać?

- Do Portland w Maine. – rzuciłam pierwsze miasto jakie przyszło mi na myśl. – Jest raczej ciepło i daleko od Beacon Hills. Może być też Misisipi albo Boston. Obojętne, byle utrzymać się z daleka od kłopotów aż Doktorzy nie będą nam zagrażać.

Full Moon - isaac laheyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz