Rozdział 9: Zaginiona

760 65 13
                                    

Leia

Wstałam rano i poszłam do Adrienne. Kilka razy pukałam, ale nikt nie odpowiadał. Otworzyłam drzwi. Gdy weszłam zobaczyłam ją leżącą na łóżku. Podeszłam żeby ją obudzić, ale nie poczułam ciała. To było tylko kilka kocy. Wybiegłam z pokoju prosto do sypialni rodziców. Normalnie byłabym pewnie zszokowana, że pierwsze o czym pomyślałam to oni, ale od kilku dni, które wydawały mi się tygodniami, nic nie było normalnie.

- Mamo, tato! - krzyknęłam. Zero reakcji. - Adrienne zniknęła! - oboje zerwali się z łóżek.

- Co takiego? - zdziwiła się mama.

- Człowiek nie może tak po prostu zniknąć - zauważył zaspany tata.

- Wiem, ale dzisiaj przyszłam do pokoju, a jej nie było. Chyba uciekła - przyznałam.

- Obi-Wan mnie zabije.

Adrienne

Grupa klonów prowadziła mnie do celi, po dokładnym przeszukaniu. Chcieli wiedzieć czy nie ukryłam nigdzie miecza świetlnego. W końcu tam dotarłam. Cody włączył laserowe drzwi. Jedyne co teraz mogłam robić to medytować, ale przez to miałam kolejne wizje. Musiałam się czymś zająć, ale nie zniosłabym teraz tych wszystkich obrazów. Zaczęłam więc przywoływać te dobre wspomnienia. I wszystko zobaczyłam tak wyraźne jak normalne wizje.

Siedziałam sama na placu w Świątyni. Miałam sześć lat, a kilka dni temu zniszczyłam wszystkie okna w pokoju, bo nie panowałam nad Mocą. Przyleciałam tu dziś rano z tatą. Był teraz u Rady. Nie wiem czemu. Nie pytałam, bo i tak bym pewnie nie zrozumiała odpowiedzi. Nagle podeszła do mnie brązowowłosa dziewczyna.

- Dlaczego siedzisz sama? - spytała.

- A dlaczego się przysiadłaś?

- Bo też jestem sama. Nie mam wielu przyjaciół - mówiąc to odmachała nastoletniej, niebieskoskórej twi'lekance i togrutance.

- Naprawdę? - zdziwiłam się.

- Tak. Ja ich nie znam. One są miłe, bo znają mojego ojca. Wiedzą kim jest. Zawsze. Wszyscy wiedzą kim jestem i są dlatego mili. A w duchu drwią sobie ze mnie! - udała obrażoną.

- Niby czemu mieliby? Jesteś miła. I nie jesteś swoim ojcem, kimkolwiek by nie był - zauważyłam.

- Dzięki. Jestem Leia, a ty?

- Adrienne - uścisnęłam jej rękę.

Luke

Wszedłem do domu. Nie spodziewałem się jakiegoś super przyjęcia, ale miło by było gdyby ktoś zwrócił na mnie uwagę. Mama stała w salonie w jednej z ładniejszych sukienek, na spotkania senatu i z rozczochranymi włosami. Tata rozmawiał z kimś przez komunikator, w piżamie, a Leia stała w kuchni i robiła śniadanie. Nie było mnie przez jeden dzień i już koniec świata?

- Dzień dobry? - powiedziałem. W holu od razu zrobiło się tłoczno. Mama do mnie podbiegła i przytuliła mnie, tata skończył rozmowę i się przyłączył. Leia stała w drzwiach i się uśmiechała, szczerze. Z salonu wyszła też Duchess. Trzymała Shmi na rękach. - Ktoś mi wyjaśni co tu się dzieje? - spytałem.

- I vice wersa. Myślałam... - Leia nie dokończyła swojego głupiego komentarza. - Czemu cię wypuścili? - gdy rodzice się odsunęli zrobiła coś, czego nie spodziewałbym się nawet w obliczu najgorszej apokalipsy: podeszła do mnie i zrobiła to samo, co mama i tata. - Martwiłam się o ciebie - wyszeptała. Nagle poczułem spaleniznę. Od razu się odsunęła.

- Co spaliłaś? - szturchnęła mnie i pobiegła uratować nas przed pożarem.

***

- Czemu cię wypuścili? - ponowiła pytanie Leia, gdy wszyscy siedzieliśmy w salonie, a spalone jedzenie wylądowało w zsypie.

- Nie wiem. Po prostu przyszedł Rex i powiedział, że jestem wolny. Gdy spytałem dlaczego, powiedział, że nie wie i tylko wykonuje rozkazy - zapadła cisza. Wszyscy się nad czymś zastanawiali, jakby to, co powiedziałem było skomplikowane. - A wy, wyjaśnicie mi co tu się stało? - przerwałem milczenie po dłuższej chwili.

- Znaleźliśmy Adrienne, wczoraj wieczorem - zaczęła Padmé. Jej ton mówił mi, że to nie wszystko. - Gdy dziś rano sprawdzaliśmy, w pokoju nikogo nie było. Uciekła. Mówiła, że wcześniej została porwana, więc się martwiliśmy - znowu zapadła cisza. Wydawało się, że nikt nie ma nic do dodania, ale odezwał się tata.

- Obi-Wan został wezwany przez Radę Jedi. Nie wie o co chodzi - skończył. Miałem dość ciągłego milczenia. Poszedłem do swojego pokoju.

Leia

- Luke, wiem że tam jesteś - powiedziałam pukając do drzwi.

- Zwykle nie przejmujesz się pukaniem. I zamkniętymi drzwiami! - krzyknął. Przewróciłam oczami, czego on nie zobaczył.

- Mam do tego wrócić, czy łaskawie pozwolisz mi wejść? - spytałam sarkastycznie. W odpowiedzi usłyszałam ciszę. Westchnęłam i sama się wpuściłam.

- Z czego teraz chcesz się ponabijać? - spojrzał na mnie spode łba. Siedział na łóżku.

- To zaskakujące... ale z niczego - wyglądał jakbym mu powiedziała, że jestem jakimś Sithem. - Sporo się wydarzyło w ciągu ostatnich kilku dni - zauważyłam. - Jeszcze trzy dni temu bym nie uwierzyła, że możesz trafić do więzienia - usiadłam obok niego. - Przez te kilka dni... ja nie mogłam być przestraszona, niegrzeczna czy wredna. Rodzice potrzebowali pomocy...

- A ja kłamałem, wylądowałem w więzieniu i ktoś mnie pocałował. Zamieniliśmy się miejscami? - zażartował. Nie sądziłam, że ma poczucie humoru.

- No. I powiem ci, że bycie idealną córeczką nie było łatwe. Pewnie mi się nawet nie udało. Ciągle chciałam coś wykrzyczeć, czy spanikować. Gdy widziałam zagubionych rodziców chciałam schować się w pokoju i płakać - przyznałam. Taka szczera rozmowa z Luke'iem nigdy wcześniej mi się nie zdarzyła.

- Ja też nie miałem za lekko. Pierwszy raz pocałowała mnie dziewczyna, przekonana że zaraz zginie za zbrodnię której nie popełniła. Potem okłamałem mistrzynię Jedi, choć nie wiedziałem co do niej czuję. Przez ten czas chciałem się załamać, trudno było ukrywać przed kimś prawdę - wyznał. Otworzył się przede mną. PRZEDE MNĄ, jego wiecznie nieznośną siostrą. - Ale wiesz czemu dalej w to brnąłem? Myślałem, że ty byś sobie poradziła i nie poddała się - uśmiechnął się. Odwzajemniłam to.

- Możesz w to nie wierzyć, ale dla mnie to też nigdy nie jest łatwe. Kłamanie. A ty się za mną wstawiłeś. No wiesz, wtedy z Hanem. Nie zdążyłam ci podziękować. Dzięki - przytuliłam go. To było miłe. Zastanawiałam się, czemu tak długo się nie dogadywaliśmy?

Duchess

Leia poszła pogadać z Luke'iem. Niezbyt dobrze się dogadywali, więc uznaliśmy to za zły pomysł. Po chwili, przyszli do nas oboje.

- A jednak ci się udało - zauważył Anakin.

- Ktoś wątpił? - spytała sarkastycznie. Popatrzyliśmy po sobie.

- Wszyscy - odpowiedziała Padmé. Nastolatka uśmiechnęła się i przewróciła oczami. Mnie nie było do śmiechu. Martwiłam się o córkę. W tym momencie wszedł Obi-Wan.

- I jak? Wiesz coś? - spytałam zdenerwowana. Nie wyglądał na zachwyconego.

- Niedługo ma odbyć się jej proces - liczyłam, że gdy Obi wróci będzie mieć lepsze wieści. Niestety, przeliczyłam się.

Lol dokładnie 999 słów! Czy tylko ja mam takiego pecha? Jedno więcej i byłby tysiąc!

Takie pytanie, czy tylko mi się wydaje, że z każdym rozdziałem fabuła i zachowania... No, czy tylko ja mam wrażenie, że z każdym rozdziałem ta książka staje się coraz bardziej bezsensowna? Albo inaczej: głupia? Jeśli to moje osobiste odczucie, to dzięki. To samo myślałam o wypracowaniu, które trzy polonistki nazwały "świetnym, ciekawym" i coś tam jeszcze, czego nie pamiętam. Większość moich prac nie ma dla mnie sensu, więc nie przejmujcie się tym. Pa.

Star Wars - "Idealny" ŚwiatWhere stories live. Discover now