Rozdział 15: Ból

613 63 13
                                    

Dziękuję wam za te wszystkie voted, wejrzenia i komentarze. Jesteście wspaniali. A oto kolejny rozdział. Miłego czytania!

Leia

Wstałam dość wcześnie. Ubrałam się w białe legginsy, bluzkę z rękawami trzy-czwarte i wysokie buty. Do paska przypięłam miecz świetlny, tak na wszelki wypadek. Wyszłam z pokoju wtedy co Luke. On chyba też wolał się zabezpieczyć, bo przy jego boku widziałam miecz, który dostał od ojca. Razem poszliśmy do holu, gdzie czekali Obi-Wan, Duchess i Sabine.

- Wszyscy gotowi? - spytała młodsza mandalorianka. Przytaknęliśmy i wyszliśmy z domu.

***

Po dość długiej drodze doszliśmy do uliczki w której zgubiłam Adrienne. Zapukałam do drzwi i krzyknęłam:

- Adrienne! - nie było reakcji. - Nie wygłupiaj się! Chcemy tylko pogadać! Wyjaśnimy ci wszystko! Zaszło ogromne nieporozumienie! - dodałam. Ciągle nic. Westchnęłam. Wolałam tego uniknąć, ale trudno. - Mara, otwórz! - wolałam się nie odwracać, bałam się spojrzeć w twarz jej rodzicom.

- Tu jestem. Czego chcecie? - usłyszałam oschły, obojętny, nieczuły, ale jednocześnie znajomy głos za plecami. Wszyscy się odwrócili. Na dachu niskiego budynku na końcu krótkiej uliczki stała Adrienne, w czarnej pelerynie i granatowej, mandaloriańskiej zbroi z mieczem świetlnym przy pasie. Długie włosy miała rozpuszczone.

- Martwiliśmy się o ciebie. Dlaczego uciekłaś?! - pierwsza odezwała się Duchess.

- Naprawdę? Martwiliście się? Nie byliście może przypadkiem zbyt zajęci? - popatrzyła na Sabine i Luke'a obojętnym wzrokiem.

- Co? Nie! Ty nic nie rozumiesz! - krzyknęła moja przyjaciółka, ale nie zdążyła nic wyjaśnić, bo Ad ją wyprzedziła.

- Wszystko rozumiem doskonale. Królowa Satine chciała odzyskać córkę, którą straciła, więc wynalazła sobie ciebie, ale żadna z nas nie była dość dobra dla Jej Wysokości, więc zachciało jej się nowego dziecka, które będzie mogła ukształtować tak jak zechce, które będzie idealne i tylko jej - Duchess wyglądała jakby ktoś ją przebił na wylot mieczem. Sabine miała się niewiele lepiej.

- Skąd ty wiesz?.. - wydukał jedynie Obi-Wan.

- Błagam was, nie jestem idiotką. Ta cała obstawa, luźniejsze ubrania, traktowanie królowej jak świętość. A teraz widać już brzuch - wskazała Satine. Rzeczywiście, nawet się nie zorientowałam, że ciąża jest widoczna.- Czekacie na coś ważnego, na idealnego dziedzica waszej rodziny. A co do ciebie - wskazała na Sabine. - Nie wystarczyła ci służba u królowej. Chciałaś prawdziwej miłości, której nie mogłaś znaleść. A tu nagle spotkałaś chłopaka idealnego, Luke'a Skywalkera. Udawałaś jego przyjaciółkę, jednocześnie pokazując mu, że jesteś tą jedyną. W końcu ci uwierzył i cię pocałował. Jakie to słodkie. Jesteście szczęśliwi razem? - jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Nie można tego jednak powiedzieć o całej reszcie. Jedynym, któremu udało się odezwać był Luke.

- Ad... Mara - poprawił się. - Posłuchaj przez chwilę. Mnie i Sabine nic nie łączy... - przerwała mu.

- Biedna, dla ciebie też nie była dość dobra? Czy może ona uświadomiła sobie, że jesteś idiotą? Przez sześć lat przyjaźniłam się z twoją siostrą, a ty na mnie nawet nie spojrzałeś, nie mówiąc już o łaskawym zapamiętaniu mojego imienia! Uśmiechałam się, mówiłam ci Cześć, a ty nigdy nie popatrzyłeś nawet w moją stronę! A potem nagle zacząłeś się o mnie martwić, bo jako pierwsza byłam na tyle głupia, żeby cię pocałować! - Luke wyglądał jeszcze gorzej niż Satine. Ta dziewczyna, bo na pewno nie była to już Adrienne, właśnie zmieliła jego serce. Tego było już za dużo. Wyszłam na przód.

- Ad, czy ty w ogóle siebie słyszysz? Gadasz jak jakaś wariatka! Przestań, natychmiast. Ranisz wszystkich, łącznie z samą sobą! Nie widzisz tego? Nikt nie mógłby cię zastąpić, bo jesteś jedyna w swoim rodzaju. Cokolwiek się dzieje, możemy ci pomóc! - przez chwile, może dwie sekundy, zobaczyłam na jej twarzy smutek i żal. Potem znowu straciła wszelki wyraz.

- Nikt nie może mi pomóc, bo nikt mnie nie zrozumie, a na pewno nie żadne z was. A to co wam mówię to jedynie prawda, zbyt bolesna, żebyście sami mogli na nią spojrzeć!

- Adridnne, znam cię! Nie jesteś taka! -krzyknęłam.

- Nikt mnie nie zna. I nie jestem Adrienne, ona nie żyje. Jestem Mara Jade i nic mnie nie łączy z żadnym z was! - po tych słowach odeszła, a wszyscy, którzy uczestniczyli w spotkaniu potrzebowali pomocy dobrego psychiatry, wliczając w to mnie.

***

Do domu doszliśmy w ciszy. Wszyscy byliśmy przytłoczeni tym co powiedziała nam Adrienne. Weszliśmy do domu. Od razu spotkaliśmy rodziców.

- I co? - spytała mama. - Udało się? - nasze miny chyba mówiły same za siebie. Duchess powstrzymywała się od płaczu.

- Chyba widać, jak poszło! Nie ma jej z nami i niewiele brakuje, żeby jej matka się rozpłakała! Jak mogło pójść?! - krzyknęła Sabine. Ad musiała ją poważnie zdenerwować.

- Chodźcie, opowiecie nam o wszystkim - powiedział tata, wskazując na drzwi do salonu.

Gdy wszyscy się tam zebrali, streściliśmy im, co nam powiedziała Ad. Miny rodziców były straszne, widać, że te wieści zszokowały ich tak samo jak nas.

- Najgorsze jest to, że ma rację - powiedział smutno Luke. Szturchnęłam go.

- Przestań. Nie siedzi wam w głowach. - przyjrzałam się reszcie. Wszyscy wyglądali, jakby zgadzali się z moim bratem. - Musiała coś nazmyślać, a wy zaczynacie w to wierzyć! - krzyknęłam.

- Wiesz, że ma racje. Przynajmniej w wypadku moim i Luke'a. Pocałowałam go, bo chciałam znaleść tego właściwego chłopaka. A on...

- Nie zauważałem jej, przez sześć lat nawet nie pamiętałem jej imienia, a dość często tu przychodziła.

- Przestańcie. Każdy popełnia błędy, a ona wykorzystuje wasze przeciwko wam! I przez to macie zamiar tak po prostu się poddać? - spytałam. Chyba pomogło, bo wszyscy zaprzeczyli. Chyba niezła w tym jestem.

Zanim jednak zdążyłam cokolwiek powiedzieć, ktoś włamał się do nas do domu. Miał czarną maskę i czerwony miecz świetlny o potrójnym ostrzu. I kolegę.

Star Wars - "Idealny" ŚwiatWhere stories live. Discover now