I

7.2K 837 255
                                    

- Cappuccino?

- Powinieneś już wiedzieć, że latte.

- Nigdy wcześniej mi nie mówiłeś - burknął Jungkook. - Zresztą, to prawie to samo.

- Mówiłem. Nie słuchałeś...

Uczucie zimnego piasku pod nogami wcale nie było takie przyjemne. I to lawirowania między kaktusami, jakimi były wszystkie te odłamki kory, cienkie patyczki i inne śmieci. Nie tego się spodziewał. Nawet drobne ziarenka kłuły i ocierały się drażniąco o delikatną skórę chłopaka, doprowadzając go do irytacji.

Chłodny wiatr targał jego przesuszone włosy, rozwiewając je na wszystkie strony świata, a znaczną część po prostu pakując mu do oczu. Cholerna pogoda. Cholerny wiatr. Cholerny Jungkook. Co on sobie w ogóle wymyślił?

- Wracajmy już.

- Dopiero przyszliśmy - młodszy owinął się bardziej swoją szarą bluzą i narzucił z powrotem kaptur na głowę, próbując na marne walczyć z silnym wiatrem.

Jungkook wyciągnął do niego rękę, ale Taehyung zignorował to, tłumacząc się samemu sobie koniecznością trzymania zmarzniętych palców w kieszeniach obwisłych dresów.

- Wiesz, nie podoba mi się, jak się wobec mnie zachowujesz.

- Niby jak?

Jungkook popatrzył na starszego, jakby zaraz miał się rozpłakać, ale nie ze smutku. Nie, od smutku było mu bardzo, bardzo daleko. To, co czuł wolałby nazywać obojętnością. Wzruszył ramionami.

I znowu szli w milczeniu, starając się nie nadepnąć na żaden większy kamyk, czy ostrzejszą muszelkę. Było cicho, bardzo cicho, żadnych ludzi. No bo jacy mądrzy ludzie wypuszczają się wzdłuż plaży w środku listopada? Nawet uderzający o każdy skrawek materiału wiatr już im nie przeszkadzał, przywykli, tak samo, jak przywykli do tej okropnej atmosfery, panującej między nimi.

- Taehyung... - zaczął niepewnie czarnowłosy.

- Tak?

- Czy ty się mnie... wstydzisz? - odważył się w końcu zapytać.

- Nie.

Czego miał się niby wstydzić? Trzymania za rękę własnego chłopaka? Tego, że sam też jest chłopakiem? Czy może po prostu Jungkooka?

Nie, nie wstydził się.

A przynajmniej starał się nie wstydzić.

- To o co ci chodzi?

Boże, Kook, dlaczego ty musisz być taki denerwujący?

- O nic mi nie chodzi.

- Zachowujesz się jak baba, a ja nie na to się zapisywałem.

To się teraz wypisz. 

- Wracajmy.

No i zawrócili, nadal nie rozmawiając ze sobą. Jungkook naprawdę zaczynał tęsknić za bezsensownymi rozmowami o kształtach chmur, czy o tym, jaki smak wody wybrać, aby wyszły najlepsze kostki lodu do wiśniowej Coli, a jaki do waniliowej.

Zimny piasek. Zimny wiatr. Zimna woda, którą ochlapało ich jakieś dziecko. Zimny Taehyung.

- Muszę iść - oznajmił, gdy w końcu dotarli do bardziej ożywionej części miasta.

- Odprowadzę cię - uśmiechnął się promiennie Jeon, przeczesując palcami splątane kłaki.

- Nie trzeba, dziękuję.

- I tak idziemy w tę samą stronę - znowu wyciągnął dłoń w stronę dłoni blondyna, delikatnie muskając ją opuszkami palców.

Tym razem Taehyung tylko pokręcił stanowczo głową i zabrał rękę.

Jak to się stało, że w ogóle byli razem? Bo byli, nawet jeśli nie było tego widać. Kilka tygodni temu to młodszy był tym odważniejszym i wprost zapytał Taehyunga czy zechciałby zostać jego chłopakiem. Zgodził się (bo nie potrafił odmówić, nie kochał go, ale myślał, że pokocha), ale to nie usatysfakcjonowało Jungkook. Nie starczało mu samo "bycie" razem, jak na papierze, on potrzebował pieszczot, potrzebował usłyszeć "kocham cię", potrzebował ciągłego przytulania, lub jakiegokolwiek innego kontaktu fizycznego (ale nigdy nie chodziło o nic więcej, niż tylko całusy, którymi Taehyung łaskawie pozwolił mu się obdarowywać).

Nie żeby miał coś do tego, nie, nie. Szanował, że jego chłopak nie jest jednym z tych, który lubią się obściskiwać z byle kim i byle gdzie, ale no, Taehyung mógłby być trochę mniej podobny do kawałka deski.

Kolejnym problemem, a raczej kwestią, spędzającą Jungkookowi sen z powiek był zmienny charakter Taehyunga. Nie chodziło o jakieś rozdwojenie jaźni, czy inną schizofrenię, bo na umyśle chłopak raczej był zdrowy. Chodziło o to, jak jasnowłosy zachowywał się przy nim sam na sam, a jak przy znajomych, i Jungkook byłby w stanie przysiąc, że jego Tae i Kim Taehyung, to zupełnie dwie inne osoby.

Kim Taehyung potrafił rozbawić całą salę ponuraków jedynie swoją obecnością, był słoneczkiem, które wszyscy uwielbiali, był tym chłopakiem, o którym rozmawiało się, nawet wtedy, gdy ważniejsze tematy jeszcze się nie skończyły.

Jego Taehyungie był całkowitym przeciwieństwem. Ciągle mu coś nie pasowało, ciągle miał o coś pretensję, unikał dotyku Jeona, unikał jego spojrzeń, chował się we własnym cieniu.

Jednak Jungkook kochał go w obu wcieleniach (choć początkowo nie potrafił zrozumieć drugiego). Nie przeszkadzało mu, gdy Taehyung odsuwał się od niego, kiedy ten chciał pogładzić go po policzku w trakcie niezwykle przejmującej dyskusji na temat kolorów bloków piętrzących się przed nimi. Ignorował fakt, że blondyn kategorycznie odmawiał bycia bliżej siebie, niż na odległość swojej skórzanej torby (położonej wszerz). Cały czas próbował, a jego zapał ani trochę nie malał.

Raz tylko zdarzył się cud - Taehyung podprowadził go prawie pod same drzwi (no, pod drzewo dwa skrzyżowania dalej) jego klatki schodowej. Trzymali się wtedy za ręce. Dłonie piekarza ociekały potem, a Jungkook nie potrafił stwierdzić czy to wina upalnej pogody, czy może jego. Pewnie i tego, i tego po trochu. Rozmawiali o czymś, ale żaden nie pamiętał o czym. Minuty ciągnęły się, jak najsłodszy miód, a Jungkook był w siódmym niebie, albo nawet ósmym.

Byli szczęśliwi, oboje. Taehyung może trochę spięty, cały czas rozglądający się po okolicy, ale szczęśliwy. Ciemnowłosy wpatrywał się w niego, uśmiechając od ucha do ucha, to był dla niego naprawdę wielki zaszczyt, móc trzymać swojego chłopaka za rękę.

Byli tak blisko, kiedy Taehyung nagle odskoczył do tyłu, puszczając dłoń Jungkooka i wycierając swoją o spodnie.

- Twój tato - burknął tylko i odszedł bez żadnego pożegnania (ani przywitania z panem Jeonem).

Tym razem było podobnie, tylko bez trzymania się za ręce.

- Dziękuję, Kookie, poradzę sobie już - zatrzymali się jak zwykle kilka przecznic przed domem Taehyunga.

- To... - przytulił go z zaskoczenia, ściskając z całej siły, tak, że starszy nawet nie miał możliwości zaprotestować (ale też nie odwzajemnił objęcia) - do jutra.

- Do jutra - w końcu udało mu się uwolnić z długich, jak macki, rąk Jeona.

I po prostu poszli, każdy w swoją stronę, nie oglądając się za siebie ani razu (Jungkook tylko zatrzymał się kilka razy, szukając słów, które zatrzymałyby przy nim Taehyunga jeszcze na chwilkę).

Tak wyglądało ich ostatnie spotkanie, które mogli jeszcze nazwać "randką", nawet jeśli nie było do niej ani trochę podobne.

teach me how to love you [taekook] ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz